Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skarbonka jest najważniejsza

Sławomir Sowa
Sławomir Sowa
Sławomir Sowa Grzegorz Gałasiński
Trudno oprzeć się wrażeniu, że w polityce miasta chodzi głównie o pieniądze. Pieniądze, których potrzebuje budżet miasta. Jednym przejawów tej kampanii jest zapoczątkowana dwa lata temu likwidacja szkół.

Trudno odmówić konsekwencji PO i wiceprezydentowi Piątkowskiemu. Likwidują i już. Jeśli jest coś, co może wyhamować ten proces, to na pewno nie protesty rodziców, uczniów i nauczycieli. Tym czynnikiem może być tylko kampania wyborcza. Za rok o tej porze nie usłyszą Państwo o planach likwidacji szkół. Trzeba będzie dać mieszkańcom Łodzi czas, aby zapomnieli o już polikwidowanych szkołach i nie mścili się się przy urnach wyborczych. Wiadomo - czas leczy rany, także wyborcze. Z tego punktu widzenia władze miasta wybrały najmniej szkodliwą dla siebie taktykę.

Tę pospieszną likwidację szkół można częściowo zrozumieć także z innego powodu. Od kilku dobrych lat subwencja oświatowa nie wystarcza na pokrycie wydatków faktycznie ponoszonych przez miasto na utrzymanie szkół, więc szuka się pieniędzy najprostszym możliwym sposobem. I to jest jedna strona medalu.

Druga jest taka, że skończył się sen o szkołach, gdzie w klasie jest po kilkunastu uczniów, z którymi można prowadzić efektywną naukę. Można było sobie roić, że zjawisko zmniejszania się populacji uczniów będzie można wykorzystać do poprawy jakości kształcenia. Nic z tych rzeczy. Niestety, jakość kształcenia to nie jest wartość, którą da się przeliczyć na pieniądze, tak jak przelicza się etaty nauczycieli, woźnych czy koszty ogrzewania.

Wracając do polityki, w której głównie liczą się pieniądze. O ile likwidacja szkół ma sprawić, że z budżetu pieniądze nie wypłyną, o tyle maksymalna stawka podatku od nieruchomości dla przedsiębiorców ma ten budżet zasilić strumieniem pieniędzy. I znów jest coś co da się przeliczyć na konkretne wpływy i wartość niepoliczalna. Owszem, przedsiębiorca policzy, ile musi odprowadzić podatków i opłat do budżetu miasta, ale nikt nie powie, ile miasto jako całość zyskałoby, gdyby te pieniądze pozostały w kasie firmy. Może starczyłyby na jakieś nowe etaty, a może na zakup niezbędnego sprzętu?

Wcześniej mieliśmy w Łodzi już inne przykłady przeliczania na pieniądze rzeczy niewymiernych, ale ważnych. Słynne już gaszenie latarni ulicznych przez wiceprezydenta Banaszka było przeliczaniem bezpieczeństwa na złotówki. Tamto nie wypaliło, ale ciągle pojawiają nowe pomysły na wzbogacanie budżetu. Dobrze by było, aby ich inicjatorzy liczyli nie tylko pieniądze, ale i długofalowe skutki takiego fiskalizmu. Chyba, że przeważa inne myślenie. Szkoły? Jakoś się upchnie tych uczniów. Przedsiębiorcy? Jakoś sobie poradzą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki