Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Teddy" Pietrzykowski, który toczył walki o życie. Rozmowa z Eleonorą Szafran, córką boksera Tadeusza „Teddiego” Pietrzykowskiego

Anna Gronczewska
Rozmowa z Eleonorą Szafran, córką boksera Tadeusza „Teddiego” Pietrzykowskiego, współautorką książki „Mistrz” opowiadającą o obozowym życiu ojca
Rozmowa z Eleonorą Szafran, córką boksera Tadeusza „Teddiego” Pietrzykowskiego, współautorką książki „Mistrz” opowiadającą o obozowym życiu ojca archiwum prywatne Eleonory Szafran
Rozmowa z Eleonorą Szafran, córką boksera Tadeusza „Teddiego” Pietrzykowskiego, współautorką książki „Mistrz” opowiadającą o obozowym życiu ojca

Napisała pani książkę na podstawie wspomnień pani taty, boksera „Teddiego” Pietrzykowskiego, premierę miał film „Mistrz”. Cieszy się pani, że po latach zrobiło się głośno o Tadeuszu Pietrzykowskim?
Bardzo i jestem dumna, że tak wiele osób zainteresowała historia mojego taty. Powstał film, a wcześniej znalazłam jego pamiętniki co skłoniło mnie do napisania książki. Jestem jej współautorką, drugim autorem jest tata.

Tata opowiadał o przeżyciach wojennych, obozowych?
Opowiadał. Pamiętam te opowieści od najmłodszych lat. Jego obozowych kolegów, przyjaciół, którzy do nas przyjeżdżali do domu. Wspominali, czasem nawet humorystycznie pewne sceny z obozowego życia. W ten sposób uczyłam się historii, poznawałam tatę. Być może były rzeczy o których nie chciał opowiadać. To było jego prawo.

Któreś historie, wspomnienia utkwiły pani szczególnie w pamięci?
Gdy chodziłam do szkoły podstawowej w Bielsku Białej, gdzie wcześniej nauczycielem był tata, jeździł z moją klasą, ale też innymi na wycieczki do obozu w Auschwitz. Pełnił rolę przewodnika, który tam był i wiedział co opowiadać młodym ludziom. Te wycieczki mocno utkwiły w pamięci nie tylko mnie, ale też innym kolegom z klasy.

Opowiadał tata o walka toczonych w obozie, które ratowały mu życie?
Kiedy jeździł na wycieczki do obozu nie opowiadał o szczegółach. Zawsze to łączył z historią rotmistrza Witolda Pileckiego, ojca Maksymiliana Kolbe. Były to tematy o których chętnie wtedy nie opowiadano. To był koniec lat siedemdziesiątych. Tata dawał do zrozumienia, że tych ludzi znał, szanował i mieli duży wpływ na jego życie.

Tadeusz Pietrzykowski działał w obozowej organizacji konspiracyjnej rotmistrza Pileckiego..
Był w tak zwanej drugiej piątce. To była konspiracja, Miał wielki szacunek do rotmistrza Pileckiego, że zorganizował taką organizację i wciągnął go w tę działalność. Ten boks w obozie to była też przesłona do konspiracji. Dzięki walkom, które wygrywał z jednej strony stał się znany, a z drugiej miał większą możliwość organizowania pomocy. Zdobywał lekarstwa. Udawało mu się umieścić jakiegoś więźnia w szpitalu, ale wyciągnąć go stamtąd, bo dochodziły słuchy, że ludzie będą tam uśmiercani. Brało w tym udział wielu więźniów, lekarzy, pielęgniarzy. Ta konspiracja miała przede wszystkim pomóc przeżyć.

Pani tata znał osobiście świętego ojca Maksymiliana Kolbe?
Spotkał go pierwszy raz w Babicach. Nad ojcem Kolbe znęcał się niemiecki kapo. Zakonnik był bity, kopany, poniżany. Tata skoczył do tego Niemca...Tak rozpoczęła się znajomość z ojcem Kolbe. Kilka razy rara dawał mu chleb. Maksymilian Kolbe powiedział ojcu, by nie bił Niemca który ukradł mu chleb..W tamtym momencie tacie było trudno było to ogarnąć rozumem. Patrzył trochę dziwnie na przyszłego świętego....Takiego człowieka nie spotkał w swoim życiu.

Tadeusz Pietrzykowski był jednym z pierwszych więźniów Auschwitz. Udało mu się przeżyć piekło obozów i doczekać do wyzwolenia..
Obliczyłam, że tata był w obozach 1766 dni. Licząc od 16 czerwca 1940 roku kiedy trafił do Auschwitz do 14 kwietnia 1945 roku i wyzwolenia w . Bergen-Belsen. Tak więc tyle dni i nocy był na krawędzi życia i śmierci. Kiedy wojna się skończyła i stał się wolnym człowiekiem to dalej było mu trudno. Nie wiedział czy jest na pewno wolny, czy nie jest to jakieś złudzenia. Po tylu dniach piekła na ziemi.

Przed wojną rodzice, a zwłaszcza mama, byli przeciwni by syn został bokserem. Potem ten boks uratował mu życie..
Mam tu gryps, który tata napisał z obozu do swojej mamy. Napisał: Tak mateńko, dostałem za to dziesięć bochenków chleba i dziesięć kostek margaryny. Rozdałem na gwiazdkę biednym. Niech i oni mają. Widzisz przydał mi się boks. Prawda? Niektórzy mówili Sylwina co z niego będzie, w życiu sobie rady nie da. Boks to chamstwo! Mieli rację? Dam sobie i w piekle radę przy Bozi pomocy, a oni jak wychowali swoje dzieci?Na muchy! Aż strach patrzeć jak giną biedaki! Ni siły, głowy...Tata napisał, że jest mistrzem wszechwag Auschwitz. Ten boks, który babcia tak potępiała, pomógł. Dzięki niemu przeżył..

Jak to się stało, że tata zaczął walczyć w Auschwitz?
Do walki z Walterem Dunningiem doszło w jedną z pierwszych niedziel marca 1941 roku. Ten Niemiec przyjechał z obozu w Sachsenhausen i spełniał rolę kapo. Z przekazów, które mam wiem, że po obozie rozniosły się informacje, przyjechał mistrz Niemiec. Koledzy taty wiedzieli, że jest tu też „Teddy”. Był przecież przedwojennym bokserem. Pomyśleli, że zacznie walczyć z Niemcem. W jedną z niedziel tata koło bloku pędził wszy z ubrania. Usłyszał o walce. Zgodził się, ale chyba nie zastanawiał się co to znaczy. Przed walką wykonał gest z tamtego świata. Tata miał rękawice tzw. łapawice. Przed walką uderzyli się pięściami. Być może był to moment, gdy Dunning ujrzał w nim sportowca, boksera, a nie więźnia. Walczyli fair, do pierwszej krwi. Tata był zdeterminowany i niesamowicie odważny. Czekał co będzie dalej po tym jak Walter Dunning podniósł rękę taty do góry i ogłosił jego wygraną.

Był ciąg dalszy?
Był, bo dzięki tej walce tata wygrał życie. Dunning podchodził do niego już jak do sportowca. Tata dostał możliwość pracy w lepszym komandzie. Tak zaczęła się jego bokserska kariera, a w zasadzie walka o lepsze życie, jedzenie w obozie. Głód dokuczał wszystkim. Byli wrakami, wynędzniałymi ludźmi. Gdy tata dostawał po walkach chleb, margarynę dzielił się z innymi. Taki już był. To człowieczeństwo jednak istniało w obozie. Nie każdy chciał ratować tylko siebie. W wypadku taty było to bardzo ważne.

Niemcy doceniali tatę?
Myślę, że tak. Czytając pamiętnik taty to stał się rozpoznawalną osobą w Auschwitz. Gdy pojechał do obozu w Neuengamme też tak było. Od razu poszła wiadomość, że przyjechał „Teddy”. To oznaczało kolejne walki. Doskonale sobie z nimi radził. Dalej wygrywał życie...
Tadeusz Pietrzykowski po wojnie zdecydował się wrócić do Polski. Dlaczego?

Wrócił w 1946 roku. Siedem lat nie widział rodziny. Mama już nie żyła. Przeżył brat, który walczył w Powstaniu Warszawskim. Spotkali się w Warszawie. Różnie tacie mówiono. Jedni twierdzili, że nie powinien wracać do kraju. Zostać zagranicą, ułożyć sobie życie, zostać zawodowym bokserem. I tak walczył jeszcze po wojnie na ringach wolnej Europy. Był w sekcji sportowej dywizji generała Maczka. Wróżono mu dużą karierę. Wrócił do Warszawy z pierwszą żoną Zofią, też więźniarką Bergen-Belsen. Tata przede wszystkim chciał wrócić Warszawy. Zastał tam gruzy, zdziesiątkowaną rodzinę...Na pewno było mu ciężko odnaleźć się w powojennej rzeczywistości. Małżeństwo z Zofią rozpadło się. Trwało około dziesięciu lat...Oboje ciężko przeżyli obozy, zostały traumy,,,Byli poranieni wojną, przeżyli przecież piekło. Wiadomo, że będzie nerwowy, krzyczał w nocy. Potrzebna była pomoc psychologiczna, ale wtedy nikt o tym nie myślał.

Szczęście znalazł dopiero u boku pani mamy?
Przestał wtedy uciekać. Ten powrót do Polski też był ucieczką, od wielu koszmarów. Miał jeszcze jedną żonę w Nowym Targu i synka. Jak czytam listy taty to był bardzo emocjonalnie związany z dziećmi. Z pierwszego małżeństwa miał córkę. Kochał ją bardzo, spotykał się z nią, tak jak z pierwszą żoną. Z drugą już nie było kontaktu, tak jak z synkiem. Syn Tadeusz odziedziczył geny sportowe. Uprawiał tenis stołowy, odnosił sukcesy. Nie było tacie być blisko syna mimo że często jeździł w rejon Zakopanego, Nowego Targu. Mieszkał tam brat mamy.

Dzieci „Teddiego” żyją?
Siostra tak, a brat nie. Dzięki filmowi „Mistrz” mam bratanka. Ma zamiłowania sportowe i z charakteru jest bardzo podobny do taty. To wspaniały młody człowiek, który odzyskał swoje korzenie.

Wiedziała pani, że tata spisuje wspomnienia?
Gdy wrócił do Polski w 1946 roku to przywiózł ze sobą pamiętnik. Opowiadał o nim kuzynce mieszkającej w Warszawie. Były to notatki sporządzone między 1945 a 1947 rokiem. To był pierwowzór jego wspomnień. Być może chciał je wydać. Ale pożyczył ten pamiętnik jednemu z kolegów, również byłemu więźniowi Auschwitz. To już dziennego światła nie zobaczyło. Było to bardzo przykre dla ojca. Powiedziano mu, że wspomnienia nie mogą zostać wydane. Mogę się domyśleć, że chodziło m.in. o sprawy związane z Witoldem Pileckim. W latach osiemdziesiątych próbował napisać opowieści obozowe. Miały zostać wydane w Danii. Ale też słuch o nich zaginął . Wreszcie uprzątając bibliotekę znalazłam zielony brulion. Myślę, że mogły to być zapiski, które miały być wydane w Kopenhadze. Przeczytałam je. Zapiski nie były chronologicznie prowadzone. To było impulsem. Jeśli tacie się dwa razy nie udało to postanowiłam sama spróbować. Mamy film, książkę o nim...

Podobał się pani film „Mistrz'?
Oglądałam go osiem razy! Jest inspirowany postacią Tadeusza Pietrzykowskiego. Jest dla mnie bardzo wzruszający. To pewien hołd złożony tacie, należało mu się to. Ten film będzie budził pytania. To trudny temat. Reżyser Maciej Barczewski i aktor grający tatę zrobili coś wspaniałego. W Piotrze Głowackim widzę tatę, gdy miał 23 – 24 lata. Ten film to dla mnie mistrzostwa świata. Film widzieliśmy z całą rodziną – mamą, mężem, dziećmi...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki