Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porządek musi być

Patrząc z boku
Monika Pawlak
Monika Pawlak Dziennik Łódzki/archiwum
Lato się kończy, o moim urlopie w Jastarni prawie zapomniałam. Prawie, bo jedno wspomnienie z wakacji jakoś nie chce mnie opuścić. I wcale nie chodzi o morza szum, ptaków śpiew i plażę, tylko o czystość.

Proszę sobie wyobrazić taki obrazek. Jest środek lata, sezon turystyczny w pełni, niedziela. Kaszubi, to bardzo religijni ludzie, więc miejscowi rano elegancko ubrani idą do kościoła, to dla nich najważniejszy punkt dnia. Zresztą miejscowy proboszcz i na obecność turystów na niedzielnych nabożeństwach narzekać nie może, ale nie o tym chciałam.

Co widzą ci wszyscy ludzie po wyjściu z kościoła? Sunącą ulicami Jastarni... śmieciarkę. Tak, śmieciarkę. Główną ulicą kurortu pełną smażalni, lodziarni, kramów z pamiątkami i innych turystycznych rozrywek jedzie śmieciarka w tempie 10 km/ha. Zatrzymuje się przy każdym ulicznym koszu na śmieci, czyli co 40 - 60 metrów (w takiej odległości od siebie są tam kosze) z auta wyskakuje młody człowiek, opróżnia kosz (nieważne czy wypełniony do połowy czy prawie pusty) i wóz rusza dalej. Mocno się zdziwiłam, bo niedziela to i święto, i dzień wypoczynku, ale myślę sobie - chcą zrobić na turystach dobre wrażenie, przecież z nich żyją. Kolejna niedziela - to samo. Ludzie z kościoła, a śmieciarka sunie. Ale jeszcze bardziej się zadziwiłam kiedy taki sam obrazek - ludzie z kościoła, a tu śmieciarka - zobaczyłam 15 sierpnia. W dniu ważnego święta narodowego i - jak mawia moja babcia - "w wielkie kościelne święto" Matki Boskiej Zielnej. Tego dnia właśnie idzie się do kościoła z bukietem ziół, na rodzinny obiad, spacer, ale sprzątanie? Niech Bóg broni! Wiedziona zawodową ciekawością zapytałam moją gospodynię ki diabeł z tymi śmieciarkami, niedziela, święto?

- Niedziela, nie niedziela, porządek musi być. A ksiądz na spowiedzi rozgrzeszy... - wyjaśniła moja gospodyni, mrugając znacząco okiem.

Jeżdżę do Jastarni co roku, od siedmiu lat. I nie widziała tam nigdy śmieci wysypujących się z ulicznego kosza. Nieważne - na głównej ulicy czy bocznej. Albo na przystanku autobusowym. Nie widziałam też chodników upstrzonych resztkami gumy do żucia, tłustych plam wżartych w trotuar. A w sezonie przewijają się tam tłumy ludzi, liczone w setkach tysięcy. Mało tego. Niemal do każdego pensjonatu (a jest ich bez liku) na wakacje z właścicielem przyjeżdża co najmniej jeden pies. I co? Na ulicy psich kup nie ma.

Wróciłam do Łodzi i co? Z ulicznego kosza, obok mojego bloku, wysypywała się zawartość. Przy wejściu do klatki schodowej leżała nie niepokojona przez nikogo psia kupa. Niech nikt nie mówi, że Jastarnia to małe miasto, nie ma z Łodzią porównania. Bo nie ma. Tam nawet w "wielkie święto" sprzątają, u nas ani w święto, ani w dzień powszedni.
Monika Pawlak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki