W poprzedniej kadencji złożono aż sześć projektów. Niestety, kadencja się skończyła i ustawy nie ma. I kolejni, a czasem ci sami politycy z nową energią ruszyli do tańca, który śmiało już można nazwać kontredansem in vitro. Projektów jest już kilka. Niewykluczone, że posłowie pobiją rekord poprzedniej kadencji. PiS i PO mają przygotowane nawet po dwa projekty. Obawiam się, że i w tej kadencji nic nie wyjdzie z uchwalenia tej ustawy. Zwłaszcza że w tej dyskusji znów wracamy do punktu wyjścia: czy w ogóle należy dopuścić tę metodę, która ciągle jeszcze uchodzi za kontrowersyjną. Na świecie w niektórych środowiskach też za taką uchodzi, ale tam do świadomości polityków przebiła się wiadomość, że twórca metody in vitro otrzymał Nagrodę Nobla, a Światowa Organizacja Zdrowia uznaje od dawna niepłodność za chorobę społeczną. Jeszcze dwa lata temu Ewa Kopacz, wtedy minister zdrowia, deklarowała, że jeśli znajdzie pieniądze, to podejmie decyzję o pilotażowym programie refundacji in vitro dla najbiedniejszych. Oficjalnie poparł ją w tym premier Donald Tusk.
Polska jest nadal jednym z nielicznych krajów w Europie, który nie uregulował kwestii in vitro. A to sprawia, że dopuszczalne jest klonowanie człowieka czy handlowanie zarodkami, a nawet produkcja kosmetyków na bazie zarodków. A świat wokół nas pędzi. Są już nowe metody, w których nie dochodzi do zamrażania zarodków, a my zastanawiamy się, jak karać za łamanie przyszłej ustawy, zakazującej in vitro. Może jednak PO będzie bronić swojego niedawnego stanowiska i da szansę na dziecko niepłodnym parom? In vitro wprawdzie nie podreperuje państwowych finansów jak ustawa emerytalna, ale też wymaga odwagi i nonkonformizmu.
Joanna Leszczyńska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?