Nowym Spider-Manem mianowany został Andrew Garfield (znany m.in. z "The Social Network"). Jeśli jednak spodziewaliście się, że nowy reżyser i nowy aktor w roli głównej jakoś znacząco odmienią filmową opowieść o człowieku-pająku, możecie się rozczarować. Co prawda wszystkie ekranizacje opierają się na tym samym, komiksowym źródle, a ortodoksi domagają się wierności, ale...
Scenarzyści szczególnie się w tym przypadku nie napracowali. Oglądamy historię młodego Petera Parkera, który jest wychowywany przez wujka Bena oraz ciotkę May. Chłopak w tajemniczych okolicznościach stracił rodziców, teraz usiłuje dowiedzieć się kim naprawdę jest. Do rozwiązania tajemnic przybliża go teczka ojca znaleziona w piwnicy. Znajduje tam tropy prowadzące do potężnej firmy Oscorp i laboratorium doktora Curta Connorsa, byłego współpracownika ojca. W Oscorp pracuje się nad transgeniką, a Connors zapewnia, że chodzi o szczęście ludzkości. W laboratorium Peter dostaje się w paszczę niepozornego pajączka. Szybko okazuje się, że przybyło mu siły, a i nadzwyczaj łatwo podskakuje na ściany. Początkowo nowymi zdolnościami próbuje załatwić własne sprawy i kompleksy, ale powoli dojrzewa do roli strażnika ludzkości. A przynajmniej amerykańskiego społeczeństwa. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że ojciec jego miłości to szef policji, który pragnie aresztować Spider-Mana, po Nowym Jorku zaś zaczyna grasować potężny, wredny Jaszczur, który ma pięść jak Tyson, a w dodatku chciałby pozostałych nowojorczyków zmienić w podobne do siebie stwory...
Oczywiście, konwencja (popularne dziś słowo) sprawia, że logika i głęboki sens nie są tutaj najważniejsze, zaś na uproszczenia rozwiązujące skomplikowane sytuacje mamy przymykać oko. Owych uproszczeń i prostackich, nieprawdopodobnych rozwiązań jest tu jednak zbyt wiele i mocno one osłabiają przyjemność z oglądania filmu.
Wyraźnie daje się odczuć, że obraz został zrobiony z myślą o widzu w wieku gimnazjalno-licealnym i to raczej tym, który nie traci czasu na czytanie, a już w żadnym momencie na myślenie. Twórcy starają się więc podać wszystko na jak najbardziej płaskiej tacy, uniemożliwiając odczuwanie czegokolwiek poza smakiem popcornu. Dostosowują się do tego aktorzy: znakomici są Martin Sheen i Rhys Ifans, ale młodzi, z Garfieldem na czele, szarżują w każdej scenie i nie zastanawiają się nad prawdopodobieństwem postaci.
Obraz ratują przyzwoite efekty specjalne, których jest akurat tyle, ile powinno być oraz sekwencje dynamicznego przemieszczania się Spider-Mana między wieżowcami (niektóre mogą zrobić silne wrażenie na cierpiących na lęk wysokości). Nieźle skrojony jest też wątek emocjonalny młodych bohaterów, a chemia między Garfieldem i Emmą Stone jest odczuwalna. Reszta tonie we wtórności i zachowawczości.
Gdy na ekranie pojawią się napisy końcowe, poczekajcie chwilę, by zobaczyć scenę zapowiadającą kontynuację obrazu. Powstaną jeszcze bowiem dwie części. Matko!
Niesamowity Spider-Man, USA, 136 min., reż. Marc Webb, wyst. Andrew Garfield, Emma Stone, Martin Sheen, Rhys Ifans, Sally Field, dystr. UIP
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?