18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Skrzypek na bloku

Anna Gronczewska
fot. Mateusz Trzuskowski
Z Pawłem Rurakiem-Sokalem, liderem zespołu Blue Cafe, rozmawia Anna Gronczewska

Gdy jest Pan w Łodzi, to gdzie chodzi Pan na sentymentalny spacer?

Rzadko chodzę na spacery. Ale bywam w Nowej Gdyni, gdzie trenują kung fu i uwielbiam patrzeć na znajdujące się tam jeziorko. Przydaje się taka chwila oddechu, refleksji.

Las w okolicach Nowej Gdyni jest dla Pana szczególnie bliskim miejscem?

To miejsce, gdzie się relaksuję, zatrzymuje na chwilę. Bliskie są mi zaś te miejsca w Łodzi, które są związane z moim dzieciństwem: ul. Zgierska, Bałucki Rynek. Także nieistniejące już kino "Świt", które znajdowało się też przy rynku. Chodziłem tam z tatą na tzw. poranki filmowe. Później przeprowadziliśmy się na Teofilów.

Jak upływało Panu dzieciństwo, młodość na tak dużym blokowisku jak Teofilów?

To była przede wszystkim codzienna gra na skrzypcach. Mój tata, który był kiedyś mistrzem juniorów w biegu na 800 metrów, zaszczepił też we mnie pasję sportową. Przed naszym blokiem działo się bardzo dużo. Tata organizował lodowiska, mecze, różne zabawy. Było inaczej niż dzisiaj. O wiele bezpieczniej, o wiele więcej się działo. Zacząłem nawet trenować ostro sport. Początkowo głównie sprint, bieg na 100 metrów.

Ale w końcu muzyka wygrała ze sportem?

Bo ja wiem? Cały czas mam w sobie dwie pasje. Muzykę i sport. Już ponad dwadzieścia lat trenuję kung fu. Trenował mnie m.in mistrz z Chin.

Jeździ Pan czasem na Teofilów, nie tak przypadkiem, ale z sentymentu?

Jadąc do Nowej Gdyni często przejeżdżam koło mojego pierwszego miejsca zamieszkania przy ul. Zgierskiej. Ten dom jeszcze stoi. Zamierzam zrobić tam jakiś film, zdjęcia, bo czuję że za chwilę go rozbiorą. Ta stara Łódź powoli odchodzi. Ale wspomnienia można ją przywołać w zupełnie inny sposób. Odnowić kamienice na ul. Piotrkowskiej, przywrócić im życie.

Wielu znanych artystów po zdobyciu popularności opuściło Łódź. Pan został. Co Pana tu trzyma?

Są tu miejsca w których czuje się bezpiecznie, dobrze je znam, wiążą się z nimi wspomnienia. I tak już zostanie. Nie zamierzam się nigdzie przeprowadzać. Tu mam bliskich, przyjaciół, rodzinę.
Nie miał pan pokus, by na stałe przenieść się do Warszawy?

Nie. Były za to pokusy, by wyjechać do Nowej Zelandii. W końcu nie wyjechałem,aie żałuję tego. Gdybym wyjechał, nie byłoby "Blue Cafe".

W Łodzi żyje się o wiele spokojniej niż w Warszawie?

Na pewno. Łódź jest bardziej kameralna. Ostatnio często bywamy w Warszawie. Tam jest bardzo szybkie tempo życia. Tu wszystko toczy się o wiele wolniej. Ale Łódź ma szansę stać się miastem, które przyciągnie ludzi z całej Polski i nie tylko. Dzieje się tutaj wiele.

Nie gonią tu pana paparazzi...

Też gonią...Ale generalnie jest spokojniej. Łódź jest mniej rozplotkowana. Takim odniesieniem do niej jest dla mnie Kraków. W Łodzi też istnieje świat sztuki, żyją ludzie sztuki, warto na nich postawić. Nie tylko sklepy czynią miasto wartościowym.

Wielu artystów jednak z Łodzi ucieka. Czy robi się coś, by ich tu zatrzymać?

Myślę, że jest to kwestia wyboru tych ludzi. Nie można nikogo zatrzymać na siłę.

Z drugiej jednak strony ludzie, którzy wyjechali na stałe z Łodzi, później z dumą i sentymentem mówią, że pochodzą z tego miasta...

Myślę, że wszyscy którzy wyjeżdżają ze swoich rodzinnych miast i krajów, później tęsknią za nimi.

Czym Pana zdaniem, łodzianie mogą pochwalić się przed ludźmi z innych miast Polski, z zagranicy?

To jest pewien proces. Trzeba odkrywać to co Łódź ma w sobie. Te wielką refleksję, przeszłość. Właśnie przez to Łódź może przyciągnąć do siebie mieszkańców innych miast.

A może przyciągnąć ludzi muzyką?

Też. Myślę, że Łódź wreszcie budzi się do życia. I tych rzeczy, którymi może przyciągać ludzi będzie coraz więcej.
Są w Łodzi takie miejsca, gdzie wieczorem można posłuchać dobrej muzyki, które sam pan odwiedza?

Ja wolę pozostawać z dala od zgiełku. Nie chodzę do klubów muzycznych. Komponuje, piszę. Chodzę własnymi ścieżkami. Nie lubię gwarnego życia. Wolę kameralność. Wtedy mam lepszy kontakt z tymi, z którymi przebywam. W zgiełku każdy jest anonimowy, nie słychać co mówi.

"Blue cafe" jest teraz sztandarowym łódzkim zespołem?

Myślę, że Łódź od strony muzycznej ma się czym pochwalić. Jest "Blue cafe", ale też "Varius Manx", "Ich Troje" i wiele innych zespołów. Mamy Filharmonię Łódzką, w której też kiedyś pracowałem. Jeździliśmy po świecie. Mamy znakomite teatry, Muzeum Sztuki, które powinno zostać na nowo odkryte. No i jest nasza ul. Piotrkowska, która powinna być bardziej kolorowa. Trzeba ją obudzić.

Ul. Piotrkowska pozostaje teraz w cieniu Manufaktury. Niektórzy boją się, że z tego cienia już nie wyjdzie...

Myślę, że jest to kwestia intencji. Jeśli te intencje będą dobre, to Piotrkowska pozostanie atrakcyjną ulicą.

Gdyby miał pan do wyboru spacer po ul.Piotrkowskiej czy wizytę w Manufakturze, na co się by się Pan zdecydował?

To nieporównywalne miejsca. Piotrkowska ma swoją przeszłość, Manufaktura jest nowym bytem. Jeśli ktoś lubi fotografować, a ja do takich ludzi należę, to pójdzie na Piotrkowską. Warto wejść wtedy w bramę i poczuć tę starą Łódź.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki