18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pośmiertne pojednanie

Joanna Leszczyńska
Z Dieterem Schenkiem, niemieckim historykiem i pisarzem, rozmawia Joanna Leszczyńska

Wkrótce ukaże się polskie wydanie biografii Hansa Franka, Pana autorstwa: "Hans Frank. Prawnik koronny Hitlera i generalny gubernator". Co było dla Pana największym wstrząsem podczas pisania tej książki?

Zajmuję się od wielu lat tematyką zbrodni nazistowskich i jest mi znanych wiele dokumentów źródłowych. Na przykład dotyczących zbrodni, popełnionych w rejonie Gdańska, jak te, które opisywałem w książce o Albercie Forsterze, namiestniku Hitlera w Gdańsku. Forster był prymitywnym członkiem NSDAP i jednocześnie ślepym narzędziem woli Hitlera. W odróżnieniu od Forstera, Frank był postacią o wielu twarzach. Był tak samo bezwzględny i niemoralny, jak wysoki poziom osiągała jego inteligencja. Dlatego miałem motywację, by prześwietlić Franka pod wszystkimi aspektami jego osobowości. Rozmawiałem o nim z jego synem, Niklasem. Zapytałem, jaki jest jego stosunek do ojca. Odpowiedział mi szczerze: "Szukałem usilnie czegoś o moim ojcu, co mógłbym określić jako coś pozytywnego. Niczego nie znalazłem". Kiedy sam zakończyłem badania nad Frankiem, muszę powiedzieć, że Niklas miał rację. Jedynym momentem, w którym jego ojciec zachował się godnie, był moment, kiedy stanął pod szubienicą. Nie wykrzykiwał "Heil Hitler!" albo "Niech żyją Niemcy!", jak inni nazistowscy zbrodniarze, lecz ograniczył się do podziękowania księdzu, odprowadzającemu go pod szubienicę. Pisząc tę książkę, często doznawałem uczucia wściekłości. Trudno nie być wściekłym, jeżeli czyta się dokument, w którym Hans Frank wyjawiała swoje marzenie: "Jeżeli wreszcie wygramy tę wojnę, zrobimy z Polaków i Ukraińców siekane mięso". Owo uczucie wściekłości było dla mnie zawsze sygnałem ostrzegawczym, bo jako autor musiałem zachowywać obiektywizm.

Co kierowało Frankiem: fascynacja nazizmem, czy może dostrzegał w nim szansę na bogate, wystawne życie?

Jedno nie wyklucza drugiego. Frank był z przekonania zwolennikiem narodowego socjalizmu. Hitlera poznał jako młody człowiek w Monachium i zachwycił się nim. To dzięki niemu zrobił karierę jako prawnik. Był jego obrońcą w procesach sądowych. Z woli Hitlera został najwyższym funkcjonariuszem prawnym NSDAP. Frank traktował prawo jako narzędzie do wyniszczenia wszystkich przeciwników narodowego socjalizmu. Był przestępcą kryminalnym już wtedy, kiedy wykonywał zawód adwokata. Sądy zmuszały go wyrokami do spłacania długów. Dopuścił się też oszustwa matrymonialnego. Od kobiety, której obiecywał małżeństwo, choć był już żonaty, pożyczył pieniądze i ich nie oddał. Sprawowanie władzy w Generalnym Gubernatorstwie w Krakowie dało mu pełne pole do oszustw, gdyż miał naturę pospolitego oszusta.

W czasie wykładu dla studentów prawa Uniwersytetu Łódzkiego nazwał Pan Franka kukłą, człowiekiem niepozbawionym śmieszności. Na czym ta śmieszność polegała?

Będąc na najwyższym stanowisku w Generalnej Guberni, często osobiście dociekał, kto i w jakich okolicznościach nazwał go "kukłą". Słabości Franka były komentowane w GG przez Niemców i folksdojczów. Żył na zamku na Wawelu niczym monarcha. O jego Guberni mówiono "Frankreich", czyli królestwo Franka. Wydawał pieniądze ze skarbu GG oburącz. Przy tym pełnym rozrzutności i przepychu sposobie życia zwoływał zebrania partyjne, podczas których mówił: "Musimy oszczędzać na wszystkim, by doprowadzić do zwycięstwa". Wielka skala korupcji Franka była powszechnie znana wśród jego funkcjonariuszy i w SS.
Niklas Frank napisał dwie książki o swoich rodzicach. Zdaniem niektórych polskich czytelników, kiedy się miało takiego ojca, powinno się milczeć. Co Pan o tym sądzi?

Poznałem dobrze Niklasa Franka. Sam zorganizowałem co najmniej dwie publiczne dyskusje z jego udziałem. Zadałem mu takie samo pytanie, które Pani mi dziś zadaje. Niklas urodził się w 1939 roku w rodzinie, obciążonej wielką psychiczną hipoteką. Z dzieciństwa na Wawelu zapamiętał scenę, kiedy jako kilkulatek gonił się z ojcem wokół stołu. Ojciec nie pozwalał się złapać i wołał do niego: - Jesteś obcy! I tak go nazywano w rodzinie. Wiedział, że ojciec jest przekonany, że on nie jest jego synem, gdyż podejrzewał żonę o niewierność. To wielkie obciążenie dla dziecka, kiedy ojciec nie uznaje je jako własne. Swoją drogą, Niklas jest bardzo podobny fizycznie do ojca i te podejrzenia chyba były bezpodstawne. Bardzo zraniło go też pożegnanie w Norymberdze, niedługo przed powieszeniem ojca. Cała rodzina była oddzielona od Hansa szybą, nie mogli się zatem dotknąć. Do każdego członka rodziny ojciec coś mówił na temat przyszłego życia, a do Niklasa powiedział: "Niki, będziemy świętować razem święta Bożego Narodzenia". A tymczasem Niklas dobrze wiedział, że ojciec będzie skazany na śmierć. Już w szkole słyszał od kolegów, że zostanie powieszony. Jeszcze dziś przeżywa, choć ma 70 lat, że ojciec zachował się wobec niego niegodnie. Bo to był ostatni moment, w którym ojciec mógł postąpić wobec niego tak, żeby zapamiętał to jako coś pozytywnego. Niklas od początku uważał, że powinien opowiedzieć światu historię ojca. Mówi, że myśląc o nim, ma przed oczami stosy trupów. Podziwiam go, że tak szczerze publicznie mówi o swoich uczuciach.

Czym się zajmował zawodowo?

Niklas był uznanym dziennikarzem. Pisał do "Sterna", był korespondentem z różnych zapalnych miejsc na świecie. Wszędzie szukał śladów, dotyczących ojca. W swojej książce powiedziałem wszystko, co wiem o Franku, ale być może jego syn wie jeszcze więcej niż mi powiedział i udostępnił. A dostarczył mi wiele wcześniej nieznanych dokumentów i informacji, pozostawiając jednocześnie wolną rękę w pisaniu. Tekst książki przed publikacją nie był mu znany.

Jakim przeżyciem dla Pana było poznanie przeszłości własnego ojca, który pracował w gestapo?

Ojciec był policjantem we Frankfurcie. W 1942 roku zameldował się ochotniczo w placówce gestapo w Normandii. Zamieszkaliśmy z mamą razem z nim. Byliśmy kochającą się rodziną. Po inwazji aliantów w Normandii ojciec został aresztowany przez Francuzów. Zgodnie z zarządzeniem władz alianckich, wszyscy aresztowani funkcjonariusze gestapo nie mogli być zwolnieni z aresztu bez zbadania ich wcześniejszych czynów. Trafił do obozu internowanych, prowadzonego przez Amerykanów w Darmstadt. Stamtąd dostał się do szpitala, gdzie został poddany operacji przepukliny. Zapadł na polipa płuc i zmarł w 1946 roku. Nigdy nie chciał rozmawiać o wojnie. Z mamą, która zmarła sześć lat temu, też nigdy o tym nie rozmawialiśmy. To typowe w Niemczech dla tej generacji. To pokolenie milczy, żeby nie usłyszeć pytań i zarzutów. Potrzebowałem 30 lat, żeby z żoną pojechać do miejscowości, w której ojciec służył w gestapo. Miałem poważne obawy, żeby moje wyobrażenie o ojcu nie zostało zniszczone tym, co tam odkryję. Odnaleźliśmy dom, w którym mieszkaliśmy podczas wojny. Spytałem starszą panią, wyglądającą przez okno, czy pamięta mnie, syna jej sąsiada. Okazało się, że była ważną postacią francuskiego ruchu oporu. Usłyszałem od niej, że moja mama była serdeczną osobą, utrzymującą kontakty z Francuzami, a ojciec raczej trzymał się z boku. Przez tydzień rozmawiałem z wieloma Francuzami z ruchu oporu. Dowiedziałem się, że ojciec nie był zwierzchnikiem gestapo w tej miejscowości, że zajmował się sprawami wewnętrznymi i nie ciążą na nim zbrodnie. To sprawiło, że mogłem pośmiertnie zawrzeć z nim pokój. Było dla mnie ważne, że uwolniłem się od podejrzeń wobec ojca. Być może gdybym nie uwolnił się od tego, nie mógłbym zająć się książką, o której dziś mówimy.

W swojej książce "Brunatne korzenie BKA", ujawnił Pan, że Federalny Urząd Kryminalny, czyli Bundeskriminalamt (BKA), został utworzony po wojnie przez zbrodniarzy nazistowskich, którzy znaleźli w nim schronienie. Ujawnił Pan te nazwiska, sugerując, że owe nazistowskie korzenie sprawiły, iż policja była pobłażliwa dla prawicowych ekstremistów. "Schenk to w porzo człowiek, ale mogą go zaszczuć we własnym Landzie" - napisał polski internauta. Jak Pańskie ustalenia zostały przyjęte przez niemiecką opinię publiczną?

Owszem, mam wrogów w Niemczech. O szczegółach nie będę mówił. Mam jednak więcej przyjaciół. W żadnym razie nie czuję się w moim kraju zagrożony. Nadal mam zamiar pisać o tym, o czym jestem przekonany. Wychodzę z założenia, że przy pisaniu książki nie mogę myśleć o grożących mi konsekwencjach, bo nie mógłbym w pełni zaangażować się w pisanie. Współczesny BKA nie jest mi wrogi. Dwa lata temu byłem zaproszony przez ten urząd na spotkanie, żebym szczegółowo przedstawił nazistowską przeszłość członków tej jednostki. Muszę powiedzieć stanowczo, że to, iż mogłem opublikować ostatnią książkę "Federalny Urząd Kryminalny. Pomoc policji dla reżimów państwowych, posługujących się torturami", jest dowodem poziomu demokracji w Niemczech. Książka wywołała burzę. W tej sprawie występowałem jako ekspert przed Bundestagiem.

Napisał Pan książki o wojennym Gdańsku. Czy będzie książka o Łodzi?

Z prof. Witoldem Kuleszą przygotowujemy książkę o tym, jak w Łodzi urzeczywistniały się idee narodowego socjalizmu. Ta książka trafi na rynek niemiecki. Jestem dumny, że moje książki ukazują się także w Polsce, ale mój główny zamysł jest taki, aby to w Niemczech czytano książki o nazistowskich zbrodniach, popełnionych w Polsce. Te książki spotykają się z dobrym odbiorem, co ma związek z pojawieniem się nowej generacji Niemców, która nie ma żadnych doświadczeń, dotyczących narodowego socjalizmu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki