18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radio Łódź ma 80 lat! [ZDJĘCIA]

Anna Pawłowska
Radio Łódź ma 80 lat
Radio Łódź ma 80 lat Jakub Pokora
Radio Łódź obchodzi 80. urodziny. W piątek spotkają się byli i obecni pracownicy radia. W sobotę w Manufakturze tort dla słuchaczy.

Początki łódzkiej rozgłośni radiowej są dosyć płynne. W lutym 1930 roku, u zbiegu ulic Inżynierskiej i Wołowej, zaczęła pracę radiowa stacja przekaźnikowa, transmitująca program ogólnopolski. W maju 1931 roku stacja zaczęła nadawać pierwsze własne audycje informacyjne. Na archiwalnych zdjęciach za płotem pasie się krowa.

Dwa lata przed wybuchem II wojny światowej rozpoczęła się budowa dzisiejszej siedziby przy ulicy Narutowicza 130. W marcu 1939 roku Radio Łódź zaczęło nadawanie z nowego studia. W czasie wojny radiostację przejęli Niemcy. W styczniu 1945 roku, tuż przed wejściem Armii Czerwonej, wysadzili antenę nadawczą i część budynku. Ale już w październiku radiowcy wrócili do odbudowanego obiektu. Najstarsi, emerytowani dziś, pracownicy Radia Łódź najdalej sięgają pamięcią do lat 50.

Mieszkanie staruszki
- Przyszłam do pracy w 1956 roku, byłam po studiach polonistycznych zaczęłam pracować w radiu jako bibliotekarz i inspektor szkolenia - wspomina Krystyna Tamulewicz, wieloletnia dziennikarka Radia Łódź.

Przeszła przez redakcję dzienników, publicystyki, zajmowała się budownictwem i sprawami społecznymi.

- Kiedy przyszłam, to już się zaczął ferment - mówi o atmosferze politycznej lat 50. - Już odchodzili tacy, którzy byli redaktorami z awansu, bez wiedzy, bez wykształcenia. Dziś nie chce nam się wierzyć, że człowiek niekompetentny, bez wykształcenia, z bardzo ograniczonym patrzeniem na świat, miał rządzić kolegami.

Wśród spraw, którymi zajmowała się dziennikarsko, najbardziej utkwiła jej walka o godne lokum dla niedowidzącej staruszki.

- Mieszkała w strasznych warunkach, w jakiejś suterenie - opowiada reporterka. - Próbowałam załatwić sprawę w urzędzie, prosząc, żeby się ulitowali nad biedną kobietą.

Urząd miejski zaproponował pięć mieszkań do wyboru.
- I ja razem z mężem, na motocyklu, te wszystkie mieszkania zwiedziłam. Cztery były o takim standardzie, w jakim staruszka mieszkała. Piąta była kawalerka na pierwszym piętrze w bloku na ulicy Uniwersyteckiej. W sam raz. Strasznie zadowolona przyszłam do nich, mówię: Mam!, Świetnie!, O to nam chodziło! Wtedy oni się przestraszyli i powiedzieli: To mieszkanie nie wchodzi w grę.
Pożałowali, że prawdopodobnie przez pomyłkę zaproponowali zbyt dobre mieszkanie dla anonimowej staruszki.

- Wtedy ja z miłej kulturalnej osoby zamieniłam się we wredną babę, która mówi: Jak to jest?! Jaki tu u was jest porządek! Trzasnęłam drzwiami.
Ktoś z urzędu zadzwonił do przełożonego dziennikarki i poinformował szefa, że jego pracownica załatwia swojej kuzynce mieszkanie i w dodatku zachowuje się niekulturalnie.
- Zapytał, czy to moja rodzina. Skąd!, w cholerę tam! - odpowiedziała temperamentna dziennikarka, która zdążyła już mieć dosyć nachodzącej ją codziennie staruszki.
Mimo to szef odebrał Krystynie Tamulewicz sprawę. Dziennikarka jednak nie dała za wygraną.

- Poszłam do jednego z posłów, profesora Wernera, nie znałam go, opowiedziałam mu o wszystkim. On na to: Zarzucali Pani, że to Pani rodzina. Bardzo dobrze, będziemy jej załatwiać to mieszkanie tak, jak rodzinie. I załatwił - mówi.

Staruszka nie dostała wprawdzie wypatrzonego przez reporterkę lokalu, ale inny, też dobry. Po miesiącu przyszła do radia odmieniona i zadbana. W podzięce przyniosła blok kakaowy owinięty w bardzo starą gazetę. Dziennikarka przyjęła prezent, nie chcąc ranić jej uczuć. Od tej pory niechciany słodycz stał się prezentem przechodnim, wręczanym każdemu, kto w radiu obchodził imieniny. Do czasu, aż pewnego dnia zniknął.

Magnetofony jak szafy
- Jest parę osób, które mówią: urodziliśmy się dla radia. Myślę, że ja do nich należę - mówi Romana Mater, reżyser radiowy, także na emeryturze.

Do radia przyszła w 1950 roku jako 17-latka, wieczorowo zdawała maturę. Pracując w redakcji jako "dziewczyna do wszystkiego" skończyła polonistykę.

- Bardzo fascynowała mnie praca Tadeusza Markowskiego, reżysera i kiedy tylko mogłam, wyrywałam do studia nagrań, do reżyserki, żeby zobaczyć, co on robi - opowiada. - Czasami mi pozwalał samej wypróbować jakąś scenkę. Potem udawał, że on ma coś do załatwienia, żebym dokończyła jego pracę. Asystowałam mu przy wielu audycjach.

W pewnym momencie zabrakło drugiej osoby w realizacji. Romanie zaproponowano pracę realizatora.

- Odpowiedziałam, że realizatorem nie chcę być, chcę być reżyserem. Nawet z tego powodu były różne komentarze..., ale tym reżyserem zostałam.

Reżyser radiowy czuwa nad spektaklami i słuchowiskami. Lata 50. to czas, kiedy Radio Łódź nagrywało i emitowało na antenie całe spektakle Teatru im. Jaracza, czy Dejmkowskiego Nowego. Rejestrowano także spektakle w studiu radiowym.

- Magnetofony w tamtych czasach to były wielkie szafy, nie bardzo można było z nimi chodzić. Zawieszaliśmy mikrofony nad sceną i nagrywało się to na magnetofon w wozie transmisyjnym - wspomina reżyser. - W naszych archiwach są "Wesołe kumoszki z Windsoru" wystawione w Teatrze imienia Jaracza ze Stanisławem Łapińskim w roli Falstaffa. Łapiński jest tam rewelacyjny, gra z taką werwą, z takim ładunkiem komizmu. To jest cudowne.
Stanisław Łapiński, jak pamięta, był aktorem, który nie istniał bez publiczności. Na scenie dostawał skrzydeł.

- Kiedyś robiłam dużą audycję poświęconą Łapińskiemu, już po jego śmierci, wykorzystałam fragment "Wesołych Kumoszek z Windsoru" i fragmenty audycji, które nagrywał w radiu. Maciej Małek, aktor znany do dzisiaj łódzkiej publiczności po tej audycji powiedział: Pamiętam Łapińskiego, tę jego niezwykle barwną, wspaniałą postać i kiedy słyszałem jego nagrania zrobione w studiu, to tak, jakbym go nagle zobaczył nie ubranego.

Nagrywano związanych z Łodzią literatów, po części na życzenie powstającego w Warszawie Muzeum Literatury.

- Chodziło o utrwalenie głosów pisarzy polskich, ich sposobu mówienia i to w tekstach niedrukowanych. Chodziło o żywą spontaniczną wypowiedź. W przypadku poetów o ich interpretację ich wierszy. Myśmy nagrywali na przykład Jana Huszczę, którego teksty można teraz przeczytać, ale poza nagraniem nikt się nie dowie, że Huszcza "r" nie wymawiał.

Co z magnetofonami wielkimi jak szafa?
- Przenośne magnetofony powstały w latach 60. Pierwszy magnetofon przenośny, skonstruowany zresztą przez techników naszej rozgłośni, ważył kilkanaście kilogramów.

Taśma ma duszę
Grażyna Papier do radia trafiła w 1974 roku.
- Moim pierwszym miejscem pracy była redakcja "Naszego Życia", pisma związków zawodowych włókniarzy. Tam nagrywaliśmy audycje na starego Grundiga, magnetofon szpulowy i złapałam radiowego bakcyla. Po prostu mi się to tak strasznie podobało, że za wszelką cenę chciałam pracować w radiu - opowiada wieloletnia dziennikarka Radia Łódź.

Półamatorskie próby nagrań uznano za doświadczenie zawodowe. Dostała etat.
- Były nas cztery osoby w redakcji dzienników: Włodek Łuszczykiewicz, znany później z Lata z Radiem "dziadek Włodek", Krysia Tamulewicz i Ula Mikołajczyk, nieżyjąca już dziennikarka. Tworzyliśmy zespół ludzi, którzy sobie wzajemnie pomagali - z sentymentem wraca pamięcią do tamtych czasów - Wówczas mieliśmy stoły montażowe, które nazywaliśmy zetkami, taśmy były limitowane. Kiedy wracałam z nagrania i musiałam szybko zmontować materiał, to koledzy się starali ustąpić mi miejsca. Jeszcze ręce się trzęsły, lepik wypadał z rąk i żyletka, bo żyletką się kroiło lepik, ale była wzajemna pomoc.

Wysoki poziom dziennikarstwa radiowego zapewniały egzaminy na kartę mikrofonową.
- Nie dopuszczano nas do mikrofonu bez zdania karty mikrofonowej. Były różne rodzaje kart, ja miałam S-kę i mogłam występować na żywo w różnych programach. Najpierw była karta K, z którą można było nagrywać programy, ale nie występować na żywo. Z KS, mogłam występować na antenie na żywo, ale tylko w tematyce, którą się zajmowałam. S-ka, to była karta, która mnie uprawniała do tego, żebym prowadziła programy na żywo w każdej dziedzinie.
Z czasem Grażyna Papier wyspecjalizowała się w tematyce teatralnej. Przez ostatnie 20 lat pracy prowadziła audycję "Melpomena". W latach 90. i późniejszych z Romaną Mater wyszukiwały i prezentowały archiwalne nagrania teatralne w cyklu "Historia zapisana na taśmie".

- Taśma jest nietrwała, dziś kiedy się sięga do tych archiwalnych materiałów, taśma się rwie. Nagrania nie są jakościowo tak wspaniałe, jakie były kiedyś, ale one mają duszę - poetyzuje. - Kiedy potem wgrywaliśmy archiwalia do komputera, żeby szybciej to móc zmontować, zrobić obróbkę dziennikarską, to oczywiście było łatwiejsze, szybsze i bardziej precyzyjne. Natomiast jak zakładałam taśmę na stary magnetofon, to inaczej słyszałam ten dźwięk, inaczej słyszałam rozmówców, z którymi przeprowadzałam wywiady.

Od technika do prezesa
- Przyszedłem tutaj jako 19-letni młodzieniec, znudziły mi się trochę studia na Politechnice Warszawskiej, wróciłem do Łodzi, zacząłem pracować w dziale techniki - opowiada Andrzej Berut, obecny wiceprezes Radia Łódź. - Było to dla mnie ogromne przeżycie, bowiem spotkałem na wyciągnięcie ręki ludzi, o których czytałem w gazetach.

Po roku Berut zdecydował się wrócić na studia. Wybrał prawo na UŁ. Studia dzienne.
- Poszedłem do ówczesnego szefa działu techniki i powiedziałem: Strasznie mi się tutaj podoba, ale chcę skończyć studia. On na to: co Panu przeszkadza studiować i pracować. Tak sobie poukładamy tę pracę, że Pan będzie miał dyżury i zajęcia. Tak rzeczywiście było, że pracując w radiu na pełnym etacie skończyłem dziennie prawo, w terminie, bez problemu.

Z dyplomem w kieszeni przeszedł do redakcji dzienników.
- Potem w 1990 roku zostałem zastępcą redaktora naczelnego. W 1991 roku naczelnym, w 1993 przekształcałem łódzką rozgłośnię w spółkę i zostałem pierwszym prezesem.

Na jakiś czas odszedł z radia. Był m.in. zastępcą redaktora naczelnego "Dziennika Łódzkiego". Wrócił do Radia Łódź jako wiceprezes.

Z radiowej kariery szczególnie dwa zdarzenia utkwiły mu w pamięci.
- Kiedy byłem technikiem, proces przygotowania programu był inny niż teraz. Reporterzy jeździli na nagranie, nagrywali na wielki magnetofon przenośny. Potem przywozili produkt do radia, przegrywało się na szeroką taśmę, z której się potem montowało. Była taka rewelacyjna pani, która nazywała się Irena Stankiewicz. Zrobiła nagranie, ja to przegrywałem. To był pierwszy materiał, który sam przegrywałem - wspomina dzisiejszy wiceprezes. - Uważałem się niemal za twórcę tej audycji. Wiedziałem, kiedy będzie emitowana na antenie, posadziłem przed radiem rodzinę i mówię: To jest moja audycja.
Drugie wspomnienie jest już reporterskie.
- Ogłoszono konkurs na tak zwaną wstawkę dźwiękową. Wtedy były ogromne problemy z kupieniem alkoholu, mógł to być okres kartkowy. Ustawiłem się z magnetofonem w kolejce po alkohol i nagrywałem fragmenty dyskusji ze sprzedawczynią czy pomiędzy czekającymi w kolejce. Wplotłem w słowa bohaterów piosenkę Wiesława Gołasa "W Polskę idziemy". To mi się tak ładnie zgrało, że materiał wygrał ogólnopolski konkurs na krótką formę dźwiękową. Nagrodą był miesięczny staż w Warszawie w najważniejszych programach w Jedynce i Trójce.

Tych i innych pracowników Radia Łódź można spotkać w spotkać w sobotę Manufakturze. Od godz. 12 do 24 Radio będzie świętowało 80. urodziny. Oprócz koncertów, będzie studio Radia Łódź, w którym chętni będą mogli wcielić się w dziennikarza radiowego. Będzie wielki tort urodzinowy, którego ma starczyć dla 500 osób. Na koniec - sztuczne ognie.
- Nie wydamy na to ani złotówki z abonamentu. Proszę to napisać - mówi Marek Składowski, prezes Radia Łódź.

***

Ramówka Radia Łódź

Nowa ramówka Radia Łódź będzie obowiązywać od 12 września. Zasadniczą zmianą w obecnej ramówce jest przejrzysty i klarowny podział na pasma. Pasma programowe w tzw. prime time (g. 6-9, 9-13, 13-17) mają pozyskiwać nowego młodego słuchacza. Od g. 19 do 20 radio będzie serwować publicystykę społeczną, zaś od 20 do 21 publicystykę kulturalną. W paśmie "Do słuchania i wygrania", w dwóch przedziałach czasowych o g. 10.45 i 11.45, zaplanowano różnorodne mini magazyny. Nowością będą programy dla dzieci, m.in. "Przepis na niedzielę". Codziennie od poniedziałku do piątku o g. 18.50 będzie "Bajkę na dobranoc".

Kolejna nowość to program: "Swego nie znacie cudze chwalicie" - dwugodzinny program odkrywający perełki regionu. Na uwagę zasługują także premierowe pozycje muzyczne, m.in. "Z dala od Londynu", "Muzyczne duety".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki