Przez ponad pół wieku mojego życia niejedno widziałem, ale często to, co się dzieje w kraju, nieustająco mnie zaskakuje.
Ale wracając do wspomnianych anomalii...
Najpierw politycznie, społecznie i historycznie...
Otóż 13 grudnia 1981 roku, niezgodnie z konstytucją, wprowadzono stan wojenny i przez to - jak wielu wtedy w moim wieku - nie obejrzałem w telewizji „Teleranka”, ale zamiast tego wystąpił ponury generał Wojciech Jaruzelski.
A zima była wtedy mroźna. Na przystankach władza ustawiała koksowniki, przy których ogrzewało się wojsko razem z resztą narodu, którą nasza armia miała pilnować.
Nieco później nastąpiło chwilowe polityczne ocieplenie, bo przyszła odwilż i wybuchła Solidarność.
Politycznie i społecznie było jednak wciąż gorąco. Do tego stopnia, że pierwszy wolny związek zawodowy, który powstał w „komunie”, w końcu chwilowo stłumiono.
A teraz?
Ponownie robi się gorąco, bo niektórzy znowu solidarnie wyszli na ulice, tym razem w obronie niezależności sądów, czyli sędziów. W naszym „polskim piekiełku” zimno zatem nie jest i pewnie - niestety - jeszcze nie będzie.
I tu dochodzimy do kwestii klimatu. Otóż zbliżające się święta znowu raczej będą bardziej na zielono niż na biało, bo prognozy wskazują, że przełom roku zapowiada się „na plusie”, oczywiście, w skali Celsjusza, czyli że Boże Narodzenie raczej nie będzie „na biało”, a raczej „na zielono”.
No cóż, „taki mamy klimat”. Za to słynne i kontrowersyjne jednocześnie powiedzenie była pani minister Elżbieta Bieńkowska dostała kiedyś politycznie po uszach. Tu, oczywiście, można wiele napisać o ocieplaniu się klimatu, ale też o ochładzaniu się „relacji międzyludzkich”.
A gospodarczo i świątecznie? Tu gorączka, czyli przede wszystkim przepychanka na rynkach, jarmarkach, w marketach, czy galeriach.
Z badania Mille Święta2019 wynika, że rodziny, które dostają „500+”, wydadzą na święta 2 tysiące złotych, a pozostali 1800 złotych.
„Plusowe” rodziny niby bardziej szaleją na rynkach, w sklepach i marketach czy galeriach handlowych. Bo niby mają przewagę nad rodzicami nawet z wieloma dorosłymi dziećmi, którym dopłaty z budżetu państwa już się nie należą.
Statystycznie jednak wydamy na święta, głównie na jedzenie, nawet o 70 procent więcej niż przed rokiem i to nie przez nasze grubsze portfele, ale przez drożyznę, którą nawet dopłaty w postaci „500+” niewiele rekompensują.
Ale inni analitycy rynku twierdzą, że jednak wcale aż tak drożej nie jest.
Czyżby? Tu niech każdy sobie przeprowadzi swój rachunek.
Na przykład sumienia. Wielu - jak co roku - nie boi się jeździć „po pijaku”, nawet po wieczerzy wigilijnej. Z kolei policja, aż do znudzenia, apeluje o zdrowy rozsądek.
Święta to jest bowiem zazwyczaj też taki czas nie tylko na karpia, ale i na rachunek sumienia.
Czego i Państwu życzę.
Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?