Całe rodziny mieszkały w namiotach i szałasach, choć służby miejskie nie wydały zgody na rozbicie obozowiska nad stawem. Żeby mieć do jeść polowali na dzikie ptaki z okolicy. O całym procederze zaalarmował redakcję Gazety Krakowskiej mieszkaniec Krakowa.
Pan Janek często chodził dokarmiać ptaki nad staw. Na jego widok kaczki krzyżówki i łabędzie zawsze podpływały do brzegu i wręcz biły się o okruchy chleba. W ostatnich dniach jednak zaczęły się zachowywać zupełnie inaczej. Gdy widzą człowieka, uciekają w popłochu.
- Przypadkiem odkryłem, co się stało - opowiada mężczyzna. - Otóż od strony nasypu kolejowego zauważyłem obozowisko. Gdy zbliżyłem się, z krzaków wyskoczyły romskie dzieci ze sznurkiem i zawiązanym na końcu zagiętym gwoździem. Tak się kłusuje na ptaki wodne!
Na gwoździu umieszcza się kawałek chleba i rzuca ptakom, gdy ten połknie przynętę, można sobie wyobrazić, co się dzieje - wyjaśnia nasz rozmówca. - Musieli tak już złapać kilka ptaków, gdyż te przestały ufać ludziom. Panicznie się boją i uciekają przed każdym. Romowie polowali także na łabędzie, gdyż są uważane za przysmak w Rumunii.
Straż miejska wspólnie z policją szybko rozpoczęły działania zmierzające do likwidacji romskich namiotów. Romowie opuścili już teren nad stawem Płaszowskim.
Ze wstępnych ustaleń wynika, że dzicy lokatorzy mają pozwolenie na pobyt w Polsce. Prawdopodobnie przyjechali do Krakowa z okolic Nowego Sącza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?