Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trasa W-Z zabiera klientów. Przedsiębiorcy mogą szukać odszkodowań w sądach

Piotr Brzózka
Przedsiębiorcy przy trasie W-Z nie są aż tak dumni z budowy jak głosi billboard
Przedsiębiorcy przy trasie W-Z nie są aż tak dumni z budowy jak głosi billboard Krzysztof Szymczak
W rejonie trasy W-Z trudno znaleźć zadowolonych z tej inwestycji. Najbardziej ucierpią przedsiębiorcy prowadzący tam biznes. Jak im minęły pierwsze dwa tygodnie i jak rysują się najbliższe 2 lata?

Na początku był chaos. Tydzień później ścisłe centrum miasta było już niemal wymarłe, a na ulicach bezpośrednio sąsiadujących z placem (prze)budowy trasy W-Z kierowcy z rzadka tylko zakłócali spokój i dobre samopoczucie urzędników oraz budowniczych odpowiedzialnych za inwestycję. Jeśli ktoś zastanawiał się, gdzie z dnia na dzień wyparowały auta i jakie będą tego skutki, to głównie przedsiębiorcy prowadzący biznes przy głównej arterii miasta. Nasuwające się refleksje większość z nich wprawiły w minorowe nastroje.

Doświadczenia pierwszych dwóch tygodni nie pozwalają im ze spokojem patrzeć w przyszłość. Wydaje się, że to przedsiębiorcy najbardziej boleśnie odczują fakt, że tysiące łodzian, chcąc nie chcąc, rezygnują z załatwiania swoich spraw w śródmieściu. Ciekawe tylko, jak szeroka będzie strefa oddziaływania wuzetki?

Wtorek, samo południe. Choć kilkaset metrów dalej ulice grzęzną w korkach, w ścisłym centrum życie płynie leniwie. Stara wuzetka z wolna obraca się w pył. Na odcinku między Kościuszki i Sienkiewicza pracuje, o ile wzrok mnie nie myli, 12 robotników, w tym kilku za sterami maszyn kopiących. W okolicznych sklepach i punktach usługowych kwitnie czytelnictwo prasy, jest czas na zaległy manicure bądź filozoficzne rozmyślania nad bytem ze wzrokiem wbitym w siną dal. Dzień dobry, czy nie przeszkadzam? - to jedno z najgłupszych pytań, jakie można dziś zadać w strefie W-Z.

Rekonesans pokazuje, że w pierwszych dwóch tygodniach obroty biznesu w tym rejonie obniżyły się o 30-40 proc. - przynajmniej do takich spadków przyznają się duzi gracze. Jeśli miałoby to potrwać 2 lata, globalne straty liczyć trzeba będzie w milionach. Zwłaszcza, jeśli dodamy do tego straty specyficzne, takie jak mierne perspektywy na korzystny wynajem powierzchni reklamowych. Już dziś w okolicy można znaleźć dużo wolnych biur i powierzchni sklepowych, spekuluje się, że swój oddział zwinie z Piotrkowskiej jeden z dużych banków.

Dla wielu 2 lata to brzmi jak wyrok, zwłaszcza, że panuje niewiara, iż inwestycję uda się zamknąć do jesieni 2015 r. Pojawiają się pierwsze nieśmiałe zapowiedzi grożących zwolnień. Jest żal, że miasto nie pomaga, ba - przeciwnie, bo dlaczego na przykład rok temu magistrat, wiedząc o planowanej inwestycji, przysyłał pisma z podwyżkami opłat za wieczyste użytkowanie? Wszystkim zależy na jasnym komunikacie: do centrum można dojechać i zrobić tu zakupy. Tyle teoria, w praktyce wjazd na Piotrkowską czy Kościuszki utrudnia policja. Władze miasta rozumieją żal, po ewentualną pomoc finansową odsyłają jednak do sądu...

Wsłuchajmy się w głosy samych zainteresowanych, bo jawnie pokazują, że nie wszystko jest tak piękne, jak by się chciało.

Wiesława Kołek, prezes DH Central:

"Od 4 listopada obroty nam spadły o około 30 proc. Czarno widzę nadchodzące 2 lata. Prowadzimy nie tylko działalność handlową, wynajmujemy też powierzchnie reklamowe. W tym momencie nie mamy już chętnych. Wiadomo, że firma powiesi reklamę tylko w miejscu, w którym jest duży ruch. W sytuacji, gdy Mickiewicza jest zamknięta, ani na Centralu, ani na Centralu II reklamy nie będzie. A jest to dla nas źródło dużych obrotów, w stosunku do marży stanowi przeszło 50 proc. To dla nas bardzo dużo. Nie chcę być pesymistką, ale przy niskim obrocie i przy obecnym zatrudnieniu, obawiam się, czy nie będę musiała zwalniać pracowników. A tego naprawdę nie chciałabym robić, bo mam taką załogę, że ludzie pracują po 30, 35 lat, są w takim wieku, że kto ich teraz przyjmie do pracy? Chciałabym im zapewnić zatrudnienie do wieku emerytalnego, ale nie wiem, czy mi się to uda.

Widzimy pusty parking, stoją trzy samochody. Dzieje się tak, bo przy ulicach Wigury i Radwańskiej jest postawiony znak zakazu wjazdu w al. Kościuszki. Jest co prawda pod tym znakiem tabliczka, że nie dotyczy on taxi, wjazdów gospodarczych i DH Central. Problem w tym, że jak kierowca chce skręcić, to z daleka widzi tylko zakaz. W dodatku przy Wigury stoi policja.

Nawet dziś miałam sygnały od pana, który został zatrzymany. Kierowcy samochodów dostawczych mają pokazywać faktury. A co mają klienci pokazywać? Dochodzą mnie głosy, że policja ich nie wpuszcza. Nie rozumiem tego, było przecież powiedziane, że ulicą Kościuszki będzie się odbywał normalny ruch, tyle że z nakazem skrętu w prawo. Wystosowaliśmy pismo do dyrektora Nity z Zarządu Dróg, do pani prezydent Zdanowskiej i komendanta policji. Dostaliśmy lakoniczną odpowiedź od dyrektora Nity, z której nie wynika kompletnie nic, przed chwilą (rozmawiamy we wtorek) przyszła odpowiedź od pani wojewody, że to nie leży w jej kompetencjach, więc przekazuję sprawę pani prezydent.

Czy warto się męczyć? Jeżeli ja w swoim przedsiębiorstwie podejmuję decyzję o inwestycjach, to zawsze biorę pod uwagę przede wszystkim rachunek ekonomiczny. I w pierwszej kolejności przeprowadzam inwestycje, które są niezbędne, które poprawią komfort klientów i sprzedawców. Czy Łódź ma już wszystkie inne rzeczy i nie ma już absolutnie nic innego do zrobienia, stąd decyzja o przebudowie trasy W-Z? Mam duże wątpliwości. Nie chcę tego oceniać, ale ocena moich klientów jest negatywna."

Przedsiębiorca A., prowadzi punkt usługowy w pobliżu Centralu, prosi o zachowanie anonimowości:

"Pierwszy tydzień? Zadyma. Od rana jeszcze trochę klientów, po południu już nikt nie przychodzi. I nic się nie zmieni, bo nawet jak się zrobi drobne dojazdy, to poruszanie się tutaj wiąże się z korkami na sąsiednich ulicach. Proszę mi znaleźć wariata, który lubi stać w korkach. Już jest bardzo źle, a na pewno nie będzie lepiej. Nie chcę nawet gdybać, co będzie przez te 2 lata, zresztą myśli pan, że to potrwa tylko dwa lata? (głośny śmiech). Niech pan dołoży rok, będzie 3. Pod warunkiem, że czegoś nie znajdą. W Łodzi jest 19 cieków wodnych, któryś się jeszcze objawi i będzie ciekawie.

