Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Niezniszczalni 3" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Można się z nich śmiać, ale są twarzami (i to jakimi twarzami) klasyki kina akcji i uczestnikami jego najsłynniejszych serii. Stworzyli legendarnych bohaterów, są oldschoolowi w najlepszym tego określenia znaczeniu.

Większość z nich aktorstwa nie nauczyła się do dzisiaj, ale radosnego i pewnego siebie przebywania przed kamerą - jak najbardziej. Z wiekiem zaś nabrali do siebie dystansu. Myśl - choć na podstawie ról wydawałoby się, że ciężko będzie użyć tego słowa w kontekście Sylvestra Stallone'a - aby zebrać ich wszystkich na planie w jednym tytule, była znakomita. I sprawdziła się świetnie.

Po udanej z powodu samej wspomnianej idei "jedynce" i najlepszej na razie "dwójce", trzecia część cyklu utrzymuje poziom i dorzuca do bokserskiego "worka" kolejne świetne nazwiska. Dobrze było po przerwie zobaczyć na ekranie Mela Gibsona, który ostatnio w Hollywood i mediach miał gorszy czas, ale przed kamerą ciągle wypada fantastycznie. Wyśmienicie irytujący jest Antonio Banderas, sobą Wesley Snipes, któremu przypadł w scenariuszu przedni żart dotyczący kłopotów z podatkami. Najbardziej w tym gronie postarzał się Harrison Ford - jego postać wymyślono, bo odszedł Bruce Willis, z którym producenci nie dogadali się w kwestiach finansowych - ale jest w nim ciągle iskra Indiany Jonesa. Sięgnięto również po aktora nie kojarzonego z kinem akcji - Kelseya Grammera do roli Bonapartego (tę postać początkowo miał zagrać Nicholas Cage) oraz rzeszę młodzików...

I właśnie spotkanie zaawansowanej dojrzałości z młodością to główny temat "Niezniszczalnych 3" - oczywiście, obok totalnej demolki wszystkiego, co stanie na drodze drużyny. Barney Ross (Sylvester Stallone), by zmierzyć się z najtrudniejszym przeciwnikiem, bo dawnym przyjacielem i współtwórcą grupy, Conradem Stonebanksem (Mel Gibson), zamierza odstawić swoich weteranów i zatrudnić młodą, dynamiczną krew (wyszukiwanie nowych "Niezniszczalnych" to całkiem zabawna, w klasycznym stylu sekwencja). Rzecz jasna, musi utemperować charakterystyczne dla młodego wieku krnąbrność i przekonanie o własnej wyższości nad wszystkimi innymi, ale zakłada, że nowe zadanie dla jego starej ekipy może być zbyt trudne. Ponieważ scenariusze "Niezniszczalnych" trzymają się wielokrotnie wykorzystywanych schematów, nie będzie zdradą tajemnicy ujawnienie faktu, iż starzy przyjaciele dostaną okazję udowodnienia, że nie zardzewieli...

Rzucenie do akcji młodych gniewnych i nieufnych rutyniarzy to, oczywiście, sporo konfliktów, żartów i złośliwości. Jednak twórcy "Niezniszczalnych" bardzo zgrabnie budują wątek owej konfrontacji, opatrując go mądrym, ponadczasowym i przeciwstawiającym się dzisiejszemu korporacyjno-krótkowzrocznemu myśleniu morałem. Otóż przekonuje nas się tu, że nadejście młodości nie musi wypierać starości. Więcej, że starość nowość również potrafi zrozumieć i się jej nauczyć, a młodość nie musi pragnąć błyskawicznego odesłania starości do grobu. Bo dopiero połączenie doświadczenia oraz wyprofilowanego sukcesami i porażkami spojrzenia z młodzieńczym entuzjazmem, odwagą i posiadaniem całego życia przed sobą daje efekty najlepsze. W sumie oczywistość, ale jakże potrzebna w myśleniu tak dziko i bezwzględnie rozwijających się krajów, jak na przykład Polska.

Istotą spotkania kultowych twardzieli - na ekranie oglądamy przecież także znanych już z poprzednich części Jasona Stathama, Arnolda Schwarzeneggera, Dolpha Lundgrena, Randy Couture'a, Jeta Li, Terry'ego Crewsa - z narybkiem "łomotu" (Victor Ortiz, Ronda Rousey, Kellan Lutz) jest jednak kolosalna awantura przepełniona strzelaninami, eksplozjami, okładaniem się po twarzach i ogarniającym cały ekran chaosem, czego dostajemy w obfitości. Pełno tu absurdów, niekonsekwencji, nieprawdopodobieństw i uproszczeń, ale to przecież taka konwencja i trzeba ją po prostu kupić, albo nie. Tu z dział, karabinów, pistoletów i co tam tylko jeszcze wystrzelić potrafi wylecieć mają tony pocisków, a miejsca walk mają być zasłane niezliczonymi ciałami. Z budynków ma się nie ostać kamień na kamieniu, a ekipy sprzątające, które wejdą na plan po zakończeniu zdjęć mają mieć robotę na tydzień. Rzecz jasna wojownicy używają starych sztuczek, a by dać upust buzującemu testosteronowi prawią sobie nieustanne złośliwości i unikają czułości (i z tego jednak potrafiono zażartować w sympatycznej scence ze Schwarzeneggerem i Li). Ale sorry, to taki styl.

Dawno się tak dobrze nie bawiłem - mówi Harrison Ford po zakończeniu akcji. Skoro 72-latek potrafi pozostać dużym chłopcem, to można się temu poddać, bo czasem o nic innego w życiu nie chodzi. A przecież jest jeszcze całkiem długa kolejka kolejnych mistrzów akcji do tej zabawy...

OCENA: 3/6

NIEZNISZCZALNI 3
USA, 127 min.,
reż. Patrick Hughes
wyst. Sylvester Stallone, Jason Statham, Mel Gibson

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki