Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja: "Savannah Bay" w Teatrze Nowym w Łodzi

Łukasz Kaczyński
Głównym elementem w pustej i czarnej przestrzeni sceny jest sześcian skrywający główną postać sztuki. Status drugiej z postaci, młodej dziewczyny, jest natomiast co najmniej dwuznaczny.
Głównym elementem w pustej i czarnej przestrzeni sceny jest sześcian skrywający główną postać sztuki. Status drugiej z postaci, młodej dziewczyny, jest natomiast co najmniej dwuznaczny. Janusz Szymański / Teatr Nowy
Temat pamięci i wspomnień pojawiał się w różnych wariantach przez niemal całą twórczość urodzonej we francuskich Indochinach Marguerite Duras. Jedną z późniejszych jej sztuk, wydaną w 1982 roku "Savannah Bay", przeniosła na łódzką scenę Anna Ciszowska, ceniona (i doceniana) pedagog teatralna, która coraz śmielej poczyna sobie nie tylko jako reżyserka-instruktorka teatru dla młodzieży.

W swych dramatach Duras sukcesywnie rozmywała granice między postaciami i redukowała akcję sceniczną na rzecz tzw. teatru głosów. Zdawać się może, że bardziej niż na realną scenę nadają się one do radiowego Teatru Wyobraźni. Swoją inscenizacją Anna Ciszowska przekonuje, by zbyt pochopnie nie zabierać Duras scenie.

Głównym elementem w pustej i czarnej przestrzeni jest sześcian, w którym zamknięta, uśpiona jest starsza, poruszająca się na elektrycznym wózku inwalidzkim aktorka (Barbara Dembińska). "Wybudza" ją, poruszająca się ze zwinnością akrobatki, postać młodej, bliżej nieokreślonej dziewczyny (Katarzyna Anna Małachowska). Zdawać się może zarówno jej opiekunką, jak i młodszym alter ego.

Zamiast lineranych dialogów sentymentalna narracje na temat nieszczęśliwej miłości i minionej młodości uzupełniają się, a przeglądając się w sobie, poddają wiwisekcji. Niedopowiedzenia i niejasności, wobec których postawiona jest publiczność, to nic innego jako meandry zacierających się wspomnień, każdorazowo tworzonych na nowo, nadpisywanych nad wcześniejszymi.

Z czasem (od opadających ścian sześcianu i żarzących się podfioletowych neonówek począwszy, po reflektory rozjaśniające scenę i widownię) teatralne atrybuty zaczynają odpadać od przedstawienia jak suche łupiny od cebuli. W dość banalnej historii (i jednocześnie - jak każda miłość - wartej obrony, bo naszej) ten z ducha Beckettowski zabieg przygotowuje kobiety (kobietę?) do przejścia na drugą stronę. Do miejsca, gdzie fikcja, a więc przeszłość, odpada czy też pozostaje z udręczonym ciałem.

"Savannah Bay" to teatr "nie zalecający się" do widza, ale bardzo przemyślany i konsekwentnie realizowany, w czym niemała zasługa zgranego aktorskiego duetu. Premiera odbyła się w marcu z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru, w ramach ogólnopolskiej akcji "Dotknij Teatru". Warto, by spektakl wrócił do repertuaru w nowym roku. Pamiętając zaś dotychczasową reżyserską drogę Anny Ciszowskiej, z niecierpliwością wypada czekać na w pełni repertuarową realizację. To może być ciekawy głos, przełamujący monopol na myślenie myślenie o tym, co w teatrze "nowe".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki