Trudno było znaleźć mecz w tej kolejce, w którym obie drużyny tak bardzo potrzebowałyby zwycięstwa. Chorzowianie, w końcu wciąż wicemistrzowie Polski, mają ambicję gry w czubie tabeli, a z kolei bełchatowianie z pierwszych sześciu meczów przegrali pięć.
Jeżeli pierwsza połowa miałaby być wyznacznikiem ambicji piłkarzy obu drużyn, to można śmiało powiedzieć, że ani Ruch, ani PGE GKS nic w tym sezonie nie osiągną. Gra była przeraźliwie nudna, właściwie bez sytuacji podbramkowych. Bełchatowianie wprawdzie raz, za sprawą Kamila Wacławczyka, trafili w słupek, ale w jego zewnętrzną stronę i to tylko dzięki błędom chorzowskiej obrony. Z kolei Ruch tylko raz zaatakował na poważnie, gdy Adam Stachowiak w dobrym stylu obronił strzał Arkadiusza Piecha. To była 35. minuta, a Ruch dopiero oddał pierwsze celne uderzenie.
Chyba w szatniach musiało być bardzo głośno, bo w drugiej połowie wreszcie zaczęło się coś dziać. Pierwszy realnie zareagował trener PGE GKS Jan Złomańczuk, który zdjął z boiska Kamila Kosowskiego. Żal dzisiaj patrzeć na piłkarza, który jeszcze niedawno czarował swoimi umiejętnościami technicznymi. Dziś Kosowski to jeden ze słabszych piłkarzy bełchatowskiej drużyny i jeśli Łukasz Madej szybko nadrobi braki, to pewnie posadzi go na ławce.
GKS grał coraz lepiej, był bliski zdobycia prowadzenia, gdy Szymon Sawala z dystansu huknął w słupek, ale miał pecha. A może to nie GKS miał pecha, a Ruch miał... Piecha. W 62. minucie Arkadiusz Piech wykorzystał fakt, że kolejny raz w tym sezonie krycie zgubił Maciej Szmatiuk i głową pokonał Stachowiaka.
Ruch nie zasługiwał w piątek na zwycięstwo, bo grał bardzo przeciętnie, a obrońcy dorównywali wczoraj nieudolnością tym z Bełchatowa. W 72. minucie niemal wszyscy chorzowscy defensorzy przyczynili się do tego, że Paweł Buzała wyrównał. W czasach kwitnącej korupcji w polskiej piłce większość kibiców skwitowałaby to słowami: sprzedali. Wczoraj użyli pewnie słowa: nieudacznicy. No, bo czy jest możliwe, że w jednej akcji dwóch obrońców nie trafia w piłkę, a trzeci nie jest w stanie wykonać jednego kroku w bok?
To oczywiście nie problem Buzały, który w tej sytuacji zachował najwięcej zimnej krwi i z bliska doprowadził ro remisu. Do remisu, który - nie ma co ukrywać - byłby jedynym sprawiedliwym rozstrzygnięciem.
Oczywiście remisu nie było, bo Ruch ma Piecha, a GKS pecha. Choć gola w 88. minucie strzelił Maciej Jankowski, to właśnie Piech odegrał w tej akcji kluczową rolę mimo tego, że... nie dotknął piłki. Filigranowy napastnik Ruchu stał akurat na drodze piłki do bramki. Podniósł nogę, czym kompletnie zaskoczył Stachowiaka. I to zdecydowało, że Ruch wygrał.
Sytuacja PGE GKS jest krytyczna. Nie dlatego, że przegrywa, ale dlatego, że nikt nie wie, jak to zmienić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?