Po pierwsze, demonizuje się problem cyklistów przejeżdżających przez przejścia dla pieszych. Sam jeżdżę rowerem i samochodem w zależności od potrzeb i jakoś nie widzę tych tabunów na rowerach śmigających przez zebry. Kiedy siedzę za kierownicą, większym problemem są dla mnie motocykle i skutery, które wyskakują nie wiadomo skąd, jadąc slalomem między samochodami. Rowerzysta, jeśli już na światłach przemyka obok samochodów, to grzecznie pilnuje się krawężnika.
Po drugie, nie ma co skakać do oczu rowerzystom, którzy jeżdżą chodnikami. Jeśli mam do wyboru stracić życie na zatłoczonej jezdni, czy złamać przepisy jadąc chodnikiem, to jednak wolę zaryzykować mandat za jazdę chodnikiem. I tak właśnie robię. To nie ja odpowiadam za to, przed jakim wyborem zostałem postawiony.
Po trzecie, często to nie rowerzystom, ale kierowcom brakuje wyobraźni. Nie raz, i nie dwa zdarzyło mi się, że jadąc rowerem przez skrzyżowanie równorzędne, musiałem gwałtownie zahamować, bo jakiś król kazachstańskich szos wymusił pierwszeństwo. Dla takich królów szos rowerzyści są jak powietrze. Taki gorszy gatunek na drodze, który można zignorować albo zbluzgać zza kierownicy.
Po czwarte i ostatnie. W Łodzi, mieście, w którym wiecznie na wszystko brakuje pieniędzy, podejmuje się dyskusje na temat stworzenia sieci rowerów miejskich, choć gołym okiem widać brak ścieżek rowerowych. Skoncentrujmy się na jednym - właśnie na intensywnej budowie ścieżek. Za parę lat ci, którzy dzisiaj tak atakują rowerzystów, sami chętnie przesiądą się na rowery i zmienią zdanie.
Sławomir Sowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?