Pamiętacie pożegnanie z igrzyskami Agnieszki Radwańskiej? Brakowało tylko, żeby powiedziała, że w sumie to lepiej, bo będzie więcej czasu na odpoczynek przed US Open i kupowanie torebek w Harrodsie.
Niektórzy polscy sportowcy - i właśnie wygląda na to, że głównie polscy, czyli to taka nasza narodowa przypadłość - choć przegrywają częściej w życiu, niż wygrywają - nie zdążyli się jeszcze nauczyć przyjmowania porażek. Szermierz Zawrotniak, który przegrał z Senegalczykiem, choć nazywał go Francuzem (że to niby lepiej brzmi), na koniec poskarżył się, że w sali, w której trenuje, są tylko dwa małe okienka.
A poza tym nie miał szans, bo jego trener klubowy siedział na trybunach, a nie przy planszy. Genialna była też judoczka Marta Pogorzelec, której zrobiło się żal kulawej rywalki, więc dała jej wygrać, o czym po walce z dumą poinformowała. A Marta Pihan-Kulesza (gimnastyczka, wyraźnie niedowartościowana) na Facebooku napisała, że wszyscy dziennikarze są popierd... A później też przegrała, ale akurat ona z porażki tłumaczyć się nie musiała, bo jej występ nie zainteresował żadnego dziennikarza. Chyba bez straty dla Czytelników.
Konieczna i jej łzy - jestem pewien, że szczere - będą tym lepszym symbolem polskich porażek i tym, co zapamiętam na długo. A Radwańska? Niech kupi sobie następną torebkę. I niech popatrzy na to, jak o medal walczył Federer, który pieniędzy ma jeszcze więcej, ale zamiast biegać do Harrodsa, wolał grać w tenisa. A gdy przegrał finał, był bardzo niepocieszony.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?