Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Praca w górnictwie dała mi szczęście

Redakcja
Choć od 20 lat jest na emeryturze, z sentymentem wspomina pracę w KWB Bełchatów. - Byłem wówczas bardzo szczęśliwym człowiekiem - mówi pan Ryszard Kaczmarek, który pracował jako przodowy. - Wszystko mi się udawało, a awarie i wypadki omijały mnie szerokim łukiem.

Takiego przebiegu kariery zawodowej panu Ryszardowi może pozazdrościć niejeden górnik. Pracę zaczynał w Kopalni Węgla Kamiennego Halemba, później przeniósł się do odkrywkowej kopalni w Adamowie. Kiedy powstawała kopalnia w Bełchatowie, zaczął się nią interesować.

- Dowiedziałem się, że będą potrzebni pracownicy z takim doświadczeniem i z takimi uprawnieniami jak moje, ale dopiero za jakiś czas - wspomina. Jak się okazało, pan Ryszard nie musiał długo czekać. Już we wrześniu 1975 roku, czyli kilka miesięcy po tym jak powołano Przedsiębiorstwo Państwowe Kopalnia Węgla Brunatnego Bełchatów w budowie, otrzymał podpisane przez dyrektora Stanisława Drozdowskiego pismo o następującej treści:
"W związku z planowanym zatrudnieniem Obywatela w naszej Kopalni uprzejmie zawiadamiam, że wystąpimy w wnioskiem do Naczelnego Dyrektora CZPWB o rozwiązanie umowy z dotychczasowym pracodawcą w drodze przeniesienia służbowego z dniem 1.X.1975 r. (...) Mieszkanie, zgodnie z normami prawa lokalowego, gwarantujemy w terminie 3 miesięcy od daty podjęcia pracy. Jednocześnie informujemy, że w drugiej połowie października br. zostanie Obywatel skierowany na krótkie szkolenie do RFN".

Pan Ryszard rozpoczął pracę w KWB Bełchatów 2 stycznia 1976 roku. I choć miał już spore doświadczenie, praca w Bełchatowie różniła się od tej w Adamowie. - Tam nad węglem zalegało 38-40 metrów nadkładu, tutaj - 140 metrów! - wyjaśnia. - W związku z tym, żeby szybciej dokopać się do naszego brunatnego złota, trzeba było sprowadzić z Niemiec koparki o większej wydajności. Były one naprawdę imponujących rozmiarów, a ponieważ ja kocham ogromne maszyny, praca w bełchatowskiej kopalni była spełnieniem moich marzeń. Cieszyłem się, że każdego dnia pracy mogłem podziwiać te kolosy. Zadowolenie było tym większe, że to mnie przypadł później zaszczyt sprowadzenia tych maszyn do wkopu.

Pod koniec maja 1977 roku koparka SchRs 4600.50, czyli K-41, ruszyła z placu montażowego na swoje stanowisko pracy, a już kilka dni później, 6 czerwca 1977 r., zaczęła zbierać nadkład. Datę tę uznaje się za rozpoczęcie pracy ciągu KTZ (koparka - taśmociąg - zwałowarka). Jak mówi pan Ryszard, było to ogromne wydarzenie.

- Mnóstwo gości, mnóstwo przeżyć. Urobek szedł jak rzeka. Kiedy porównuję koparki nadkładowe, z którymi miałem do czynienia w Adamowie, z tymi, z którymi pracowałem w Bełchatowie, mogę powiedzieć, że jedynie funkcja tych maszyn była taka sama - zbieranie nadkładu. Parametry były diametralnie inne. Proszę sobie wyobrazić, że maszyny, które pracowały w Bełchatowie, miały wydajność 100 tys. m3 na dobę. To tak jakby każdego dnia z miejsca na miejsce przewodzić nadkład za pomocą 30 tysięcy wywrotek!

Mimo że pan Ryszard od prawie 20 lat przebywa na emeryturze, często wraca myślami do czasów, kiedy jako przodowy pracował w Kopalni Bełchatów. - Praca ta przynosiła mi sporo radości i dała mnóstwo szczęścia. Kiedy ma się możliwość pracy z takimi kolosami, nie zdarzają się żadne wypadki, a do tego wszystkiego dochodzi się do porozumienia z przełożonymi, to człowiek jest szczęśliwy. Ogromnie się cieszę, że mogłem być świadkiem takich przełomowych wydarzeń dla kopalni, jak zdejmowanie pierwszych metrów nadkładu czy dokopania się do węgla. Te czasy miło wspominam również dlatego, że pracowałem z osobami, które darzę ogromnym szacunkiem i sentymentem - podsumowuje pan Ryszard.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki