Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słodko-gorzka rocznica

Marta Madejska
MartaMadejska jest doktorantką Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, animatorką społeczną, zaangażowaną w pracę łódzkiego sektora pozarządowego
MartaMadejska jest doktorantką Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, animatorką społeczną, zaangażowaną w pracę łódzkiego sektora pozarządowego
Cieszę się, że zadzwoniłeś - kobiecy głos zabrzmiał uwodzicielsko. - Mamy wspaniałe panny, nie będziesz rozczarowany. - Zanim zdążyłem wyjaśnić cel telefonu, rozmówczyni poinformowała jeszcze, że agencja dysponuje także panami, którzy "czule zajmą się klientem innej orientacji", i że godzina przyjemności kosztuje tylko milion.

- Czy pracują u mnie byłe włókniarki? - zaśmiała się. - Prawie wszystkie to włókniarki. Jeśli się zgodzą, może pan z nimi rozmawiać do woli. Chyba, że będą zajęte..."

Tak sprawozdawał Wojciech Górecki w reportażu z 1993 roku.

I dalej:

"W kolorowych magazynach erotycznych Łódź przedstawiana jest jako centrum seks-rozrywki. Nie ma w tym przesady. Policjanci twierdzą, że jeśli rzucić kamieniem w dowolną stronę, na pewno trafi się w jakąś agencję towarzyską, salon masażu, klub erotyczny [...] Więcej tego typu przybytków jest ponoć tylko w Poznaniu. Jaki ma to związek z bezrobociem, które osiągnęło już sto sześć tysięcy?"

Z 25 lat wolności w Łodzi doświadczam tylko ostatnich ośmiu. W miarę mieszkania tutaj stawało się dla mnie jasne, że dla zrozumienia tego miasta istotne jest nie tylko stulecie, w którym nastąpiła jego geneza oraz całkiem zapomniany okres powojnia, kiedy stanowiło tymczasową stolicę kraju, ale też lata transformacji ustrojowej. W galopującej, unijnej quasi-modernizacji wszystko zmienia się tak szybko, że lata te wydają się tonąć w zbiorowej niepamięci, choć przecież nie tak dawno były częścią naszego doświadczenia. Niełatwo szukać informacji lub wyciągać je z ludzkiej pamięci, dlatego bardzo odkrywcze okazują się reportaże prasowe z tego okresu.

Paweł Smoleński w 1992 opisywał rozwijające się lombardy, wszechobecny niedobór i ostatnie dni Poltexu: "Wychodzę z tkalni, gdzie na 500 pracuje kilka krosen. Oglądam przędzalnię - pięć pięter ogromnego budynku - gdzie zamiast ogłuszającego hałasu słychać stukot butów o metalowe schody. Nie wiem, co gorsze: hałas czy cisza. Wchodzę do wykańczalni; pod ścianami puste wózki, pracuje jedna maszyna. Wszędzie ogromne, metalowe szpule, na które kiedyś nawijano bawełnę. Między halami pusto. Przede mną brama, którą prządki po raz ostatni wyjdą z Poltexu. Wyniosą ze sobą stare, drewniane czółenka (starsza włókniarka powiedziała przez łzy: "Pierwszy raz w życiu na fabryce coś ukradłam"). Na pamiątkę."

Do niedawna wydawało mi się, że w Łodzi nie było wtedy protestów, z telewizji pamiętam tylko śląskich górników. Okazuje się jednak, że byłe włókniarki sfrustrowane brakiem pracy i niewypłacaniem zasiłków, demonstrowały pod urzędem miasta. Jeżeli jednak cokolwiek zapamiętano z tych wydarzeń, to nie rozpacz kobiet, tylko medialny, anegdotyczny obraz jednej z nich, kiedy wymachuje ogromną wieprzową kością, wyjętą z siatki.

W lutym 1993 wybuchł też strajk pod przewodnictwem "Solidarności", podczas którego stanęły prawie wszystkie pozostałe przy pracy zakłady, najważniejszym postulatem strajkujących była restrukturyzacja. Ale ani restrukturyzacja, ani inne środki zaradcze nie były w planie. Likwidacja - to hasło klucz dla tamtych złotych czasów. Wtedy zdaje się wierzono, że włókiennictwo polskie należy dorżnąć w całości (wierzono też, że "kultura utrzyma się sama", więc równie chętnie likwidowano wytwórnie filmowe).

Nurtujące jest, jakie skutki psychologiczne mogła wywołać transformacja i upadek przemysłu. Co się dzieje z tradycyjnie fabryczno-robotniczym miastem, z silnym etosem pracy, kiedy nagle zaczyna tego wszystkiego brakować? Czy były robotnik z filmu Marcina Latałły "Moja ulica" (2008) jest głosem powszechnego doświadczenia, kiedy patrząc na ruiny po Poznańskim/Marchlewskim/Poltexie, mówi "czuję się zburzony, jak ta fabryka"?

Jednak wbrew powszechnym stereotypom, to załamanie niebezpośrednio spowodowało marazm - w Łodzi, jak w dziesiątkach polskich miast, kwitła drobna, paradoksalna przedsiębiorczość. Sprzedawanie na ulicy, sex-usługi, szycie bielizny na miarę, sprowadzanie kuriozalnych produktów z Zachodu. Cokolwiek, żeby jakkolwiek się utrzymać, zaś w innowacyjności i zaradczości przodowały kobiety. Niektórym się udało, niektórym nie. Splot życiowych trajektorii był tu często bardziej decydujący niż tak ceniona w nowym systemie "przedsiębiorczość".

Michał Matys w swojej książce "Łódzka fabryka marzeń" opisuje m.in. dalsze dzieje Poltexu. Można się dowiedzieć (lub sobie przypomnieć), że w 1990 w części działającego jeszcze zakładu powstał salon gry w bingo, stanowiący najbardziej rentowne ówcześnie w tamtym miejscu przedsięwzięcie. Oraz że człowiek, który sprowadził francuskich inwestorów, którzy zamienili fabrykę w centrum handlowe, był w Afryce trenerem drużyny siatkówki Zairu za panowania dyktatora Mobutu i dorobił się stawiając domy dla tamtejszej klasy średniej.

Dziś Manufaktura jest już własnością niemiecką, a famuły przy Ogrodowej wciąż pozostają famułami przy Ogrodowej. Jeżeli 4 czerwca uznajemy za symboliczną datę końca PRL, to - nie ukrywajmy - to słodko-gorzka rocznica i wciąż pozostaje aktualne pytanie ekonomisty, prof. Tadeusza Kowalika: jak to się mogło stać, że kraj, który doświadczył najbardziej masowego w Europie ruchu pracowniczego, mógł sobie zafundować jeden z najbardziej niesprawiedliwych ustrojów społeczno-ekonomicznych w Europie drugiej połowy XX wieku?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki