Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Przerost formy nad treścią? I tak, i nie". Kilka słów po porażce ŁKS w Krakowie

R. Piotrowski
Ricardo Guima w starciu z Maciejem Sadlokiem z Wisły [Fot. Anna Kaczmarz]
W 5. kolejce ekstraklasy ŁKS przegrał z Wisłą w Krakowie aż 0:4. To trzecia porażka z rzędu beniaminka. - Czy to już przerost formy nad treścią? - zastanawiają się kibice łódzkiego klubu. I tak, i nie...

Tak boleśnie wykarbowali skórę ełkaesiakom po raz ostatni w lidze piłkarze Floty Świnoujście, którzy w październiku 2012 roku ledwie dychających łodzian rozgromili na zapleczu ekstraklasy aż 7:1. Nieco wcześniej, bo w grudniu 2011 roku, jeszcze w piłkarskiej elicie, 0:4 przegrał natomiast ŁKS w Poznaniu z Lechem.

Marna to pociecha dla sympatyków łódzkiego klubu, że w tamtych dwóch spotkaniach, a i w całych bez mała rozgrywkach również, ełkaesiacy byli jedynie tłem dla rywali, zaś w piątkowy wieczór w Krakowie przez kilkadziesiąt minut prowadzili grę, ba, oddali nawet summa summarum więcej strzałów na bramkę.

ŁKS nie „przeszedł obok spotkania”, przez kilkadziesiąt minut próbował realizować z grubsza to, z czego dał się poznać na początku sezonu, a jednak jego niedostatki zostały przez bardziej doświadczony zespół trenera Macieja Stolarczyka boleśnie obnażone.

Do 23. minuty, a więc pierwszej bramki Pawła Brożka, wydawało się, że plan gości powinien wypalić. Ełkaesiacy opanowali środek pola, kilkukrotnie zagrozili bramce Wisły, a zespół sprawiał wrażenie nieźle zorganizowanego. Ale potem dały o sobie znać grzeszki w grze obronnej beniaminka. Niedokładne wyprowadzenie piłki, brak konsekwencji w kryciu rywali i snajperski nos doświadczonego napastnika „Białej Gwiazdy” sprawiły, że łodzianie stracili kontrolę nad spotkaniem.

Wisła nie zawracała sobie głowy finezją łodzian. Postawiła na bezpośredniość, starą szkołę gry skrzydłami i w gruncie rzeczy prostymi środkami, zazwyczaj trzema podaniami, potrafiła przedostać się w okolicę „świątyni” Michała Kołby.

– W tym akurat meczu dziesiątki podań wymienianych przez piłkarzy ŁKS w porównaniu z rzeczoną bezpośredniością Wisły wyglądały, zwłaszcza po przerwie, groteskowo. Czy to już przerost formy nad treścią? I tak, i nie. Dajmy ełkaesiakom jeszcze dwa, trzy spotkania – napisał jeden z kibiców „Rycerzy Wiosny” i choć głos ten nie pochodzi od żadnej z mądrych głów analizujących spotkanie ze srebrnego ekranu, wsłuchać się w niego chyba warto. Poza tym, czy istnieje alternatywa? Sam trener Kazimierz Moskal przyznał kilka tygodni temu, że „plan B” jest taki sam jak „plan A”, swojej filozofii nie poświęci więc na ołtarzu wyniku choćby dlatego, że ten zespół prawdopodobnie inaczej grać w piłkę nie potrafi, co nie znaczy, iż musi być skazany na piłkarską i już mocno przejrzystą dla rywali jednowymiarowość. Pozostaje mieć nadzieję, że szkoleniowiec ŁKS ten swój jedyny plan zdoła podrasować.

Brak siły ognia i niedokładności (nad podaniem Łukasza Sekulskiego do Daniela Ramireza, które pozwoliłoby Hiszpanowi stanąć oko w oko z golkiperem Wisły w końcówce pierwszej połowy spuśćmy zasłonę milczenia) to jedno. Niedostatki w grze obronnej ŁKS i nie tylko defensorów, ale i środkowych pomocników (czy trzecia bramka Vukana Savicevicia żywo nie przypomina gola Darko Jevticia ze spotkania z Lechem w Łodzi?) to drugie.

Trudno nie odnieść wrażenia, że Wisła okazała się w piątek bardzo silna przede wszystkim słabością łodzian, a chociaż po drugiej stronie boiska Jan Grzesik czy Daniel Ramirez z pasją ostrzeliwali bramkę Michała Buchalika (7 z 20 uderzeń było celnych!) każdej z tych prób czegoś brakowało, dzięki czemu bramkarz Wisły nabijał statystyki udanych interwencji, tak jak wcześniej nabijali je sobie w starciach z ŁKS Dusan Kuciak z Lechii Gdańsk czy František Plach z Piasta Gliwice.

Przed ełkaesiakami pierwszy poważny egzamin dojrzałości, bo od tego jak zaprezentują się w kolejnym spotkaniu z Legią Warszawa po cięgach zebranych w Krakowie, zależeć może swoista optyka zespołu na pozostałą część sezonu. Mleko się rozlało, czas przestać nad nim płakać, czas zacząć się złościć. Szczęście w nieszczęściu ŁKS nie jest już kolosem na glinianych nogach, który po takich porażkach, jakich doznał we wspomnianych wcześniej meczach z Flotą czy Lechem, a teraz z Wisłą, padnie jak kawka. Pozostaje zapytać na końcu, czy ekstraklasowego cwaniactwa, bo rzecz leży chyba nie tylko w umiejętnościach piłkarzy, można się nauczyć w kilka zaledwie dni.

Wisła Kraków - ŁKS Łódź 4:0 (2:0)
Bramki: 1:0 - Paweł Brożek (23), 2:0 - David Niepsuj (44), 3:0 - Vukan Savićević (61), 4:0 - Paweł Brożek (90+2)
Wisła: Michał Buchalik - Dawid Niepsuj Ż, Lukas Klemenz (46, Marcin Wasilewski), Rafał Janicki, Maciej Sadlok, Rafał Boguski, Kamil Wojtkowski (77, Aleksander Buksa Ż), Vukan Savićević, Jean Carlos Silva, Chuca (60, Jakub Błaszczykowski), Paweł Brożek. Trener: Maciej Stolarczyk.
ŁKS: Michał Kołba 2 – Jan Grzesik 3, Maksymilian Rozwandowicz 2, Jan Sobociński 2, Artur Bogusz 2, Ricardo Guima 2, Bartłomiej Kalinkowski 2, Maciej Wolski 2 (71, Łukasz Piątek 1), Jose Antonio Ruiz Pirulo 2 (63, Patryk Bryła 2), Daniel Ramirez 3, Łukasz Sekulski 2 (83, Rafał Kujawa). Trener: Kazimierz Moskal. [Piłkarzy ŁKS oceniamy w skali: 1-5).
Sędziował: Szymon Marciniak (Płock)
Widzów: 17 045

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki