- Już w grudniu na uroczystości wigilijnej z trenerem Radosławem Mroczkowskim było coś nie tak - opowiada widzewiak. - Trener ni stąd ni zowąd wypalił: nie będę siedział przy jednym stole z magazynierem. Po czym nieoczekiwanie wstał i wyszedł, a wszystkich wprawił w zakłopotanie i osłupienie. Darek, nasz magazynier, poczuł się strasznie głupio, pozostali piłkarze, działacze, pracownicy klubu też nie wiedzieli, jak się zachować. Głupio wyszło i bardzo szybko świąteczną atmosferę szlag trafił. Nikt nie zamierzał tego komentować, dociekać dlaczego tak wyszło. Wszyscy zrobili wielkie oczy i starali się o tym zapomnieć.
Ten incydent każe inaczej spojrzeć na atmosferę w drużynie Widzewa.
Zapewne teraz, kiedy trenera już w klubie nie ma, takich odważnych będzie więcej i co jakiś czas wypływać będą z klubu tajemnice. Oby tylko takiego rodzaju - może po prostu trener i magazynier się nie lubili. Ot, co.
Trener Mroczkowski wydawał się człowiekiem sympatycznym, ale mógł mieć drugie, mniej znane, ja. Był już przecież w Widzewie taki trener, który zawsze był pachnący i elegancki, a po powrocie do domu zmieniał się niczym bohater filmu „Żółty szalik”. Nikt nie dawał wiary, że ten dżentelmen mógł w skarpetkach wychodzić po alkohol, jak Janusz Gajos.
Trener Mroczkowski był daleki od takich nałogów, ale niebawem ktoś powie, że jego największym błędem było budowanie autorytetu poprzez rotacje w składzie. Nikt, może poza kapitanem i bramkarzem, nie mógł być pewny miejsca w składzie. A to chyba źle.
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?