Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Półmetek prezydent Zdanowskiej, czyli wciąż czekamy na pierwszą ligę

Jolanta Sobczyńska, Marcin Darda
Hanna Zdanowska
Hanna Zdanowska Grzegorz Gałasiński
Pierwszy rok Hanny Zdanowskiej w roli prezydenta Łodzi pokazał przede wszystkim to, że nowa prezydent nie ma kontaktu z łodzianami. Drugi rok, że problem zauważono, jednak próby skontaktowania pani prezydent z mieszkańcami zaczęły dobijać do absurdu. A to właśnie relacje władzy z "podwładnymi" pokazują plusy i minusy tejże władzy.

Lekcję z pierwszego roku urzędowania częściowo odrobiono. Wszystko co z niego pamiętamy, to przede wszystkim niekonsultowane z nikim, a zatem mocno zaskakujące plany likwidacji szkół, gaszenie latarni miejskich, czy pomysł osadzania dłużników w kontenerach.

Z dwu ostatnich pomysłów się wycofano, pierwszy jest realizowany w kolejnej odsłonie, ale "po bożemu", czyli z konsultacjami, wymianą informacji i argumentacji. Że są protesty? To jest naturalne, chodzi tylko o to, z jaką kulturą czy kompromisem władza je rozwiąże. Ale trzeba znać proporcje. Sformułowanie, które nie schodziło politykom z ust po niepełnej ośmiolatce Jerzego Kropiwnickiego to "dialog z mieszkańcami". Bo Kropiwnicki o nic łodzian nie pytał, do dziś wypomina mu się fontannę na Pl. Dąbrowskiego złośliwie zwaną "waginą".

Pierwsze konsultacje, o których można powiedzieć, że się udały to te zaproponowane przez nowego architekta miasta Marka Janiaka na temat przesunięcia pomnika Kościuszki. Nie przez sam kontrowersyjny pomysł i wynik, jaki dały, a przez to, że pokazały, iż łodzianie się swoją przestrzenią interesują. Potwierdzają to także konsultacje m.in. na temat programu "Mia100 kamienic", czy ulicy Konstytucyjnej.

To jest pozytywny aspekt. A negatywny? Jest taki, że nawet ostatnie spacery prezydent Zdanowskiej po Piotrkowskiej i centrach handlowych nazwano "konsultacjami" w sprawie budżetu i inwestycji. A co "inwestycyjnego" prezydent może zaproponować przypadkowemu przechodniowi? Pytanie, czy budowa trasy Górna jest zasadna? A jeśli dziesięcioro przechodniów powie, że tak, a trzydzieścioro, że nie, to co wtedy? Wycofujemy się z inwestycji?

Abstrahując od tej sprzeczności widać jednak, że takie wyjście do ludzi to jest także lekcja, jaką prezydent odebrała w pierwszej połowie roku, kiedy inicjatorzy akcji referendalnej wyskoczyli z argumentem, że prezydent nie słucha łodzian. Złożyły się na to m.in. skutki nie tyle nie konsultowania z łodzianami i konkretnymi środowiskami ryzykownych społecznie kroków, co fatalnej komunikacji i PR.

Ten kryzys, czasem w mniejszym, a czasem w większym stopniu trwa w zasadzie do dziś. O Jerzym Kropiwnickim można powiedzieć wiele złego z punktu widzenia jego trudnego charakteru, ale o PR dbał, a był do tego bardzo wyrazisty.

A Hanna Zdanowska? Mówi, że chce z Łodzi zrobić miasto pierwszoligowe, ale jej przechadzka na otwarcie przejścia dla pieszych lokuje Łódź dokładnie po środku wioski. Z autorskiego podsumowania dwóch lat w roli prezydenta z pamięci wielu pewnie umkną liczby i wyliczanie sukcesów poprzez aż nazbyt sugestywne czarne tło z nazwiskiem i sloganem o spełnianiu obietnic. Wyglądało jak klepsydra, by nie wspominać już, że prezydent za swój sukces uznała odejście od pomysłu stawiania kontenerów dla dłużników, choć był to pomysł jej ekipy.

Jednak największe, nie tylko wizerunkowe wpadki Hanny Zdanowskiej miały związek z niedoszłym referendum. Pierwsza, gdy najpierw przekonywała do prywatyzacji ZWiK, a potem się z niej wycofała, co zachwiało wiarygodnością jej decyzji. I druga, kiedy powołała Radę Mieszkańców, by tydzień potem ją rozwiązać. To był klasyczny polityczny deal, transakcja handlowa, która uratowała ją przed referendum.

Przykład z końca roku to choćby kwestia harmonogramu robót przy budowie nowego dworca i węzła. Walka o nieujawnianie harmonogramu budowy, jeśli nawet przyjąć, że słuszna, to i tak pozostawia wrażenie, że władza coś knuje, tym bardziej, że nawet najlepsze argumenty padną gdy dodamy, że inwestycja nie jest prywatna, a finansowana z pieniędzy publicznych.

Co pocieszające, to fakt, że Hanna Zdanowska na razie nie mówi, że jej wizerunek jako prezydenta to sukces. Za sukces poczytuje sobie choćby reformę urzędu. Reorganizacja rozpoczęła się w sierpniu 2011 roku w sposób dość kontrowersyjny, bo od zatrudnienia kilku dobrze opłacanych osób (na poziomie 10 tys. zł) na stanowiska dyrektorów nowych komórek organizacyjnych - departamentów.

Dyrektorzy departamentów mieli grupować w swoich rękach poszczególne "działki" w Urzędzie Miasta Łodzi: finanse, infrastrukturę i lokale, majątek, sprawy społeczne, obsługę i administrację, strategię i rozwój oraz sprawy "okołoprezydenckie". Przy okazji miała to być też forma "ochrony" dla prezydentów - tak, by dyrektorzy wydziałów nie biegali do nich z każdą sprawą. Magistrat podkreślał, że na tych stanowiskach zatrudnia sprawnych menadżerów, a nie urzędników.

Jednak rozwiązania personalne nie miały dużego znaczenia dla łodzian. Ich bardziej interesowało, co oznacza likwidacja pięciu dzielnicowych delegatur i utworzenie w ich miejsce centrów obsługi mieszkańców. W tym przypadku - ważniejsze od zmiany nazwy - były rozwiązania praktyczne. W całym Urzędzie Miasta miały zacząć obowiązywać takie same procedury. Urzędnicy zajmujący się danym tematem: edukacją, ochroną środowiska itd.zostali skupieni w jednym budynku, co ma usprawnić pracę i skrócić czas załatwiania spraw w urzędzie. Czyli nie byli już rozrzuceni po różnych częściach miasta i po wszystkich delegaturach. A dowód osobisty można wymienić w każdym z pięciu COM - niezależnie od miejsca zamieszkania.

Ale oceniając politykę kadrową nie sposób uciec od personaliów. W urzędzie nie ma już Arkadiusza Banaszka, który jako "niepolityk" lubił często wystawiać się na strzały. Jednak jego działkę przejął były wiceminister infrastruktury Radosław Stępień, który od początku zachwycał gospodarskimi wizytami ekipy remontującej łódzkie jezdnie, bo chodziło o "systemowy ogląd dziur". To wiceprezydent istotny o tyle, że dla Hanny Zdanowskiej ze względu na swe relacje z Cezarym Grabarczykiem, jest teraz w miejsce Marka Cieślaka zastępcą nr 1.

Z nominacją Stępnia kojarzy się transfer Grzegorza Nity z PKP PLK do Zarządu Dróg i Transportu. Nita szczególnie się nie wyróżnia od jego wielu poprzedników, bo z wydawaniem pieniędzy ma identyczne kłopoty jak oni, choć błysnął ostatnio, gdy nie dopuścił do zadania pytania byłemu architektowi miasta, bo wiedział, że nie będzie "na temat".

Spółki? Ich odpolitycznianie na razie polega na odwołaniu Włodzimierza Tomaszewskiego ze ZWiK, choć pojawili się też menedżerowie z PO nie kojarzeni, jak Bartosz Rola, prezes Aquaparku "Fala", jednak pytanie czy dobrzy, wciąż jest otwarte.

W wielu przypadkach trzony zarządów i rad nadzorczych wciąż stanowią "urzędnicy" PO, jak choćby Romuald Bosakowski (ŁSI, MPO), Zbigniew Papierski (MPK), Marcin Ogrodzki i Konrad Jaros (WTBS), Anna Mizgalska - Dąbrowska (rada ZDiI), czy Marek Cieślak, który jako wiceprezydent Łodzi zasiada w radach "Zjazdowej" czy ŁSSE. To i tak nie wszyscy, ale im niższe szczeble w spółkach, tym więcej ludzi PO lub ich rodzin.

Ostatni jaskrawy przykład to syn radnej PO Wiesławy Zewald w GOŚ. Po posadach w spółkach z udziałem miasta fachowo rozeszli się także radni Platformy, co jest już nepotystyczną tradycją, ale trzeba oddać, że tak na życie zarabiają inni, ci z opozycji. Tak czy siak, wciąż pojawiają się opinie, że na nienajlepszy wizerunek prezydent Łodzi bardziej pracuje źle przez nią dobrane otoczenie, niż ona sama.
Niejednoznacznie oceniana jest również strategia marki, logo oraz slogan promocyjny. Firmę Demo i jej ofertę Hanna Zdanowska przejęła w spadku po zarządzie komisarycznym miasta, a po prezentacji nawet wiceprezydent Cieślak szczerze wyznał, że zachwycony nie jest. Puste hasło, że "skoro Łódź na zewnątrz nie kojarzy się z niczym to kojarzy się ze wszystkim" wcześniej było sprzedawane w Radomiu. Pustym, bo w zasadzie do dziś nie wiadomo, co ta "Łódź kreuje", a równie dobrze można było wymyślić, że "płynie", bo też mówi wszystko i nic.

Łódź jednak nowy slogan na swój ironiczny sposób polubiła, czemu dają wyraz choćby komentarze do sposobu uprawiania polityki przez Hannę Zdanowską, np. budżetowej. Najświeższy przykład "kreowania" przez Łódź to komunikat o braku podstaw przekazania przez miasto 128 mln zł do własnej spółki ŁSI, która szybko miała pieniądze zwrócić. Manewr ów dałby ponad 100 mln zł po stronie wydatków inwestycjnych, a po zwrocie - po stronie wpływów do budżetu.

A z samymi inwestycjami najczęściej dobrze jest tylko na papierze. Oczywiście to wspaniale, że buduje się Trasa Górna, EC1 i Fabryczna. Jednak budżet na 2012 r. był pierwszym, przygotowanym od początku do końca przez ekipę prezydent Zdanowskiej. Bardzo ambitny, z inwestycjami, które mają zmienić Łódź. Ale zaledwie przed tygodniem radny Władysław Skwarka (SLD) wyliczył, że przez 10 miesięcy wydano tylko 278 mln zł, a 525 mln nie może się wydania doczekać. To ledwie trzecia część.

Nie widać końca sporów w sprawie stadionów, ani nawet sugestii, że to szansa, by rozmawiać o jednym miejskim stadionie.

Podwyżki? Hanna Zdanowska zaczynała kadencję od półgodzinnego biletu MPK za 2,40 zł. Dziś już takiego biletu nie kupimy, a 40-minutowy kosztuje 3,20 zł. A od stycznia 2013 roku trzeba już będzie wydać na niego 3,40 zł. Ale za to najpopularniejsza 30-minutowa, miesięczna migawka na wszystkie linie staniała z 88 zł do 80 zł, zgodnie z obietnicą wyborczą. I tyle ma kosztować do końca 2013 roku.

Godzina parkowania w centrum na początku kadencji Hanny Zdanowskiej kosztowała 2 zł. Dziś - 3 zł, a od 1 grudnia powiększyła się jeszcze strefa płatnego parkowania.

Za wodę i ścieki w 2011 roku trzeba było płacić 6,48 zł brutto za metr sześcienny. Dziś kosztuje to 6,98 zł brutto, a prezydent Łodzi właśnie poinformowała, że od 2013 roku cennik ukształtuje się na poziomie 7,49 zł brutto. Nikt nie twierdzi, że podwyżek ma nie być, jednak to powinien być proces długofalowy, a nie skoki wieloprocentowe

Co na plus? Marek Janiak w roli architekta Łodzi. To artysta, kontrowersyjny, czasem arogancki, ale potrafi pobudzić łodzian do dyskusji, której w Łodzi był deficyt. Ma dwa podstawowe cele: plany zagospodarowania przestrzennego i przywrócenie do właściwego wizerunku centrum Łodzi. Sama zmiana estetyki centrum nie do tego nie wystarczy, bo żeby to centrum stało się prestiżowe, musi zagrać przeprowadzana bez emocji operacja zmiany struktury mieszkańców centrum, bo bez tego ono prestiżowe nigdy nie będzie.

Niezależnie od sposobu rozwiązania kwestii społecznych z tym związanych, w sensie "historycznym" realizacja programu "Mia100 kamienic" zostanie zapisana jako sukces prezydent Zdanowskiej. Ta realizacja swoje minusy ma, bo co jakiś czas można w gazetach przeczytać o remontowaniu z lokatorami w środku. Mia100 kamienic zakłada wyremontowanie 100 budynków do końca 2014 roku. Dziś 15 budynków jest dokończonych, a w 32 remonty trwają. Miasto wydało 62 mln zł, a na 2013 rok planuje wydanie 70 mln zł i rozpoczęcie prac w 33 budynkach.

Dużym plusem jest likwidacja łódzkiej "Hiroszimy", czyli wyburzenie ruder naprzeciwko Pałacu Poznańskiego. Z tym nie poradził sobie żaden z jej poprzedników. Wracając do Marka Janiaka, to także dzięki niemu po kilkudziesięciu latach, w porozumieniu ze ZDiT i konserwatorem zabytków udało się wyznaczyć linię zabudowy ul. Zachodniej w tej jej części, gdzie przed laty wyburzono fronty kamienic pod rozbudowę drogi. Ten plus też zostanie doceniony po latach.

Minusem Janiaka jest jego język, bo przy sensownej koncepcji rozbudowy miasta do wewnątrz, to co na zewnątrz nazywa "terenami uzupełniającymi" niepotrzebnie prowokuje polityków, głównie szefa Rady Miejskiej Tomasza Kacprzaka.

Kolejny plus za Andrzeja Stycznia i BioNanoPark. Inwestycję zakończono rok wcześniej i jakkolwiek nowe technologie to dyscyplina wciąż niszowa, udziałowcy (a Łódź ma tam ponad 80 proc. udziałów) mogą liczyć na duży szacunek i wysoką markę w świecie nauki.

Od miasta w czasach kryzysu nie odwracają się również inwestorzy, bo w branży robi wrażenie rozbudowa Infosysu, czy ulokowanie się w Łodzi HP i PwC, choć jest także pytanie o podział zasług między włodarzy miasta, a historyczne udogodnienie to domknięciu autostrady A2 między Łodzią a Warszawą (w czym też spory udział eksministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka).

Hanna Zdanowska, czego mało kto się spodziewał, z tarczą wyszła z medialnej awantury zaserwowanej przez Davida Lyncha, zresztą także dzięki raczej niespodziewanej pomocy Donalda Tuska.

Dwa lata Hanny Zdanowskiej w roli prezydenta nie zmieniły jakości życia łodzian, jak twierdzi i jak zapowiadała pani prezydent. Połowa kadencji w bardziej dobitny sposób pokazała kierunek w którym prezydent zmierza. Ale na to powinien wystarczyć rok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki