- Z każdym kolejnym etapem odmrażania przybywa pojazdów na drogach. Im jest więcej pojazdów, tym więcej zdarzeń drogowych, ale głównie drobnych stłuczek - wyjaśnia.
Potwierdzać to mogą dane z wypadków. Od 1 do 10 marca doszło w Łodzi do 40 wypadków i 283 kolizji. Miesiąc później było ich tylko 11 oraz 144, a na początku maja, gdy ruch zaczął rosnąć, wypadków było już 12 a kolizji 193. w maju. Wypadków śmiertelnych było zbyt mało, by odzwierciedlić trend. W pierwszej dekadzie marca zginęły dwie osoby, a na początku kwietnia i maja po jednej.
Jednak Polska Izba Ubezpieczeń przygotował raport w którym spodziewa się wzrostu liczby wypadków po epidemii. Jak zauważyła PIU już w początkowym okresie luzowania obostrzeń, czyli od 24 kwietnia do 6 maja zginęło na polskich drogach 76 osób, o dwie więcej niż rok temu.
– Spodziewamy się, że w kolejnych miesiącach liczba wypadków i ich ofiar może się zwiększyć. Będziemy częściej, niż przed pandemią korzystać z własnych samochodów, obawiając się zakażenia korona-wirusem w środkach komunikacji publicznej. To spowoduje istotny wzrost natężenia ruchu, co w połączeniu z brawurą niektórych kierowców, może oznaczać więcej wypadków - mówi J. Grzegorz Prądzyński, prezes zarządu PIU.
Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR nie spodziewa si większej liczby wypadków.Uważa jednak, że będą poważniejsze, bo taki trend trwa od około dwóch lat. - Ta tendencja się umocni, zatem przybędzie nam przez kolejny rok ofiar śmiertelnych - mówi.
Hubert Barański z łódzkiej Fundacji Fenomen uważa, że kierowcy jadą zbyt szybko, bo... mogą. - Kiedyś kierowcy rozpędzali się w mieście w nocy. Teraz nawet w dzień możemy zobaczyć do czego prowadzą szerokie i puste ulice - mówi.
Jego zdaniem potrzebne są rozwiązania kompleksowe, m.in. przebudowywanie dróg i podwyższenie mandatów za zbyt szybką jazdę.