W łódzkiej Manufakturze na każdym kroku słychać ukraiński język. 14-letnia Wala przyjechała do Łodzi z Kijowa dwa dni temu. Nie chodzi jeszcze do polskiej szkoły, ale by chciała. Jej kuzynki – 12-letnia Olga i rok starsza Tania w Łodzi mieszkają już dwa lata. Dobrze mówią po polsku, chodzą do szkoły. Teraz oprowadzają Walę po Łodzi.
- Ona bardzo przeżywa wojnę – mówią. - Siedziała kilka dni w schronie. Zabrałyśmy ją do Manufaktury, by popatrzyła sobie na ładne sklepy...
Niedaleko na jednej z kanap w Manufakturze siedzi Nina. Ma 63 lata. W Polsce jest od 13 marca. Przyjechała z córką i wnuczką.
- Jej mąż jest w wojsku, tak jak mój syn – mówi kobieta i zaczyna cicho płakać. - Bardzo się boję o nich. Nie śpię po nocach. Nawet tu w Polsce. Na szczęście obaj jeszcze żyją...
Nina przyjechała do Polski z Wołynia. Mieszka niedaleko Łucka. Postanowili uciekać, bo obok nich jest białoruska granica.
- Baliśmy się! - tłumaczy.
Nina i jej rodzina mieszkają w Głownie. Chciałaby jakąś pracę, ale trudno coś znaleźć. Już zaczęła starać się o Pesel. Liczy, że dzięki temu będzie łatwiej o pracę.
Może w Łodzi by się coś znalazło? - zastanawia się.
W Manufakturze jest pierwszy raz. Bardzo się jej podoba.
- Czekam na córkę i wnuczkę – mówi Nina. - Poszły sobie pooglądać sklepy. Zakupów nie będą robić. Pieniędzy u nas nie za dużo. Musi na jedzenie wystarczyć...
Większość Ukraińców tak jak Nina nie robi zakupów. Podziwiają sklepy w Manufakturze, oglądają buty, ubrania.
- Pracy nie ma, nie ma zakupów! - śmieje się Natasza, która właśnie wychodzi ze sklepu Zary.
Mimo soboty kolejki ustawiały się w Centrum Obsługi Mieszkańców Urzędu Miasta Łodzi przy ul. Krzemienieckiej. Tam spotkaliśmy Larysę, Katię, Tamarę i Julię. Towarzyszył im 12—letni Andriej. Wszyscy pochodzą z Kijowa. Andriej jest synem Kati, a Larysa mamą Julii. W kolejce po Pesel stoją już trzeci dzień.
- Mamy numerek i dzisiaj powinniśmy dostać – mówi Julia.
W Kijowie pracowała jako menadżer w dużym internetowym sklepie. Jej mama jest już emerytką. Do Łodzi przyjechały tydzień temu. Była już tu Katia z Andriejem. Katia na Ukrainie pracowała jako pielęgniarka. Mąż musiał zostać, ale na razie w wojsku nie jest.
- W Kijowie było ciężko – mówią Julia i Katia. - Ciągle wyły syreny, musieliśmy schodzić do piwnicy...Nie było wyjścia, trzeba było nam uciekać...
W Łodzi na razie mieszkają w hostelu. Andriej chodzi do polskiej szkoły, do szóstej klasy. Dzieci go bardzo dobrze przyjęły. Jego mama i ciocia Julia marzą teraz by dostać Pesel i znaleźć jakąś pracę..
Giganci zatruwają świat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?