Kierowcy, którzy zdążyli już je pieszczotliwie nazwać „czasoumilaczami”, teraz mogą z zadowoleniem przyjąć decyzję Andrzeja Adamczyka, ministra infrastruktury i budownictwa. Podpisał on rozporządzenie, które daje, nomen omen, zielone światło do stosowania sekundników, odmierzających czas do zmiany świateł na skrzyżowaniach. Do tej pory nie były one ujęte w szczegółowych przepisach regulujących warunki techniczne dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach.
W ubiegłym roku wydawało się, że sekundniki trzeba będzie zdejmować. Taka informacja popłynęła nawet z ministerstwa. Pojawiły się opinie, że zegary odmierzające czas do zmiany świateł nie poprawiają bezpieczeństwa na drogach, a wręcz przeciwnie. Piotr Graczyk ze Stowarzyszenia Klub Inżynierii Ruchu podkreślał nawet na łamach „Dziennika Łódzkiego”, że niektórzy kierowcy widząc, iż do zmiany światła z zielonego na czerwone pozostaje mało czasu, przyspieszają, żeby zdążyć przed zmianą, powodując jeszcze większe zagrożenie.
**Zobacz też:
Sekundniki na sygnalizacji świetlnej znikną ze skrzyżowań miast?**
Ale za „czasoumilaczami” murem stanęli sami kierowcy. Pochlebnie o sekundnikach wypowiadała się także policja, widząc ich zalety w poprawie bezpieczeństwa, gdyż kierowcy odpowiednio wcześnie mogą przygotować się do wjazdu na skrzyżowanie. Do akcji poparcia włączyli się także samorządowcy.
- Interweniowaliśmy w tej sprawie w ministerstwie, wysłaliśmy oficjalne pismo z prośbą o to, aby stosowanie wyświetlaczy czasu było dozwolone i abyśmy nie musieli ich zdejmować - mówi Ireneusz Owczarek, wiceprezydent Bełchatowa. - Mieliśmy wiele sygnałów od kierowców, którzy chcą pozostawienia „czasoumilaczy”.
Bełchatów był jednym z pierwszych w regionie miast, gdzie urządzenia odmierzające czas do zmiany świateł pojawiły się przy skrzyżowaniach. Pierwsze zamontowano już w 2009 roku i szybko przypadły kierowcom do gustu. W zamyśle sekundniki miały poprawić płynność jazdy i przepustowość skrzyżowań w mocno zakorkowanym mieście, gdzie liczba samochodów przypadających na mieszkańca jest jedną z najwyższych w Polsce.
Z poparciem dla włączenia „czasoumilaczy” do oficjalnych urządzeń bezpieczeństwa i sygnalizacji w ruchu drogowym występowali też inni samorządowcy.
**Zobacz też:
Piesi w Łodzi za długo czekają na zmianę świateł na przejściach. Fundacja Fenomen chce zmian**
- Może nie była to wspólna, zorganizowana akcja, ale wielokrotnie poruszaliśmy ten temat podczas spotkań Związku Miast Polskich - mówi wiceprezydent Bełchatowa. - Tak naprawdę żaden przepis nie mówił o tym, że należy je zlikwidować, nie były jednak wpisane jako urządzenia dopuszczone, istniała więc pewna rozbieżność w interpretacji przepisów.
W regionie łódzkim „czasoumilacze” pojawiły się m.in. w Piotrkowie, Radomsku, Kutnie, czy Zduńskiej Woli. Te w Piotrkowie nawet zniknęły z części ulic, po tym, jak w ubiegłym roku wydawało się, że będą zakazane. W Bełchatowie, mimo pierwotnego sprzeciwu ministra, urządzenia zostały. Teraz magistrat chciałby zamontować kolejne.
- Będziemy o nie apelować do zarządców dróg - dodaje Ireneusz Owczarek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?