Wymysł tej budowy to jest dramat, który świadczy o niedojrzałości władzy w tym mieście. To nic nie zmieni, to tylko wykopanie dziury. Zamiast tego lepiej byłoby wreszcie wybudować obwodnicę. Trzeba albo być nieświadomym tego, co dzieje się w mieście, albo robić ludziom na złość. Tylko że na złość w ten sposób robi się nie wyborcom, lecz podatnikom, a to bardzo niedobra rzecz, świadcząca o arogancji władzy i o tym, że taka władza nigdy nie powinna zaistnieć w polityce. To jest właśnie sposób Platformy na walkę z bezrobociem. Ludzie, którzy handlowali w przejściu podziemnym, muszą się na nowo gdzieś rozlokować, to nie jest takie proste w takim mieście jak Łódź, bardzo biednym. To nie jest walka z bezrobociem, ale z ludźmi, którzy mają pracę. Oni nie szli do państwa po zasiłek, sami na siebie zarabiali, płacili jakieś podatki."
Piotr Klatka, kierownik biura regionalnego NAI Estate Fellows, zarządca biurowców Business Center Łódź (Piłsudskiego 3), Orion Business Tower (Sienkiewicza 85/87) i CH-R MDP (Silver Screen):

"Za nami długi weekend, który tradycyjnie w naszych obiektach generuje ruch, ale od czasu obowiązywania objazdów średni spadek obrotów naszych najemców trzeba liczyć na poziomie 30 proc. W przypadku najemców takich jak banki, biura podróży, operatorzy telefonii komórkowej, restauracje, spadki są nawet wyższe, rzędu 35-40 proc.

Niby nie ma problemu, żeby wytłumaczyć ludziom, jak do nas dojechać, tyle że wciąż jest problem z przejazdem przez skrzyżowanie Żwirki-Wigury-Piotrkowska (rozmawiamy w środę). Po prostu stoi policja i bardzo sumiennie wywiązuje się ze swoich obowiązków, nie wpuszczając ludzi. Na początku był zakaz wjazdu na Piotrkowską z wyjątkiem docelowych wjazdów gospodarczych, co było absurdem, bo nie mógł do nas wjechać ani klient, ani pracownik. Walczyliśmy, można powiedzieć, że odnieśliśmy sukces, zlikwidowano napis "gospodarcze", zostały wjazdy docelowe. Wieczorami jest w porządku, ale w godzinach pracy policja wciąż legitymuje ludzi chcących wjechać w Piotrkowską. Każe się ludziom udowadniać, że tu pracują, że korzystają z usług naszych obiektów. Odbywa się spowiedź, kto gdzie pracuje, jak może to udowodnić. Wczoraj policja żądała od pracowników salonu telefonii komórkowej identyfikatorów. Nie wiem, co ma powiedzieć osoba, która jedzie do kina?

Pamiętajmy, że pracujemy w centrum miasta, w budynkach, które obsługują 600 tysięcy ludzi rocznie. Zależy nam, żeby ludzie dowiedzieli się, że można do nas dojechać, że najemcy stosują szerokie promocje, że ich usługi są teraz tańsze. Problemem jest tylko blokowanie Piotrkowskiej przez policję, postulujemy, żeby w ogóle nie było zakazu wjazdu.

Spadek obrotów to nie wszystko. Jakby było mało, rok i 2 lata temu Urząd Miasta podniósł nam opłatę za wieczyste użytkowanie działek - w zależności od budynku od 35 do 40 proc. Wiedząc, jaka będzie sytuacja i dodatkowo opierając się na wycenach z 2009 roku, czy z czasów gdy na rynku nieruchomości była jeszcze koniunktura. To jest skandal. Wartość tych działek jest niższa niż kiedyś. Przecież nie liczy się wartość ścian, tylko to, ile można zarobić prowadząc interesy na danej działce. Gdy obroty spadają, gdy są pustostany, to wartość spada. I w takiej sytuacji podnosi się opłatę?

Na pewno będziemy się domagać obniżenia podatku od nieruchomości. To jest ta rzecz, którą miasto może nam dać, wszystkim, którzy prowadzą tu biznes. To rzecz wręcz oczywista."

Przedsiębiorca B., prowadzi sklep przy ul. Piotrkowskiej, prosi o zachowanie anonimowości:

"Nie rozumiem, dlaczego Piotrkowska jest zamknięta od Wigury. Klienci raczej tego zakazu nie złamią, pojadą do innego sklepu. Skutek? Mamy taki spadek liczby klientów, że aż szok. Może kiedyś się to trochę unormuje, ale możliwe, że ludzie na stałe zrezygnują z tej części miasta. Najbliższe 2 lata to będzie tragedia, choć zostaję w tym miejscu, bo to jest za duży lokal, za duży asortyment, żeby się gdziekolwiek z tym ruszać.

Czy warto się męczyć? Może warto, choćby dla tych darmowych pieniędzy z Unii, które dostało to obrzydłe brudne miasto. Ale dla mnie chory jest pomysł rozpoczęcia budowy w listopadzie, przed świętami, gdy za chwilę przyjdą mrozy. Zresztą proszę wyjść na ulicę i zobaczyć tych robotników wielkich, proszę policzyć, ilu ich pracuje od Żeromskiego do Kilińskiego. Za to policjantów, którzy chcą karać kierowców mandatami za łamanie zakazów, jest mnóstwo. Mnie się nie zdarzyło, ale rozmawiałem z dziewczynami z Centralu, mówią, że były zatrzymywane i musiały się tłumaczyć. Nie wiem, co ten zakaz ma na celu. Na początku wymyślili, że jadąc Piotrkowską w naszą stronę, będzie przed Wigury nakaz skrętu w lewo lub w prawo, ale że im się tramwaje poblokowały, to zakazali też jeździć w lewo. Na wprost jest zakaz, ludzie nie widzą tabliczki, że zakaz nie dotyczy docelowych wjazdów. Zresztą co to jest wjazd docelowy? Mój z dostawą towaru? A mojego klienta?

Mało tego. Z powodu korków, które są wokół, z pracy zrezygnowało już trzech kurierów, którzy ode mnie odbierali paczki. Jeden z nich pierwszego dnia jechał do nas od Sienkiewicza przez Wigury godzinę i 20 minut. Więc jak przyjechał, to powiedział, że za za odbiór z jednego punktu ma 5 zł i że w tym czasie powinien obsłużyć 6 punktów, więc mu się to nie opłaca. Zrezygnował, po nim dwóch kolejnych."

Kazimierz Gawlik, właściciel hotelu Ambasador przy al. Piłsudskiego 29:

"Jeżeli jest to konieczne przedsięwzięcie, to bez względu na to, jaka będzie sytuacja, należy je zrealizować. Wiadomo, że to nieuniknione. Wiadomo, że inwestycja będzie miała odzwierciedlenie w obrotach, każdy z nas to odczuje. W jakim stopniu - to dopiero się okaże. Po pierwszym tygodniu zmian wielkich nie ma. Klienci nie są oczywiście w pełni zadowoleni, mówią o dużych utrudnieniach w dotarciu do hotelu, ale cóż, trzeba się z tym pogodzić. Wiadomo, że bez prowadzenia różnych robót nic nigdy byśmy nie osiągnęli."

Marcin Masłowski, rzecznik prezydenta Łodzi:

"Miasto rozumie żal przedsiębiorców i spadek obrotów ze względu na remont trasy W-Z. To, co można było zrobić - spotkania z przedsiębiorcami, oznaczenie alternatywnych dojazdów do ich miejsc pracy i działalności, ewentualnie (gdzie to możliwe) zaproponowanie nowego miejsca prowadzenia działalności gospodarczej - zostało przez miasto i ZDiT zrobione. Jeśli chodzi o ewentualne odszkodowania - każdy ma prawo dochodzić swoich roszczeń przed sądem. Natomiast warto pamiętać o tym, że ci przedsiębiorcy za 21 miesięcy będą swoją działalność gospodarczą prowadzili w zupełnie nowym otoczeniu infrastrukturalnym, co znacząco może wpłynąć na ich biznes."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki