Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Strategia mistrza" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dobrym wyborem okazał się Ben Foster w roli głównej, trafnie oscylujący między cynizmem swego bohatera, a jego przekonaniem, iż budowanie legendy jest dobre dla sportu i kibiców
Dobrym wyborem okazał się Ben Foster w roli głównej, trafnie oscylujący między cynizmem swego bohatera, a jego przekonaniem, iż budowanie legendy jest dobre dla sportu i kibiców Monolith Films
Nowy film Stephena Frearsa, zatytułowany „Strategia mistrza”, wszedł na ekrany kin. Opowieść o siedmiokrotnym zwycięzcy kolarskiego Tour de France, Lance’ie Armstrongu

Pieniądze, sława i władza - największe afrodyzjaki nie tylko współczesności. Wielu jest gotowych zrobić wszystko, by je posiąść. Nawet igrać ze swoim zdrowiem i życiem. A już na pewno kłamać.

Brytyjski reżyser Stephen Frears („Królowa”, „Tajemnica Filomeny”, „Niebezpieczne związki”) postanowił przedstawić oszusta mistrzowskiego. Jednostkowego, amerykańskiego cyklistę Lance’a Armstronga, który na przełomie wieków stał się bohaterem i wstrząsnął kolarskim światem. Ale i zbiorowego, sport, który stając się globalnym biznesem, przejął i uwypuklił wszystkie ciemne strony rządów pieniądza. Twórca zbliżył swoją filmową wypowiedź do dokumentu, koncentrując się na faktach i ich chronologicznym, beznamiętnym przedstawieniu. Rezygnując jednak z próby obrony swego bohatera i zajrzenia mu pod skórę (choć wielokrotnie przedzierają się tu przez nią strzykawki i lekarze), ani o Armstrongu, ani o sporcie nie powiedział nam nic nowego lub choćby świeżego.

Jeżeli ktoś ma sportowców za osobowości nieskomplikowane, w filmie Frearsa znajdzie potwierdzenie swojej tezy. Lance Armstrong jawi się tu jako dość jednorodny, raczej odrażający typ, co zaskakujące, prawie pozbawiony prywatności. Poznajemy go jako zakochanego w sobie i jeździe na rowerze młodzieńca, zżeranego ambicją pokazania światu, iż jest urodzonym zwycięzcą, którego każda wyrażona przez innych wątpliwość w jego moc prowokuje do wzmożonego wysiłku (szkoda, że nie zaglądamy do dzieciństwa bohatera). Jako 22-latek Lance startuje po raz pierwszy w Tour de France i szybko przekonuje się, że bez pomocy wiele nie zdziała (bo nie ten stosunek masy do siły na górskie, decydujące etapy, za mała wydolność płuc); zresztą nie ma cierpliwości, by czekać na swoją szansę. Przystępuje do programu włoskiego lekarza Michela Ferrari, polegającego na stosowaniu niedozwolonych środków dopingujących, takich jak erytropoetyna, testosteron, kortyzon oraz transfuzje krwi. Będąc aktywnym uczestnikiem programu siedem razy z rzędu wygrał najtrudniejszy wyścig kolarski deklasując rywali. A zarazem wciągając w „naukowe” szprycowanie się kolegów z zespołu.

Niejako „po drodze” pokonuje raka, zakłada rodzinę, mocno angażuje się w założoną przez siebie fundację, mającą wspierać chorych na raka (zdobywającą fundusze m.in. poprzez sprzedaż opasek z napisem „Livestrong”). Frears na ile to możliwe, odziera wszystkie te elementy z łatwych emocji i choć opowiada jedynie fakty dobrze znane nie tylko miłośnikom kolarstwa, w dużej mierze dzięki dobrej konstrukcji udało mu się zrealizować film, który ogląda się z zainteresowaniem. Świetnie zostały sfilmowane sekwencje związane z wyścigiem, przy pomocy kilku znakomitych scen (np. trening Armstronga przed lustrem poprzedzający konferencję prasową) wyświetla przewrotność niezwykłej baśni, którą na oczach świata zbudowali kolarz i sportowy przemysł, bardzo dobrym wyborem okazał się Ben Foster w roli głównej, który trafnie oscyluje między cynizmem swojego bohatera, a jego przekonaniem, iż budowanie legendy, wszelkimi środkami, jest dobre dla sportu i kibiców. Frears szczegółami wymownie obrazuje spiralę oszustw, wyprowadzania w pole kontroli antydopingowych, nieprawdopodobnego wręcz fałszu, na którym przez lata można było opierać idealną historię o spełnieniu się „amerykańskiego snu”. W obnażaniu zaplecza jednej z najgłośniejszych opowieści w dziejach sportu Frears pokazuje swój społeczny pazur, domagając się sprawiedliwości, bez względu na zasługi.

Szkoda jednak wątków niewykorzystanych. Najbardziej dotyczącego relacji Armstronga z dziennikarzem Davidem Walshem (w tej roli solidny Chris O’Dowd), który jako pierwszy zaczął pisać o wątpliwościach związanych z sukcesami kolarza. Zakochany w sporcie Walsh początkowo był fanem Armstronga, poznał go w czasie wywiadu, zakolegował się z nim, by ostatecznie wystąpić przeciwko niemu i stanąć po stronie uczciwości. Temat na samodzielną opowieść. Niespełnione nadzieje pozostawia wprowadzenie postaci Floyda Landisa (Jesse Plemons), wychowanego w religijnej społeczności kolegi z zespołu Armstronga, później zwycięzcy Tour de France, który targany wyrzutami sumienia, a i zawodem spowodowanym odrzuceniem przez mistrza, decyduje się wyznać prawdę. Odarcie opowieści o Armstrongu z emocji i sprowadzenie jej do kroniki, w kinie odebrało jej sugestywną moc.

Frears pozostawia nas z zadziwieniem związanym z zawodowym sportem: zjawiskiem, w którym podobnego kłamstwa coraz więcej, a które ciągle wywołuje silne emocje i ma tylu zwolenników. Na naszych oczach szlachetna rywalizacja zamienia się w jeden wielki wrestling. A same „profesjonalne zapasy” pozostają w nim dyscypliną być może najuczciwszą, bo tam od razu wiemy, iż wszystko jest udawane.

Ocena: 3/6

Strategia mistrza
Wlk. Brytania/ Francja
dramat
reż. Stephen Frears
wyst. Ben Foster, Chris O’Dowd

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki