Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rok 1939 w Łodzi. jak wyglądało życie w mieście w ostatnich miesiącach pokoju

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Gdy wybuchła wojna, według spisu ludności wykonanego w 1938 roku, Łódź liczyła 672.194 mieszkańców. „Głos Poranny” z dumą informował, że liczba łodzian wzrosła o 6.980 osób. O trzy procent więcej ludzi zamieszkało w śródmieściu. Wzrosła też liczba mieszkańców Chojen. Przybyło ich 1.883. 3 marca Jan Kwapiński, zostaje pierwszym od sześciu lat niekomisarycznym prezydentem Łodzi. Jednocześnie w „Głosie Porannym” ukazują się apele o pomoc materialną i lokalową dla 1,1 tysiąca Żydów, którzy zostali wydaleni z III Rzeszy i znaleźli schronienie w Łodzi. W ostatnich miesiącach pokoju gazety wiele miejsca poświęcały ludności niemieckiej zamieszkałej w Łodzi. Opisywano m.in.  historię 22-letniej Loty Nudeltreger z Lipska. Kobieta została wysiedlona z Niemiec. Przyjechała do Łodzi i została umieszczona w „Uzdrowisku” w Kałach. Jej mężowi w czasie akcji wysiedleńczej udało się uciec do Holandii.- Ostatnio przebywających w „Uzdrowisku” wysiedleńców przeniesiono do nowej siedziby komitetu niesienia pomocy uchodźców z Niemiec przy ul. Gdańskiej 138 - pisał „Głos Poranny”. - W czasie translokacji Nuteltregerowa przeziębiła się i zachorowała na grypę. Ponieważ w tym samym czasie dostała bólów porodowych, przewieziono ją do kliniki przy ul. Południowej, gdzie mimo wysiłków lekarzy zmarła z powodu komplikacji przy porodzie. Nie udało się też uratować dziecka.Lotę, która była Niemką żydowskiego pochodzenia, pochowano na Cmentarzu Żydowskim w Łodzi. Na pogrzebie nie było nikogo z rodziny. Pożegnali ją tylko uchodźcy z Niemiec.Na początku 1939 roku sensację wywoływały informacje  o ślubie wybitnej polskiej sportsmenki, pochodzącej z Pabianic Jadwigi Wajsówny. Mężem dyskobolki, srebrnej  medalistki olimpijskiej z Berlina i brązowej z Los Angeles został motocyklista Franciszek Grętkiewicz z Łódzkiego Klubu Motocyklowego. Było to wielkie wydarzenie towarzyskie w Pabianicach.CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH
Gdy wybuchła wojna, według spisu ludności wykonanego w 1938 roku, Łódź liczyła 672.194 mieszkańców. „Głos Poranny” z dumą informował, że liczba łodzian wzrosła o 6.980 osób. O trzy procent więcej ludzi zamieszkało w śródmieściu. Wzrosła też liczba mieszkańców Chojen. Przybyło ich 1.883. 3 marca Jan Kwapiński, zostaje pierwszym od sześciu lat niekomisarycznym prezydentem Łodzi. Jednocześnie w „Głosie Porannym” ukazują się apele o pomoc materialną i lokalową dla 1,1 tysiąca Żydów, którzy zostali wydaleni z III Rzeszy i znaleźli schronienie w Łodzi. W ostatnich miesiącach pokoju gazety wiele miejsca poświęcały ludności niemieckiej zamieszkałej w Łodzi. Opisywano m.in. historię 22-letniej Loty Nudeltreger z Lipska. Kobieta została wysiedlona z Niemiec. Przyjechała do Łodzi i została umieszczona w „Uzdrowisku” w Kałach. Jej mężowi w czasie akcji wysiedleńczej udało się uciec do Holandii.- Ostatnio przebywających w „Uzdrowisku” wysiedleńców przeniesiono do nowej siedziby komitetu niesienia pomocy uchodźców z Niemiec przy ul. Gdańskiej 138 - pisał „Głos Poranny”. - W czasie translokacji Nuteltregerowa przeziębiła się i zachorowała na grypę. Ponieważ w tym samym czasie dostała bólów porodowych, przewieziono ją do kliniki przy ul. Południowej, gdzie mimo wysiłków lekarzy zmarła z powodu komplikacji przy porodzie. Nie udało się też uratować dziecka.Lotę, która była Niemką żydowskiego pochodzenia, pochowano na Cmentarzu Żydowskim w Łodzi. Na pogrzebie nie było nikogo z rodziny. Pożegnali ją tylko uchodźcy z Niemiec.Na początku 1939 roku sensację wywoływały informacje o ślubie wybitnej polskiej sportsmenki, pochodzącej z Pabianic Jadwigi Wajsówny. Mężem dyskobolki, srebrnej medalistki olimpijskiej z Berlina i brązowej z Los Angeles został motocyklista Franciszek Grętkiewicz z Łódzkiego Klubu Motocyklowego. Było to wielkie wydarzenie towarzyskie w Pabianicach.CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH Muzeum Miasta Łodzi
W 1939 roku łodzianie myśleli i mówili o wojnie. Wielu z nich wierzyło jednak, że do niej nie dojdzie. Ostatnie miesiące przed wybuchem wojny były spokojne. Toczyło się normalne życie, choć coraz częściej pojawiały się informacje o Niemcach stających przed sądem za znieważenie narodu polskiego.

Gdy wybuchła wojna, według spisu ludności wykonanego w 1938 roku, Łódź liczyła 672.194 mieszkańców. „Głos Poranny” z dumą informował, że liczba łodzian wzrosła o 6.980 osób. O trzy procent więcej ludzi zamieszkało w śródmieściu. Wzrosła też liczba mieszkańców Chojen. Przybyło ich 1.883. 3 marca Jan Kwapiński, zostaje pierwszym od sześciu lat niekomisarycznym prezydentem Łodzi. Jednocześnie w „Głosie Porannym” ukazują się apele o pomoc materialną i lokalową dla 1,1 tysiąca Żydów, którzy zostali wydaleni z III Rzeszy i znaleźli schronienie w Łodzi. W ostatnich miesiącach pokoju gazety wiele miejsca poświęcały ludności niemieckiej zamieszkałej w Łodzi. Opisywano m.in. historię 22-letniej Loty Nudeltreger z Lipska. Kobieta została wysiedlona z Niemiec. Przyjechała do Łodzi i została umieszczona w „Uzdrowisku” w Kałach. Jej mężowi w czasie akcji wysiedleńczej udało się uciec do Holandii.

- Ostatnio przebywających w „Uzdrowisku” wysiedleńców przeniesiono do nowej siedziby komitetu niesienia pomocy uchodźców z Niemiec przy ul. Gdańskiej 138 - pisał „Głos Poranny”. - W czasie translokacji Nuteltregerowa przeziębiła się i zachorowała na grypę. Ponieważ w tym samym czasie dostała bólów porodowych, przewieziono ją do kliniki przy ul. Południowej, gdzie mimo wysiłków lekarzy zmarła z powodu komplikacji przy porodzie. Nie udało się też uratować dziecka.

Lotę, która była Niemką żydowskiego pochodzenia, pochowano na Cmentarzu Żydowskim w Łodzi. Na pogrzebie nie było nikogo z rodziny. Pożegnali ją tylko uchodźcy z Niemiec.

Na początku 1939 roku sensację wywoływały informacje o ślubie wybitnej polskiej sportsmenki, pochodzącej z Pabianic Jadwigi Wajsówny. Mężem dyskobolki, srebrnej medalistki olimpijskiej z Berlina i brązowej z Los Angeles został motocyklista Franciszek Grętkiewicz z Łódzkiego Klubu Motocyklowego. Było to wielkie wydarzenie towarzyskie w Pabianicach.

- Motocykliści wjechali do Pabianic w sile około 100 maszyn - pisał „Głos Poranny”. - Jako miejsce zbiórki wyznaczyli dom panny młodej. Przy akompaniamencie klaksonów i warkocie maszyn młoda para udała się czerwonym samochodem Grętkiewicza do kościoła.

Przed kościołem zebrał się tłum oczekujący na parę młodych. Jadwiga Wajsówna była ubrana w białą suknie z trenem i welon. Zauważono, że w ręku trzymała bukiet z herbacianych róż. Natomiast Grętkiewicz do ślubu szedł we fraku.

- Młoda para szła do ołtarza przez szpaler utworzony przez przyjaciół i znajomych - zauważał reporter „Głosu Porannego”. - Ślubu udzielił ksiądz Klinkowski w asyście księży: Gajdy i Okuniewskiego. Po ceremonii chór odśpiewał Veni Creator, a dwa koledzy klubowi pani Wajsówny zagrali na trąbkach marsz. Potem para młoda odjechała do nowo wybudowanego własnego domu przy ul. Kilińskiego 24 w Pabianicach.

Polsko-niemieckie spory i procesy sądowe

Wiosną 1939 r., rozpoczęły się prace zmierzające do modernizacji Placu Dąbrowskiego. W jego północnej części miano wznieść gmach Urzędu Wojewódzkiego. Rozpoczęto prace, które zmierzały do usunięcia z ziemi instalacji kablowych. Chciano też przesunąć tory tramwajowe.

- Mają być przesunięte na miejsce dzisiejszej alei przypłotowej - pisał „Głos Poranny”. - Z tego powodu aleja będzie przesunięta na linię regulacyjną, a więc bardziej do przylegającego terenu ogrodowego Chrześcijańskiego Towarzystwa Dobroczynności. Dzisiejsze zadrzewienie ze względu na to, że drzewa są stare i chore, zostanie usunięte. Jeśli zaś chodzi o południową część placu to nastąpią tam niewielkie zmiany.

Łódź miała też inne problemy. Należała do najbardziej zaszczurzonych polskich miast. Pisano, że pladze szczurów sprzyjały specyficzne łódzkie warunki.

- Ciasne, małe podwórka - pisał reporter „Głosu Porannego”. - Od niedawna posiadające śmietniki. Nieuregulowane ścieki, brak kanalizacji. To wszystko ułatwiało rozmnażanie się gryzoni. Od lat prowadzona przez zarząd miasta walka z tą plagą w poważnym stopniu osłabiła jej natężenie, ale jej nie osłabiła. Co roku wiosną rozpoczyna się wielka akcja tępienia gryzoni. Taka akcja rozpocznie się w kwietniu.

Gazety pisały też o tragedii do jakiej doszło w szkole powszechnej na Widzewie, przy Szosie Rokicińskiej. Kilku uczniów pracowało przy porządkowaniu boiska szkolnego. W tym czasie doszło do sprzeczki między dwoma 14-latkami - Tadeuszem Ambrozińskim, mieszkańcem ul. Słonecznej i Zenonem Stasiakiem, który mieszkał przy ul. Rokicińskiej. W pewnym momencie Stasiak chwycił kamień i rzucił nim z całej siły w skroń Ambrozińskiego. Chłopak zalał się krwią i stracił przytomność. Odwieziono go do szpitala, gdzie po kilku godzinach zmarł.

Łódź miała też swoje afery. Przed Bożym Narodzeniem 1938 roku przybył do miasta cyrk, a w zasadzie zwierzyniec słynnego Hagenbecka. Największą uwagę przykuwały klatki z ośmioma tygrysami. Umieszczono je w wagonie-klatce. Przewieziono do Łódzko-Warszawskiego Towarzystwa Transportowego przy ul. Dowborczyków 11. W międzyczasie doszło do konfliktu między Habenbeckiem, a Staniewskim, znanym właścicielu cyrku. Konflikt dotyczył prawa własności nad zwierzętami. Spór doprowadził do tego, że nikt nie zgłosił się po odbiór klatki ze zwierzętami.

- I tak te biedne zwierzęta od pięciu miesięcy przebywają w ciemniej szopie towarzystwa transportowego - pisano. - Ich jedynym opiekunem, nie licząc litościwych mieszkańców okolicy jest ich treser, który przybył z tygrysami do Łodzi i pozostał wierny swym pupilom. Karmi je, często wyżebranym u rzeźników mięsem. Stłoczone w klatce tygrysy nie przypominają już swym wyglądem panów dżungli. Czy sprawą nie powinno się zainteresować Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami.

W gazetach pojawiały się informacje o łódzkich Niemcach, którzy stawali przed sądem za lżenie narodu polskiego. Jak na przykład Adolf Roman Lindner. Przedstawiono go jako biuralistę ze Zgierza. Pod koniec 1938 roku przyszedł z kolegą do cukierni, na Placu Piłsudskiego w Zgierzu. Obaj panowie byli pijani. W pewnym momencie zaczęli tłuc szklanki i talerze. Właściciel cukier zażądał, by zapłacili za spowodowane straty.

- Polskie świnie! - krzyknął wtedy po niemiecku Lindner. Wtedy odezwał się znajdujący się w cukierni Mieczysław Martyński. - Gdybym ja jako Polak odważyłbym się powiedzieć coś podobnego w Niemczech, to niewątpliwie połamano by mi żebra - stwierdził Martyński.

Lidner odpowiedział, że mówi co czuje... Wezwano policję, a sprawa trafiła do sądu.

Adolf Lindner wyjaśniał sędziom, że był wtedy pijany i nie pamięta co mówił. Świadkowie złożyli obciążające go zeznania.

- On nie raz tak się zachowywał! - zeznawali. - Nastawiał radio wyłącznie na audycje nadawane z III Rzeszy.

Sąd skazał Lindnera na 10 miesięcy więzienia. Miał w nim przebywać do chwili wpłacenia kaucji w wysokości tysiąca zł.

Natomiast do składu win i wódek przy ul. Przędzalnianej 82 przybył 50-letni Augustyn Bergholc, majster fabryczny. Rozpoczął rozmowę na tematy polityczne ze znajdującym się w sklepie Janem Janaszynem.

- Polska nie jest zdolna do rządzenia sobą, musi tu przyjść Hitler i zrobić porządek - stwierdził Augustyn Bergholc. Na miejsce wezwano policję. Augustyna zatrzymano, ale potem szybko zwolniono. Wieczorem spotkał się z kolegami i kpił, że choć jest hitlerowcem to został zwolniony z aresztu. Znów mówił, że Polsce potrzebny jest Hitler. Znowu wezwano policję. Tym razem stanął przed sądem i skazano go na pół roku więzienia.

Dochodziło też do innych spraw z udziałem Niemców. Leonard Schibbe, nauczyciel z Dąbrowy pod Łodzią, wniósł do sądu skargę przeciwko Józefowi Szamałkowi, który prowadził zakład kąpielowy. Szamałek miał o oskarżyć, że propaguje idee hitlerowskie wśród młodzieży szkolnej. Historia ta rozpoczęła się w 1936 roku. Szamałek wyjaśniał, że był członkiem opieki szkolnej i mógł sprawdzać pewne rzeczy. Ile razy przypadały jakieś hitlerowskie święta partyjne Schibbe zwalniał młodzież do domu, a w opuszczonych pomieszczeniach szkolnych urządzał akademie i inne uroczystości. Uroczystości te miały odbywać w szkole, bo Dąbrowa nie miała kościoła ewangelickiego. Zdenerwowany Szamałek zapytał w końcu Schibbe dlaczego tak postępuje.

- Jako stuprocentowy Niemiec nie mam zamiaru postępować inaczej - odpowiedział Schibbe.

Szamałek powiadomił władze szkoły. Jednak jego zdaniem postępowanie w tej sprawie nie przebiegało tak jak powinno... Poinformował o tym ministerstwo, ale też bez rezultatu. W końcu postanowił skierować sprawę do sądu. Shibbe, gdy stanął przed jego obliczem powiedział, że jest stuprocentowym Polakiem i został uniewinniony.

Opisywano w prasie także sytuację panującą w Konstantynowie Ł. Mieszkała tam duża grupa Niemców, katolików mówiących po niemiecku.

- Mieszkańcy ci zawsze żyli w zgodzie z ludnością polską - pisał „Głos Poranny”. - A całe życie katolików niemieckich koncentrowało się w stowarzyszeniu „Cecylia”. Ten stan trwał od wielu lat. Zmienił się w 1938 roku, gdy w Konstantynowie pojawił się znany nacjonalista niemiecki Slapa. Harmonijne życie ludności Konstantynowa zostało zaburzone.

Slapa założył w Konstantynowie oddział „Verband Deutscher Katholiken in Polen”. Pisano, że była to znana organizacja germanofilska, która miała swoją centralę w Katowicach.

- Używali różnych środków i przykrywką działalności religijnej wprowadzać niesnaski, rozdźwięki, a w końcu do bójki - wyjaśniano. - Katolicy mówiący po niemiecku przejrzeli na oczy i postanowili zerwać z tym stowarzyszeniem. Napisali do władz, że działalność VDK rozwija wśród nich systematycznie hitlerowskie i nieświadomie dali się prowokować ludziom wrogim Polsce. Oni zaś są Polakami i lojalnymi obywatelami.

Przygotowania do wybuchu wojny

Łodzienie okazywali też wielką ofiarność i wpłacali pieniądze na Fundusz Obrony Narodowej. Między innymi kierownictwo i robotnicy firmy Sachs, znajdującej się przy ul. Milionowej wpłacili 200 zł, Jan Borkowski przekazał 20 zł na budowę ścigacza. Władysław Felczak ofiarował 100 zł oraz srebro. 100 złotych przekazali też uczniowie Szkoły Powszechnej nr 99 przy ul. Legionów, gdzie językiem wykładowym był niemiecki. Zbierano również pieniądze na Pożyczkę Obrony Przeciwlotnicznej. Na przykład Artur Ratner, uczeń gimnazjum żydowskiego przekazał całe swoje oszczędności w wysokości 200 zł. Inżynier Emil Hirszberg wpłacił 1500 złotych, tyle samo co Józef Pinkus.

Głośno mówiono o otwarciu V Szkoły Pilotów im. Żwirki i Wigury. Stowarzyszenie Kupców Łódzkich ofiarowało dla niej dwa samoloty. Sponsorami kolejnych trzech były firmy Władysława Margullesa, D i L. Klajmana, Jakuba Kamińskiego i braci Goldlusi. Do otwarcia szkoły pilotów doszło na początku maja 1939 roku.

15 lipca w mieście odbywa się na Placu Wolności manifestacja łodzian w 529 rocznicę Bitwy pod Grunwaldem. Na transparentach można było przeczytać takie hasła: „Śmierć Niemcom w Polsce” czy „Hitlera musimy udusić”. 10 sierpnia polscy i żydowscy robotnicy zaczynają akcję usuwania z fabryk niemieckich pracowników. Do końca miesiąca pracę straciło 10 tysięcy niemieckich robotników... W mieszkaniu jednego z Niemców, przy ul. Przybyszewskiego, odkryto skład amunicji...

Ale życie toczyło się raczej normalnie. Świadczą o tym choćby informacje z rubryk sądowo-kryminalnych i kroniki wypadków. W czerwcu doszło do pożaru w kinie „Nowe” przy ul. Zgierskiej. Stało się to podczas wyświetlania filmu „Kali z Bagdadu”. Spłonęło 2000 metrów taśmy z filmem, uległa spaleniu kabina operatora. Natomiast na osiem miesięcy do więzienia trafił 37-letni Jan Markiewicz, który zabrał na przejażdżkę motocyklową 19-letnią robotnicę Jadwigę Kujawską. Po drodze wypił w restauracji kilka kieliszków wódki. Kiedy wsiedli ponownie na motor stał się natarczywy wobec towarzyszki podróży. Chciał, by panna Jadwiga go pocałowała. Ta odmawiała. Kiedy byli na ul. Piotrkowskiej, podczas jazdy, odwrócił się i chciał ją całować. I wtedy doszło do wypadku. Kochliwy Jan nie doznał wielu obrażeń, ale Jadwiga złamała podstawę czaszkę. Jak napisał „Głos Poranny” kobieta przeżyła, ale straciła możliwość zarobkowania...

W sierpniu łodzianie masowo zaczynają kopać rowy przeciwlotnicze. Chwalono 40-letniego Józefa Ludwiczaka, zamieszkałego przy ul. Niemcewicza, który mimo słabego stanu zdrowia przystąpił do spełniania obywatelskiego obowiązku. PCK rejestrował pośpiesznie wszystkich krwiodawców. Nie szczędzono upominków i darów dla żołnierzy ruszających na wojnę. Polskie Stowarzyszenie Popierania Wynalazków w Łodzi wezwało wszystkich wynalazców, żeby udoskonalali każde urządzenie, które może przydać podczas walki z niemieckim agresorem

Co zapobiegliwsi łodzianie zaczynają gromadzić zapasy żywności. Niektórzy sklepikarze wykorzystali okazję i podnieśli ceny. Władze miasta szybko zareagowały wysyłając do nich kontrolerów. Lichwiarzy karano, nawet więzieniem. Jednocześnie zapewniano, że w Łodzi zgromadzono zapasy żywności na pół roku. Wprowadzono także ceny na podstawowe artykuły. Na przykład kilogramowy bochenek chleba nie mógł kosztować więcej niż 28 groszy, kilo słoniny - 1,8 zł, a smalcu - 2 złote.

Instruowano również łodzian jak chronić żywność przed zatruciem i zniszczeniem gazami.

- Zwykły papier gazetowy stanowi doskonałą ochronę przed działaniem gazów trujących - pisał „Kurjer Łódzki”. - Oczywiście osłonienie artykułu żywnościowego gazetą nie ochroni go przed skażeniem gazami trującymi. Dopiero kilka arkuszy sklejonych ze sobą daje należyte zabezpieczenie. Papier gazetowy jest bardzo dobrą osłoną przed działaniem gazów bojowych.

Proponowano, by do takiej osłony używać też tekturę, blachę i szkło... Polecano również hermetycznie zamykane naczynia, jak puszki blaszane, słoiki. Chroniły żywność nie tylko przed gazami, ale i wilgocią... Radzono, żeby uszczelniać je wazeliną, gumą...

26 sierpnia ulicami miasta defilowali żołnierze z 28 Pułku Strzelców Kaniowskich. Trzy dni później na Dworcu Łódź Kaliska wsiedli do pociąg i pojechali w kierunku Sieradza... 30 sierpnia w Niemieckim Banku Spółek Zawodowych przy al. Kościuszki 14 wykryto duży skład broni i materiałów wybuchowych. Natomiast z Dworca Łódź Kaliska wyjechały pierwsze transporty internowanych Niemców. Wywieziono ich do obozów w Berezie Kartuskiej i Kostopolu...

31 sierpnia odezwę do łodzian skierował biskup Włodzimierz Jasiński, ordynariusz łódzki. Zarządził, żeby od 3 do 11 września we wszystkich kościołach diecezji odbyły się nabożeństwa, na których miano się modlić o Boże Błogosławieństwo dla Polski i pokój oparty na sprawiedliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki