Protest ratowników z Łódzkiego w środę, 30 czerwca
W środę w południe na Piotrkowskiej pojawili się ratownicy m.in. z Łodzi i Piotrkowa Trybunalskiego. Swoją obecność zaznaczyli wyciem syren. Przekonywali, że po ustaniu pandemii czują są lekceważeni.
Jacek Błoch, związkowiec z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi i organizator protestów podkreślał w przemowie, że w czasie trzech fal pandemii to właśnie ratownicy zapewniali pomoc, podczas gdy wielu innych medyków zamknęło się przed pacjentami.
Po epidemii ratownicy czują się niedocenieni. Wkrótce mają stracić wywalczony kilka lat temu dodatek w wysokości 1,6 tys. zł brutto, czyli 900 zł netto. Nie podoba im się też różnicowanie minimalnych zarobków w zależności od wykształcenia i sprzeciwiają się kwalifikowaniu ich jako "inny zawód medyczny". - Czujemy się upokorzeni i jest nam przykro - podkreśla Jacek Błoch.
Ratownicy zjechali się do Łodzi na protest z różnymi motywacjami. -Z dodatkiem miałam 3,5-4 tys. na rękę. Strata 900 zł to dla mnie bardzo dużo - mówiła jedna z ratowniczek. - Zostaliśmy zrównani z klasyfikatorami grzybów - denerwował się Krzysztof Czarnota, ratownik z Łodzi.
Protestujący złożyli list otwarty ze swoimi postulatami do wojewody Tobiasza Bocheńskiego.
To kolejny już protest medyków związany z przygotowywaniem ustawy o minimalnych wynagrodzeniach w służbie zdrowia. 7 czerwca w tym samym miejscu stały pielęgniarki z Łódzkiego.
Adam Stępka, rzecznik zatrudniającej tysiąc ratowników WSRM podkreśla, że jeśli nowa ustawa nie wyrówna strat dodatków, WSRM pokryje różnicę.
- Pobory ratowników nie zmniejszą się - zapewnia.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
