Za pierwszym razem wypił sporo wina domowej roboty i poprawił dopalaczem. Efekt był piorunujący: poczuł się tak fatalnie, że babcia wezwała karetkę pogotowia. Trafił do szpitala, w którym lekarze go wykurowali. Za drugim razem Krzysztof K. przez siedem dni zażywał dopalacze, które kupował w sklepach Smart Szop w Zgierzu i Łodzi.
Wśród nich był specyfik o nazwie Coco Cherry, który miał wprowadzać w błogi nastrój. Dopalacze dały znać o sobie, gdy Krzysztof K. z kolegami jechał autem. Gdy byli pod Aleksandrowem, trzej młodzi ludzie poczuli się fatalnie, jeden z nich dostał padaczki. Wszystkich przewieziono do szpitala.
Czytaj:Proces Dawida B., króla dopalaczy: Firma króla dopalaczy była naszpikowana kamerami
- Lekarz pogotowia zdziwił się, że jeszcze żyjemy - zeznał w śledztwie Krzysztof K. I wyjaśnił, że sięgał po dopalacze z ciekawości. Nie odstraszyło go nawet to, że na opakowaniu była przestroga, aby nie spożywać tego produktu. Dzisiaj już nie zażywa ani dopalaczy, ani narkotyków.
Kolejnym świadkiem była Agnieszka J., która opisała tragiczną sytuację, jak w 2010 roku w łódzkim klubie bawiła się w nocy z przyjaciółmi. Wśród nich był Mikołaj, który nagle zmarł na schodach przed wejściem.
**Czytaj:
Proces Dawida B., króla dopalaczy. Świadek: "Na oczach policjantów i żurnalistów kupił dopalacze"**
Nie jest wykluczone, że do jego zgonu przyczyniły się dopalacze.
ZOBACZ |Wydarzenia minionego tygodnia w Łódzkiem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?