Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia w Kutnie. Czy 6-tygodniowy Wiktorek musiał umrzeć?

Jarosław Kosmatka
Tomasz Dębowski/archiwum Dziennika Łódzkiego
Niespełna 6-tygodniowy Wiktorek trafił do szpitala w Kutnie we wtorek, 21 października. Miał ostrą biegunkę i wszystko wskazywało na to, że chłopiec przechodzi grypę jelitową. Po trzech dniach hospitalizacji dziecko zostało wypisane, jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, w stanie ogólnym dobrym.

Ponownie problem pojawił się dokładnie tydzień później w piątek. Chłopca przywieziono do szpitala kilka minut po godzinie 17. Także i tym razem dziecko miało podobne objawy. Jednak z minuty na minutę jego stan się pogarszał.

- Po wykonaniu diagnostyki, lekarze podjęli decyzję o konieczności przewiezienia chłopca do szpitala o wyższym stopniu referencyjności - mówi Beata Pokojska, rzecznik szpitala w Kutnie.

Lekarze podejrzewali, że dziecko może mieć problem natury chirurgicznej. Obawiano się też, że mogło dojść do zakażenia całego organizmu, czyli sepsy.

Lekarze z Kutna skontaktowali się ze specjalistycznym szpitalem dziecięcym im. Marii Konopnickiej w Łodzi. Natomiast o godz. 19.03 zadzwonili do koordynatora transportu neonatologicznego w województwie ze zleceniem przewiezienia Wiktora z Kutna do Łodzi.

- Zespół "N" wyjechał z Łodzi o godz. 19.45 do Kutna. Należy pamiętać, że w całym województwie mamy tylko jeden zespół do transportu niemowlaków i nie jest to karetka reanimacyjna - mówi prof. Iwona Maroszyńska z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, która koordynuje transport medyczny zespołu neonatologicznego. - Ambulans tego typu jedzie po dziecko w przekonaniu, że ma być to transport międzyszpitalny, a nie kwestia ratowania dziecka w stanie bezpośredniego zagrożenia życia - dodaje pani profesor.

Karetką z ratownikami medycznymi pojechał doświadczony anestezjolog dziecięcy prof. Wojciech Krajewski, z Zakładu Anestezjologii i Intensywnej Terapii Medycznej ICZMP.

- Pacjenta ze szpitala zabraliśmy po godz. 21. W Łodzi, na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej, byliśmy po niespełna 40 minutach - mówi prof. Wojciech Krajewski.

Stan dziecka gwałtownie się pogarszał. Lekarze z Łodzi przez całą noc walczyli o życie 6-tygodniowego Wiktorka. Niestety przegrali. Chłopiec zmarł o godz. 7 w sobotę rano.

Po zapoznaniu się z dokumentacją medyczną dziecka dr Zbigniew Jankowski, dyrektor łódzkiego szpitala ds. lecznictwa, postanowił powiadomić prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa.

- W złożonym zawiadomieniu dyrektor szpitala w Łodzi poinformował, że przed przywiezieniem dziecka do Łodzi mogło dojść do zaniedbań, które skutkowały ciężkim stanem dziecka, a w konsekwencji śmiercią - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.

W szpitalu w Kutnie zostanie zabezpieczona cała dokumentacja medyczna. Śledczy przesłuchają pracowników szpitala oraz rodzinę. Kluczowym pozostaje też pytanie jak to jest możliwe, że tydzień przed śmiercią dziecka, zostało ono wypisane w stanie dobrym z tego samego szpitala.

Zarząd szpitala w Kutnie nie komentuje sytuacji. Odżegnuje się jedynie od możliwości popełnienia błędów przy leczeniu Wiktorka.

- Nie było żadnych zaniedbań z naszej strony. Dziecko było u nas hospitalizowane, a później przetransportowane do Łodzi. Wszelkie niezbędne procedury były w pełni zachowane - mówi Beata Pokojska.

Nieoficjalnie pracownicy służby zdrowia mówią o kłopotach z odpowiednią terapią antybiotykową w szpitalu powiatowym.

Zapadła decyzja o natychmiastowym wszczęciu śledztwa. Postępowanie będzie prowadzić Prokuratura Rejonowa w Kutnie.

- Została już zlecona sekcja zwłok, która musi wskazać bezpośrednią przyczynę zgonu dziecka - dodaje Krzysztof Kopania.

NA NASTĘPNEJ STRONIE: WYNIKI SEKCJI 6-TYGODNIOWEGO WIKTORA

Sekcja odbyła się w środę (5 listopada) w Zakładzie Medycyny Sądowej w Łodzi. Ostateczna opinia posekcyjna opracowana zostanie po przeprowadzeniu badań szczegółowych. Wstępne ustalenia wskazują na to, ze na ciele dziecka nie ujawniono obrażeń, które wskazywałyby na urazowy mechanizm śmierci. Stwierdzono natomiast cechy, mogące wskazywać na bardzo rozległy stan zapalny narządów wewnętrznych jamy brzusznej. Pobrano materiał do dalszych badań. Będą one miały na celu pomoc w odpowiedzi na kluczowe w śledztwie pytania, a zwłaszcza jakie było podłoże stwierdzonych rozległych zmian i kiedy mogło dojść do ich powstania. To pozwoli na ustalenie kiedy możliwe było ich zdiagnozowanie i czy w tym zakresie nie doszło do błędów.

W śledztwie gromadzony jest materiał dowodowy. Trwają czynności mające na celu zabezpieczenie dokumentacji. Kontynuowane będą przesłuchania świadków. Najprawdopodobniej zajdzie konieczność powołania zespołu biegłych, którzy pomogą nam ocenić poprawność działania służb medycznych i prawidłowość sprawowania nad chłopcem opieki.

Zastanawiające jest też, czemu szpital nie poprosił o natychmiastowy transport medyczny miejscowego operatora czy Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Jeśli życie dziecka było zagrożone, a lekarze z Kutna nie byli w stanie mu pomóc, mogli poprosić o taką pomoc. Nie zrobili tego jednak.

- Nie otrzymaliśmy nawet telefonu w tej sprawie - mówi dr Krzysztof Chmiela, szef ds. medycznych łódzkiego oddziału Falcka. - Do nas również nikt nie dzwonił z prośbą o pomoc w tej sprawie - dodaje Justyna Sochacka, rzecznik LPR.

To już kolejny taki tragiczny przypadek w kutnowskim szpitalu. Na początku roku w tym samym szpitalu zmarła malutka Basia. Śledztwo w sprawie jej śmierci prowadzi prokuratura. W każdym z tych przypadków pozostaje pytanie, czy dzieci musiały umrzeć?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki