Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uchodźcy w Grotnikach marzą o szczęściu i spokojnym życiu

Anna Gronczewska, Łukasz Kaczyński
Dzieci z ośrodka dla uchodźców chodzą do polskich szkół
Dzieci z ośrodka dla uchodźców chodzą do polskich szkół Grzegorz Gałasiński
Od pięciu lat w podłódzkich Grotnikach znajduje się ośrodek dla uchodźców, jeden z 11 takich w Polsce. Znajdują w nim schronienie ludzie, którzy musieli uciekać ze swej ojczyzny.

Grotniki to wypoczynkowa, podłódzka miejscowość. Przed laty na kolonie wyjeżdżały tu łódzkie dzieci. Dziś nikt ich tu nie zaprasza. Po wielu byłych ośrodkach kolonijnych nie ma dziś śladu. Ale w jednym z nich, w Grotnikach-Ustroniu, znajduje się ośrodek dla uchodźców.

- Kiedyś były tu kolonie „Artechu”, zakładów z Łodzi - mówi starsza kobieta biegnąca na stację kolejową. - Potem dom pomocy społecznej. A kilka lat temu zamieszkali tu jacyś ludzie z zagranicy.

W Grotnikach są już przyzwyczajeni do widoku kobiet w burkach, ciemnowłosych dzieci i mężczyzn.

- Nie powiem na nich złego słowa! - zapewnia około 60-letni mężczyzna, który całe życie spędził w Grotnikach. - Gdy spotka się ich na ulicy, to się uśmiechną. Nawet ukłonią, choć ich nie znam. Czasem sam dawałem ich dzieciom jakiegoś cukierka. Tak się cieszyły! U mojego sąsiada pracował nawet jeden człowiek z domu dla uchodźców. Wykonywał jakieś porządkowe prace w ogrodzie. Był z niego zadowolony. To przecież biedni ludzie. Gdyby nie musieli, to nie uciekaliby z ojczyzny na poniewierkę. Polacy też wiele razy w historii emigrowali, a inne narody ich przyjmowały.

Ośrodek dla Uchodźców w Grotnikach powstał w 2010 roku. Jednorazowo może w nim przebywać do 120 osób. Mają tu dobre warunki. Każdej rodzinie zapewnia się pokój z łazienką. Mają kuchnie, a nawet meczet. Utworzono go w jednym z pokoi ośrodka. Wielu jego mieszkańców to bowiem muzułmanie. Ale są też chrześcijanie, na przykład prawosławni.

- Mieszkają u nas uchodźcy z Czeczenii, Kirgizji, Gruzji - mówi pracownik ośrodka. - Ale są też Ukraińcy. Przyjechali z okolic Doniecka, a więc terenów ogarniętych działaniami wojennymi.

Ich marzeniem jest uzyskanie statusu uchodźcy. Nie jest to jednak proste. Tych, którym się udało, można policzyć na palcach. Inni chcą chociaż dostać status pobytu tolerowanego. Gdy w ośrodku przebywają dłużej niż sześć miesięcy, mogą pracować. A także starać się o tzw. świadczenia prywatne. Mogą wtedy mieszkać poza ośrodkiem.

- Ale ci, którym się nie powiedzie, mogą w każdej chwili do nas wrócić - zapewniają w ośrodku. - Wiele osób się usamodzielniło, wyjechało od nas. Mają mieszkanie, pracę, ale utrzymują z nami kontakt. Ustronie było pierwszym ich polskim domem. Dlatego nie zapominają o nim.

Uchodźcy dostają od polskiego państwa 75 zł kieszonkowego. Uczą się języka polskiego. Do ośrodka przychodzi nauczyciel, który pomaga odrabiać lekcje dzieciom, które chodzą do szkół w Grotnikach, Zgierzu.

- Dzieci błyskawicznie uczą się języka - twierdzą pracownicy ośrodka. - Z dorosłymi jest gorzej. Wiadomo, że nasz język nie należy do łatwych. Ale my staramy się mówić do nich po polsku. Wiele rozumieją.

Pracownicy ośrodka zauważają, że choć uchodźcy są różnej narodowości, pochodzą z różnych państw, są wyznawcami różnych religii, to żyją w zgodzie. Nie ma między nimi niesnasek narodowościowych ani wyznaniowych.

- Dzieci biorą udział w szkolnych uroczystościach - dodają pracownicy. - Dziewczęta i chłopcy, wyznawcy islamu, występowali w naszym kościele w Grotnikach, przed obrazem Matki Boskiej. Nikomu to nie przeszkadzało.

Na ławce przed ośrodkiem siedzi grupa mężczyzn. Rozmawiają, śmieją się. Z kuchni wybiegają dzieci. Na ławeczce siada też Muchajo Mamataliwa. Wygląda na 40i lat. Z twarzy kobiety nie schodzi uśmiech, choć w swoim życiu wiele przeżyła. Muchajo jest Uzbeczką, która do Polski przybyła z Kirgistanu. Musiała stamtąd uciekać. A wszystko przez nienawiść na tle narodowościowym. Muchajo urodziła się i wychowała w Osz. To drugie co do wielkości miasto Kirgistanu. Ma ponad 200 tysięcy mieszkańców. I znajduje się blisko granicy z Uzbekistanem. Tam w 2010 roku rozpoczęły się zamieszki na tle etnicznym. Niektórzy mówili nawet o pogromie ludności pochodzenia uzbeckiego. Zaatakowały ich grupy młodych, zamaskowanych mężczyzn. Pomagali im kirgijscy żołnierze. Wchodzili do domów uzbeckiej mniejszości. Rabowali je, bili mieszkańców. Kilkaset Uzbeków zginęło.
Machajo już drugi rok mieszka w Grotnikach. Ale tęskni za swoim Osz.

- Jest tam pięknie - rozmarza się. - Wszędzie góry... Jest bardzo ciepło. Mamy pyszne owoce...

Jednak musiała opuścić rodzinne strony. Do dziś ma w pamięci to, co robiono z Uzbekami, widzi ludzi wchodzących do domów z karabinami. Gwałcili dziewczynki. Ma przed oczami płonące domy sąsiadów.

Pierwszy z jej rodziny z Kirgizji uciekł jej syn Abdul. Dotarł do Polski. Dziś ma 23 lata i może pochwalić się statusem uchodźcy. Machajo mówi, że nie chciała uciekać z Osz. To było przecież jej miejsce na ziemi. Ale Kirgijczycy nie dawali żyć. Zdecydowali się wyjechać. Razem z mężem i młodszym synem. Do Polski dotarli przez Rosję.

- O Polsce wcześniej nie słyszałam, tyle co od syna, który tu już mieszkał - opowiada Machajo. - Ale bardzo mi się tu podoba! Ludzie są bardzo mili, serdeczni. Kiedyś pojechałyśmy z synową do sklepu. W samochodzie siedziała jedna pani. Zaczęła się do nas śmiać, machać nam.

Niedawno rodzina Machajo przeżyła wielką uroczystość. Odbył się się ślub i wesele jej syna Abdula. 18-letnią żonę poznał w ośrodku, w Grotnikach. Też pochodzi z Kirgizji. Wszyscy śmieją się, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Ślubu udzielał im mułła. Panna młoda wystąpiła w kirgijskim stroju ludowym, ale też w białej sukni z welonem.

- Na weselu bawili się wszyscy mieszkańcy ośrodka - zapewnia mama pana młodego. - Było bardzo wesoło. Przygotowaliśmy potrawy narodowe. Na przykład płow, czyli ryż z mięsem i warzywami czy też manty, nasze pierogi.

Machajo marzy, by tak jak Abdul, dostać status uchodźcy. Chce zostać na stałe w Polsce. Tu zacząć normalne życie. Tak jak inni wyznawcy islamu, którzy mieszkają w ośrodku, obchodzi ramadan. A w tych dniach przypada Kurban Bayram, czyli Święto Ofiarowania. Machajo i inni wyznawcy islamu z Grotnik też będą je obchodzić.

- Gdybyśmy mieszkali u siebie, to zabilibyśmy barana i częstowali gości - opowiada Machajo. - Tu tego nie będziemy robić. Urządzimy za to przyjęcie. Będziemy się gościć.

Ale myślami często wraca do Osz. Została tam jedna z jej sióstr. Młodsza, gdy spalono jej dom, uciekła do Austrii. Już wcześniej wyjechał tam jej mąż.

- W Osz zostali głównie starzy Uzbecy, dla młodych nie ma tam życia - dodaje kobieta.

Z ośrodkiem w Grotnikach współpracuje m.in. Stowarzyszenie „Ethnos”.

- Współdziałamy niemal od początku jego istnienia, najpierw wolontaryjnie, potem w ramach projektów i dotacji pozyskanych z programów Unii Europejskiej i z Urzędu ds. Cudzoziemców - mówi Grażyna Suchocka, przez lata aktorka teatrów w Bydgoszczy, Radomiu i Łodzi, mająca w dorobku także role w filmach „Jeszcze nie wieczór” Jacka Bławuta czy znakomitych „Sąsiadach” Grzegorza Królikiewicza, dziś działająca w Stowarzyszeniu „Ethnos”.

„Ethnos” udziela uchodźcom psychologicznego wsparcia. Zorganizował też m.in. audycje minutowe i szereg filmów dokumentalno-reportażowych poświęconych życiu uchodźców (operatorem był Jacek Piotr Bławut), które prezentowane były w łódzkiej telewizji, ale też kursy zawodowe dla dziewcząt (m.in. z pedicure), zajęcia wyrównawcze dla dzieci, wycieczki do interesujących miejsc w Łodzi i województwie (także do Jury Krakowsko--Częstochowskiej), warsztaty muzyczne i teatralne.

- Te ostatnie przynosiły szczególnie dobre efekty na początku istnienia ośrodka, gdy rotacja najmłodszych uchodźców nie była tak duża. Był taki moment, że właściwie co tydzień były nowe dzieci - przyznaje Grażyna Suchocka. - Ale są i dzieci, które tak długo pozostają w ośrodku, że nazywamy je rezydentami. Tymczasem, tak między nami, to one potrzebują przede wszystkim miłości i stabilności.
Animatorzy ze stowarzyszenia i młodzi uchodźcy na początku musieli poznać się i nauczyć siebie nawzajem. Problemy były mniejsze i większe - ale nic, czego nie dałoby się pokonać. Pewnego razu okazało się, że podczas zajęć w Muzeum Kinematografii trzeba było dobrać film, który nie kolidowałby z muzułmańskimi tradycjami. Dzieci nie mogły na przykład narysować niczego, co stworzył Bóg. Wybrano więc Muminki. Do jednej dziewczynki, posmutniałej ośmiolatki, podeszła Maria Nowacka, doktor antropologii i autorka większości projektów „Ethnos”, pyta czy coś się stało i dlaczego dziecko nie chce mówić po rosyjsku.

- Takie dzieci przyjeżdżają w przekonaniu, że Rosjanie to wrogowie, i nagle ktoś znów do nich mówi w języku tych wrogów - mówi Suchocka. - Wszystkie dzieci starają się uczyć, ale zwłaszcza te ukraińskie mają wielką wolę nauki. Wiedzą, że jeśli będą się dobrze uczyły, ich rodzice otrzymają status uchodźcy. Niestety, program nauki nie zawsze dopasowany jest do ich możliwości i wiedzy. Czeczenka, która chodzi do pierwszej klasy zawodowej szkoły gastronomicznej, ma problemy z lekcjami języka polskiego, na których m.in. musi analizować „Bogurodzicę”, „Pieśni” Jana Kochanowskiego, poznać takie pojęcia jak deizm. I polskie dzieci miałyby problemy z takim programem, w którym zamiast chronologicznego układu materiału jest tematyczny, a w jednym worku spotykają się Kochanowski i Różewicz. Czy czeczeńskiej dziewczynce, która będzie gotować, naprawdę potrzebna jest analiza „Makbeta”? Rozumiem potrzebę poznania naszej kultury, ale czasem może warto stosować „taryfę ulgową”. Boje się, że inaczej mogą zniechęcić się do nauki.

Pracownikom stowarzyszenia wciąz trudno się uodpornić na takie zdarzenia, jak deportacje osób, które dostały odmowę i nie mogą liczyć na status uchodźcy. Czasem w ciągu kilku dni znikają. Wracają do swoich krajów. W Grotnikach dochodzi zaś do sytuacji pozornie niemożliwych. Jak wspomina pani Grażyna, na jednym z nakręconych filmów ujrzeć można jak dzieci czeczeńskie śpiewały polskie piosenki, a muzułmańskie kobiety piekły ciasta i sprzedawały je na pikniku kościelnym. Wszystkie pieniądze oddały potem księdzu na budowę kościoła.

Leila Aliwa w Polsce i Grotnikach mieszka dopiero pół roku. Przyjechała tu z gór Kaukazu, dokładnie z Północnego Osetii. Pracowała jako nauczycielka w przedszkolu. Gdy jechała do naszego kraju, była w ciąży. Trzy miesiące temu, już w Polsce, w szpitalu w Zgierzu na świat przyszła jej najmłodsza córeczka - Mariam.

- Pierwszy do Polski przyjechał mój mąż - zaczyna swoją opowieść Leila. - Musiał uciekać. Gdyby nie zdecydował się na wyjazd, to dziś pewnie siedziałby w więzieniu. Mąż przyjechał do Polski pociągiem, przez Białoruś. Zabrał ze sobą dwójkę najstarszych dzieci - 15-letniego syna i 12-letnią córkę. Po kilku miesiącach dołączyłam do niego z młodszymi córkami - 3-letnią i 7-letnią.

Leila mówi, że w jej ojczyźnie żyło się bardzo źle. Kraj został skorumpowany. Jeśli nie dało się łapówki, nic się nie załatwiło. Nawet miejsca w przedszkolu dla dziecka. Ci, którzy płacili, mogli liczyć na lepszą pracę, zarobki, lepsze życie. Dobrze żyje się tylko wojskowym, milicjantom. Mają 3-4 razy wyższe zarobki niż inni mieszkańcy kraju. Mogą liczyć na darmowe mieszkania i inne przywileje. Przez tamtejszą władzę, milicję każdy mężczyzna z brodą idący ulicą uważany był za terrorystę.

- Mąż mojej siostry został wezwany przed komisję wojskową - opowiada Leila. - Tam potajemnie włożyli mu do kieszeni narkotyki. I został aresztowany. Rodzina złożyła się na łapówkę i w więzieniu spędził tylko trzy lata. Takich przypadków jest bardzo dużo. Nauczyciele czy lekarze zarabiają u nas bardzo mało. Tak nie powinno być!

Leila i jej rodzina czują się w Polsce i Grotnikach bardzo dobrze. Dzieci chodzą do szkoły, już nauczyły się języka. Dzieci z okolicy dobrze je przyjęły. Mają nawet polskich przyjaciół. Leila wie, że nie ma powrotu w rodzinne strony. Bardzo tęskni za rodzicami, którzy tam zostali. Na szczęście może z nimi rozmawiać przez telefon. Ale też wie, że może już do nich nigdy nie wrócić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki