To cytaty z wpisów internautów pod wiadomością o śmierci Andrzeja Łapickiego. Spośród prawie 40 takich "kondolencji" połowa jest w takiej właśnie żałobnej tonacji.
Tak jest coraz częściej. Umiera człowiek wybitny w swojej dziedzinie i w internecie zbiera się ława przysięgłych. Umarł, więc trzeba mu zrobić sąd ostateczny tu i teraz. Czytał kroniki stalinowskie? Czytał! Czyli winny. Wybitny aktor? Jaki tam wybitny, skoro czytał te kroniki, a nawet jak wybitny, to żadna okoliczność łagodząca. Internetowa ława przysięgłych osądza szybko i sprawnie. Blado brzmią na tym tle zwyczajne wpisy, że ten ktoś był po prostu dobrym aktorem lub pisarzem. I że miał w swojej biografii momenty, których nie zapisuje się złotymi zgłoskami, ale to jeszcze nie powód, żeby skazywać go na śmierć po śmierci.
To nawet nie chodzi o to, że kiedyś z reguły przestrzegano zasady, że o zmarłym mówi się albo dobrze, albo wcale. Chodzi o to, że skądś rodzi się w ludziach potrzeba, żeby bez względu na okoliczności wypluć z siebie to, co najgorsze. Że śmierć ze swoim majestatem nie sprawia, że oceniamy zmarłego z odrobiną wstrzemięźliwości.
Przeciwnie. Śmierć jest jak hasło do ataku. Umarł? No, to zrobimy mu tu zaraz sekcję, wywleczemy wszystko na wierzch. A potem zdejmiemy internetowe kaptury, będziemy się uśmiechać i żyć jak porządni ludzie. Aż do następnego razu. Jeśli w średniowieczu ludzie panicznie bali się sądu ostatecznego, to tylko dlatego, że nie znali internetu. Strach umierać, proszę Państwa.
Sławomir Sowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?