Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strefa gwarancją sukcesu, czyli Marek Michalik zajmuje najlepszy fotel w Łodzi

Piotr Brzózka
Piotr Brzózka
Związany z PiS radny Marek Michalik został nowym prezesem Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Pracę chce zacząć od audytu spółki, ale sam mówi, że nie ma podstaw, by podejrzewać, że działo się w niej coś złego.

I wszystko jasne, słynna „dobra zmiana” dokonała się także w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Choć nie ma się co zbytnio wyzłośliwiać - wiele osób, bynajmniej nie sprzyjających PiS, odetchnęło, że nowym prezesem Strefy został akurat Marek Michalik. A i on ma powody do zadowolenia. Jest bowiem wiele przesłanek świadczących o tym, że przypadł mu w udziale najlepszy fotel, jaki tylko sfera publiczna jest w stanie zaoferować komuś w Łodzi.

CZYTAJ TEŻ: Marek Michalik prezesem ŁSSE. Sadzyński i Witaszczyk odwołani

ŁSSE istnieje od 1997 roku. Powstała jako jedna z kilkunastu specjalnych stref ekonomicznych w Polsce, w jednym z tych miejsc, które zdaniem polityków centralnych, wymagały specjalnego traktowania ze względu na zapaść gospodarczo-społeczną. Strefy, w tym łódzka, są obszarami, na których przedsiębiorcy mogą inwestować na preferencyjnych warunkach - głównym narzędziem pomocy są ulgi podatkowe, w wielu przypadkach sięgające grubo ponad połowę poniesionych nakładów inwestycyjnych.

A w łódzkiej strefie inwestowano duże pieniądze. Od 1997 r. zrealizowane zostały przedsięwzięcia o wartości 13,5 mld złotych. Przez 19 lat ŁSSE wydała 286 zezwoleń na działalność. Efekt? Inwestorzy utworzyli w tym czasie 33 926 etatów. Czy to dużo? Kwestia relatywna. Co jakiś czas słychać utyskiwania, że efektywność strefy jest wątpliwa, a 33 tysiące miejsc pracy nie jest liczbą oszałamiającą, biorąc pod uwagę wpompowaną pomoc publiczną a także rozciągłość czasową i geograficzną - ŁSSE działa nie tylko w kilkudziesięciu miejscach woj. łódzkiego, ale też na Mazowszu (m.in. w Warszawie) i w Wielkopolsce. Jeśli jednak spojrzeć na sprawę z punktu widzenia strefy jako spółki, ŁSSE zajmuje w rankingach czołowe miejsce w Polsce, a liczby dotyczące zezwoleń, nakładów inwestycyjnych i miejsc pracy, wyglądają bardzo dobrze, przynajmniej na tle konkurencji. ŁSSE jest też zauważana przez międzynarodowe gremia. W ubiegłym roku ŁSSE po raz drugi z rzędu została na przykład uznana przez brytyjskie wydawnictwo fDi Magazine (grupa Financial Times) za najlepszą strefę ekonomiczną dla sektora małych i średnich przedsiębiorstw.

Ciężko z zewnątrz ocenić, na ile wyniki te są zasługą prezesów, na ile zespołu spółki (poprzedni prezes Tomasz Sadzyński lubił na przykład podkreślać aspekt zespołowy), na ile wynika to z czynników zewnętrznych, takich jak centralne usytuowanie ŁSSE na mapie Polski, niskie koszty pracy w regionie łódzkim i inne obiektywne walory przyciągające inwestorów. Jak to w życiu bywa, sukces zapewne jest wypadkową.

Wszystkie te czynniki zebrane razem do jednego worka sprawiły, że ŁSSE przez lata cieszyła się dobrą prasą, funkcjonowała w niczym niezmąconej aurze sukcesu. Oczywiście, sprzyjały temu również cechy osobowościowe niektórych prezesów, mających parcie na szkło i umiejętność odpowiedniej „sprzedaży” osiągnięć. Brylował w szczególności Andrzej Ośniecki, który rządził spółką w połowie minionej dekady. Ale i Markowi Cieślakowi nie można było odmówić pewnych talentów medialnych, Tomasz Sadzyński też nie zamykał się w swoim gabinecie. Marek Michalik, z racji wieloletniego doświadczenie publicznego, zapewne nie będzie wyjątkiem, choć swojego urzędowania nie rozpoczął od medialnej nawałnicy.

Po wyborczym zwycięstwie PiS jesienią 2015 r. Michalik liczył na fotel wojewody. Nie otrzymał go i chyba sam chyba już tracił nadzieję, że dostanie jeszcze szansę na dobre stanowisko. Wprawdzie o jego spodziewanej nominacji na fotel prezesa ŁSSE pisaliśmy od dawna, jednak sprawa przez długie tygodnie podszyta była niepewnością. Teraz jednak, jeśli nie stanie się nic nadspodziewanego, Marka Michalika czekają dobre lata w karierze zawodowej. I to w każdym wymiarze, również materialnym.
Imponujący jest już sam gabinet prezesa ŁSSE, zapewne najefektowniejszy w Łodzi, jeśli spojrzymy na spółki i instytucje publiczne - konkurencję wytrzymuje chyba tylko gabinet, w którym urzęduje szef Technoparku. Kiedyś tak nie było, spółka zajmowała dość obskurny domek typu „klocek”, znajdujący się na terenie podstrefy przy ul. Tymienieckiego w Łodzi. Ale niedawno wszystko się zmieniło, a to za sprawą przeprowadzki o 100 metrów na zachód - do nowej siedziby, którą ulokowano w zrewitalizowanej fabryce Ludwika Grohmana. Inwestycja została doceniona przez branżę architektoniczno-budowlaną, jako przykład naprawdę dobrej modernizacji, nic więc dziwnego, że fabryka była oczkiem w głowie Tomasza Sadzyńskiego. Jest też fabryka symbolem nowych czasów w ŁSSE nie tylko w wymiarze estetycznym - oprócz wysmakowanego gabinetu prezesa i atrakcyjnych pomieszczeń samej spółki, mieszczą się też tutaj powierzchnie biurowe na wynajem.

Strefa to oczywiście także pieniądze - te wypłacane zarządowi. Pensja prezesa jest 6-krotnością średniej płacy w Polsce - obecnie wynosi 25 682 zł. Zastępca zarabia nie mniej godnie - 21 401 zł (5-krotność płacy). Do gołych pensji należy doliczyć premie. Głośno było swego czasu o dodatkowej sumce, którą otrzymał Marek Cieślak. W 2011 roku, będąc już wiceprezydentem Łodzi, decyzją walnego zgromadzenia akcjonariuszy, dostał 62 tys. zł brutto. Jego zastępca, Krzysztof Grzywaczewski (który zresztą również trafił do magistratu), dostał 52 tys. brutto. Ale nie był to ewenement - w poprzednich latach Cieślak też inkasował przeszło 50 tys. zł brutto rocznie dodatkowo. Dużo? Za 2014 rok Tomasz Sadzyński otrzymał 3-krotność swojego miesięcznego wynagrodzenia. Pytany przez nas magistrat dwoił się i troił, by nie podać konkretnej kwoty, ale można wyliczyć, że chodziło o około 78 tysięcy złotych.

Nie są to może kokosy, jeśli bralibyśmy pod uwagę poziom zarobków prezesów największych firm prywatnych, ale pamiętajmy, że fotele w strefie skrojone są na zarządców nieco innego formatu. Marek Cieślak, wchodząc do strefy, miał na koncie wieloletnią działalność samorządową i bliskie związki z polityką. Tomasz Sadzyński, jak bardzo by się teraz nie zaklinał, uchodził wprost za człowieka Krzysztofa Kwiatkowskiego, wcześniej był związany z samorządem województwa, rządził Łodzią jako komisarz, no i był w PO (potem się wypisał).

Z wiceprezesami było podobnie. Stanowisko to piastował w ostatnich latach Stanisław Witaszczyk, dziś radny wojewódzki PSL, niegdyś poseł tej partii i marszałek województwa, jednym słowem - regionalny symbol ludowców. Wcześniej wiceprezesem był Marek Pyka, który lata temu był wiceprezydentem w gabinecie Jerzego Kropiwnickiego i kojarzony był raczej z prawą stroną sceny politycznej, który to jednak przed nominacją do strefy, zdążył się zapisać do PSL. Co tu dużo mówić, na pewno mu to nie zaszkodziło - ŁSSE jest spółką obsadzaną z poziomu ministerstwa - kiedyś gospodarki, dziś rozwoju. A przez ostatnie lata resortem tym rządził PSL. Stąd ponoć Pyka, a nie Sadzyński miał być prezesem i tylko w wyniku bardziej złożonych rozgrywek miało się stać inaczej... Dziś już nikt tego nie docieknie, ale przyglądając się spekulacjom dotyczącym obsady kierowniczych stanowisk w 2016 r. widać, że niewiele się w tej materii zmieniło, a nowy prezes, zaciągnięty wprost z sali obrad Rady Miejskiej w Łodzi, nie jest żadnym ewenementem. I w tym przypadku od tygodni a nawet miesięcy słychać było o politycznych szachach.

Nazwisko Marka Michalika od początku było numerem jeden na politycznej giełdzie, przeciw jego kandydaturze przemawiać jednak miał istotny szczegół: złe relacje z Janiną Goss, która oficjalnie jest tylko skarbnikiem PiS w Łodzi, a nieformalnie uchodzi dziś za jedną z najpotężniejszych person w kraju, a w każdym razie za osobę, która ma niekontrolowany dostęp do ucha Jarosława Kaczyńskiego.
Tak jak pisaliśmy w marcu, za najpoważniejszego „wewnętrznego” konkurenta uchodził Włodzimierz Fisiak, dziś lider Polski Razem w Łódzkiem, radny wojewódzki. Jego szans upatrywano w tym, że jednym z podsekretarzy w resorcie rozwoju mających coś do powiedzenia w sprawie obsady stref, jest niedawna radna sejmikowa Polski Razem z Krakowa.

Nazwisko Fisiaka po raz pierwszy pojawiło się na medialnej giełdzie... 5 lat temu. Tyle, że działo się to w innej rzeczywistości politycznej - niedługo po tym, jak Fisiak, wówczas jeszcze członek PO, został bezceremonialnie ograny i pozbawiony stanowiska marszałka województwa przez Andrzeja Biernata. ŁSSE miała być dobrze płatną nagrodą pocieszenia. Tak się jednak nie stało, a Fisiak wylądował u konkurencji. Ale gowinowcy coś jednak ugrali, bo nowym szefem rady nadzorczej ŁSSE został Piotr Kagankiewicz, były starosta tomaszowski, podobnie jak Fisiak - kiedyś POa, dzisiaj Polska Razem...

Nie widać tego wprost, ale polityki w tle można się też doszukiwać w przypadku nominacji na stanowisko wiceprezesa. Wprawdzie Agnieszka Sygitowicz legitymuje się doświadczeniem i pełnym pakietem dyplomów, łącznie z MBA, dla komentatorów politycznych znaczący jednak jest fakt, że z poprzedniego miejsca, czyli urzędu miasta w Radomsku odeszła chwilę po tym, jak okazało się, że w wyniku wyborów uzupełniających PiS nie będzie dalej rządzić miastem.

Marek Michalik zapowiedział, że urzędowanie rozpocznie od audytu spółki, choć jednocześnie sam zaznacza, że nie ma żadnych podstaw, aby podejrzewać, że w ŁSSE działy się jakieś nieprawidłowości. Wydaje się więc, że przejmuje firmę w dobrej kondycji i ciężko sobie wyobrazić, by mógł się na tej posadzie wyłożyć. Choć z wielu względów nowy prezes będzie miał zapewne trudniej, niż poprzednicy. Tym, co mu sprzyja, jest dobra koniunktura gospodarcza na świecie i w Polsce, tym co mu zagraża w skali makro - jest majaczące gdzieś na horyzoncie widmo kolejnej fali kryzysu. Gdyby znów tąpnęło, z niewielkim opóźnieniem trafi i w strefę. Na horyzoncie majaczy też koniec działalności strefy - deadline wyznaczono na rok 2026. Już za moment będzie to wpływać ograniczająco na inwestorów, którzy potrzebują kilku lat na pełną konsumpcję strefowych ulg podatkowych.

Ale niezależnie od tego, trzeba zauważyć, że strefa funkcjonuje już dziś w zupełnie innej rzeczywistości, niż jeszcze kilka lat temu. Andrzej Ośniecki czy Marek Cieślak mogli żyć od konferencji prasowej do konferencji, bo sztandarowe inwestycje trafiały się co pół roku i były wydarzeniem dużej rangi. Z uśmiechem można wspominać, jak w Łodzi był witany Dell, ale takie to były czasy. Dziś nikt nie będzie piać z zachwytu nad inwestycją polegającą na wybudowaniu montowni pralek czy laptopów, bo to tylko montownia. Sytuacja gospodarcza regionu jest lepsza, a strefa musi się przestawiać na inne tory. Już dzisiaj 43 procent firm w ŁSSE reprezentuje sektor małych i średnich przedsiębiorstw i jeśli wsłuchać się w plany gospodarcze wicepremiera Morawieckiego, to należy sądzić, iż w tę właśnie stronę będą zmierzać również strefy ekonomiczne.

Tomasz Sadzyński zostawia Markowi Michalikowi w spadku podjęcie decyzji o inwestycji, którą mogłaby przeprowadzić spółka - chodzi o budowę albo hali produkcyjno-magazynowej na wynajem dla mniejszych firm, ale też postawienie kolejnego biurowca przy ul. Tymienieckiego. Tak czy inaczej - byłaby to oferta dla mniejszych inwestorów. Siłą rzeczy mniejszy kaliber inwestycji będzie skutkować mniej efektownym (liczbowo) stylem prezesury. Chyba, że strefa mocno pójdzie w jakość, nie ilość.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki