Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Sędzia kalosz” czyli skąd ta niechęć do arbitrów?

R. Piotrowski
W środku ceniony przed wojną łódzki sędzia Kazimierz Wardęszkiewicz. Nie kalosz. Pan arbiter [Fot. NAC, sygn. 1-S-2375-1]
„Jeden jest tylko człowiek na boisku, który w żadnym wypadku nie może liczyć na łaskę tłumu. Człowiekiem tym jest sędzia” – zauważył na początku lat 20. „Przegląd Sportowy” i dziś wiemy, że w tym względzie zmieniło się niewiele.

Krakowski żurnalista stwierdził wówczas, że już samą obecność arbitra na boisku przyjmuje widownia jako obelgę. – „Gdyby się chciały ucieleśnić wszystkie przekleństwa, rzucane w ciągu zawodów na jego głowę, rozpadłby się na atomy, nie zdoławszy raz jeden przytknąć gwizdka do ust swoich” – pisał na początku lat 20., użalając się nad sędziowską niedolą.

Piłkarze i kibice ŁKS też mają wiosną z sędziami na pieńku, a za każdym razem kością niezgody były tu decyzje dotyczące podyktowania (lub nie) rzutu karnego. Najbardziej podpadł w tym względzie beniaminkowi Jarosław Przybył z Kluczborka, który w meczu z Wisłą Płock nie dopatrzył się ewidentnego przewinienia Dominika Furmana na Arturze Boguszu. Z kolei po meczu z Pogonią pretensje do pana Bartosza Frankowskiego miał Arkadiusz Malarz.

- Fajna interwencja, ale impet bramkarza był duży - zauważył Arkadiusz Malarz w rozmowie z reporterem z Canal+. - No, ludzie! Sprawdźmy to! Jak tak może być, że mamy do dyspozycji VAR, a nikt tego nie obejrzy? Czasem przeciwko nam dyktowane są karne i nie ma żadnego zawahania, a po drugiej stronie boiska nikt nie chce tego sprawdzić – mówił bramkarz ŁKS mając na myśli sytuację z 89. minuty, gdy w polu karnym Pogoni po starciu z Dante Stipicą padł Maciej Dąbrowski oraz to, co wydarzyło się chwilę później, gdy sędzia wskazał na wapno po faulu Tadeja Vidmajera.

Rzut wolny w polu karnym

Piłkarze i sympatycy nie zwykli oszczędzać arbitrów i nie inaczej było już w przedwojennej Polsce, bo tam, zdaje się, należałoby szukać źródeł powszechnej niechęci do dżentelmenów z gwizdkiem. Zaraz po odzyskaniu niepodległości nie było z tym jeszcze najgorzej, początkowo orzeczenia sędziowskie podważano rzadko, ale już na początku lat 20. sędziowski autorytet podkopywano gremialnie. Jakże się jednak temu dziwić, skoro panował wówczas dziwaczny zwyczaj wykreślania sędziów. Jeśli towarzystwu nie pasowało nazwisko wytypowanego do prowadzenia zawodów arbitra, działacze danego klubu mogli takiego „oprotestować”.

Kto tu najwięcej miał na sumieniu? Cóż, po trosze każdy. Rozgorączkowana publika dawała do wiwatu rozjemcom futbolowych widowisk, zwykle za nic mając przepisy gry w piłkę nożną, nagminnie mylili się także sami sędziowie, nierzadko przy tym wypaczając wyniki piłkarskich pojedynków. Lista ich grzechów jest długa, a rzecz wielokrotnie dotyczyła łódzkiego podwórka.
Taki na przykład pan Redlich, który nie dość sumiennie przestudiował piłkarski elementarz, podczas jednego z meczów łódzkich Turystów z ŁKS-em po ewidentnych faulach w polu karnym dyktował zawsze tylko… rzuty wolne. Jeden z takich rzutów wolnych egzekwowali łódzcy piłkarze z odległości pięciu metrów od bramki.

„Taki nieudarzony”

Podobnych ancymonów wśród sędziowskiej braci znajdziemy więcej. Trafiali się tacy, którzy nie mieli zielonego pojęcia o spalonym, trafiali się inni, którzy przez całe spotkanie nie ruszali się z okolic linii środkowej, co w przypadku starć w polu karnym uniemożliwiało im właściwą ocenę sytuacji. I tak jak dziś publika „częstuje” tych nieszczęśników potokiem najordynarniejszych wyzwisk, tak wówczas nazywano ich po prostu „kaloszami” i wykpiwano na każdym kroku.

„«Sędzia kalosz», to taki nieudarzony, taki, co zamiast zawodami kierować, utrudnia je, co gwizdek ma w ustach, by gwizdać, gdy nie trzeba, i milczeć, gdy gwizdać trzeba, co nie ma swej woli, jeno wolę tłumów wyjących” – wyjaśniał Jerzy Bohusz na łamach „Przeglądu Sportowego”. Dodajmy, że „kalosz” właśnie wtedy stał się synonimem sędziowskiej nieudolności, a określenia tego po raz pierwszy użyto ponoć w pierwszej połowie lat 20. w Krakowie.

Do publiczności zwracamy się z gorącym apelem, by wreszcie zaprzestała niesportowych okrzyków pod adresem kierownika zawodów. Czas już z tym skończyć! Niech publiczność łódzka wreszcie wykaże, że jest sportowo wyrobioną! - grzmiała w 1923 roku po derbowym starciu ŁKS z Turystami „Ilustrowana Republika”.

Gorszących scen z nieszczęsnymi „kaloszami” w roli głównej jak Polska długa i szeroka nigdy przed wojną nie brakowało, co gorsza niekiedy nie kończyło się na obelgach. Głośno było swego czasu na przykład o tym, jak to w Łodzi w roku 1938 podczas meczu Tramwajarza z Sokołem jeden z zawodników po ostatnim gwizdku zaatakował butem uchodzącego do szatni sędziego. Innym razem dostało się panu Glince, który co prawda fatalnie prowadził spotkanie ŁKS-u z Garbarnią Kraków, ale czy usprawiedliwiało to zachowanie grupy krewkich kibiców, którzy w drugiej połowie meczu wtargnęli na boisko? Pan sędzia uchodził z boiska pod eskortą policji.

Podobne sprawy często miały swój finał w sądzie. Trafiła tam też inna, związana Jakubem Seidnerem, sędzią meczu Pogoni Lwów z ŁKS-em, który w 1932 roku pozwał redaktora „Expressu Ilustrowanego” za zniesławienie. Dziennikarz ten zasugerował, że arbiter w zamian za pieniądze dogadał się z jedną z drużyn. Wymiar sprawiedliwości przyznał rację panu Seidnerowi, redaktor został ponoć skazany na dwa tygodnie aresztu i opłacenie kosztów sądowych.

Sprawiedliwi

Dodajmy na koniec, że byli wśród arbitrów i tacy, którzy cieszyli się powszechnym szacunkiem. Józef Lustgarten, Adam Obrubański (legenda Wisły Kraków, choć swego czasu działał i w ŁKS), związany z Łodzią Kazimierz Wardęszkiewicz, czy Marian Strzelecki (najpierw piłkarz ŁKS-u i Polonii, potem sędzia, a w końcu... redaktor naczelny „Przeglądu Sportowego”) samym tylko spojrzeniem potrafili przywołać do porządku rozbrykane towarzystwo, co nie znaczy, że i oni się nie mylili. Co ciekawe, także wówczas największe kłopoty sprawiały sędziom interpretacja przepisu o grze ciałem, ataku na bramkarza i... zagraniu piłki ręką w polu karnym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki