18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wentlandt-Walkiewicz: Byłam w Klubie Miłośników Łodzi

Anna Gronczewska
Maria Wentlandt-Walkiewicz
Maria Wentlandt-Walkiewicz Krzysztof Szymczak
Jestem łodzianką, tu mieszkam i naprawdę kocham Łódź. Cieszę się ze wszystkiego dobrego, co ma miejsce w naszym mieście. Radość sprawia mi każda odnowiona kamienica, każda wyremontowana ulica - mówi adwokat, Maria Wentlandt-Walkiewicz.

Czy jest Pani łodzianką od pokoleń?
Jestem taką łodzianką. Moi dziadkowie przyjechali do Łodzi zaraz po zakończeniu pierwszej wojny światowej i tu się osiedlili.

Które miejsce w Łodzi jest Pani najbliższe?
Tym miejscem jest Plac Dąbrowskiego. Tu się urodziłam, w pobliżu była moja Szkoła Podstawowa numer 27, a także Liceum Ogólnokształcące numer VIII. Potem blisko miałam Wydział Prawa Uniwersytetu Łódzkiego, na którym studiowałam. A aplikacje sędziowską odbywałam w łódzkim sądzie, który znajdował się przy moim domu.

Mieszkała pani na Placu Dąbrowskiego?
Tak, w kamienicy pod numerem 2. To była prywatna kamienica i nie było możliwości wykupienia w niej mieszkania. Dlatego zamieniliśmy je na inne, też na Placu Dąbrowskiego, gdzie teraz znajduje się moja kancelaria.

Mogła więc Pani obserwować jak przez lata zmienia się Plac Dąbrowskiego?
Tak. Jako dziecko bawiłam się na korytarzach sądu. Potem biegałam po budowie Teatru Wielkiego. Pamiętam, jak na Placu Dąbrowskiego były kamienie. Ulicę tę wyłożono zwykłymi, polnymi kamieniami. Pod numerem 2 był sklep, gdzie codziennie, o godzinie 4-5 rano przywożono mleko. Wożono je na platformach konnych. Była to furmanka zaprzężona w konie. To jeszcze pamiętam z lat 50.

A co było na Placu Dąbrowskiego zanim wybudowano Teatr Wielki?
Był tam park. Ale tego sama nie pamiętam. Wiem to z opowieści moich rodziców. Mama opowiadała mi też, że już po wyzwoleniu Łodzi, gdy kończyła się druga wojna światowa, w pobliżu Placu Dąbrowskiego stacjonowali Rosjanie. Rosjanki spacerowały po skwerku na Placu Dąbrowskiego. Ubrane były w wyszabrowane nocne, damskie koszule, które traktowały jako sukienki. Gdy mama, jeszcze jako młoda dziewczyna, mieszkała pod numerem 2, wtargnęła tam grupa Rosjan. Wiedzieli, że w tym mieszkaniu są dziewczyny. Chcieli koniecznie wyciągnąć je z domu. Na szczęście im się nie udało.

Dobrze zna Pani dziś historię Łodzi?
Wydaje mi się, że tak. Choć na pewno nie tak dobrze jak pan Ryszard Bonisławski, którego opowieści zawsze słucham z wielką przyjemnością.

A jak Pani poznawała Łódź?
W szkole średniej, VIII LO, należałam do Klubu Miłośników Łodzi. Prowadził je nasz wspaniały geograf, profesor Krawczyk. Był on miłośnikiem Łodzi. W ramach szkolnych prac społecznych opiekowaliśmy się zabytkami miasta. Pod moją opieką była kamienica przy ulicy Piotrkowskiej 27. Zgłaszaliśmy do administracji, że na przykład trzeba wymienić drzwi, jest nieporządek na podwórku. To, że należałam do tego klubu nie było przypadkiem, bo zawsze bardzo interesowałam się historią i geografią. Uwielbiałam podróże. Gdy byłam małą dziewczynką, to lubiłam codziennie wsiąść w inny autobus lub tramwaj i jechać do krańcówki. Zobaczyłam, co tam się dzieje i wracałam do domu. Była to moja ulubiona zabawa. Te podróże bardzo denerwowały moją mamę, bo bała się, że może mi się coś stać. Byłam wtedy małą dziewczynką, chodziłam do szkoły podstawowej. Miłość do podróżowania pozostała mi do tej pory.

Czy o Łodzi można powiedzieć, że to miasto z charakterem?
Na pewno. Jestem łodzianką, tu mieszkam i naprawdę kocham Łódź. Nigdy nie zamierzałam się z niej wyprowadzać. Bardzo mnie bolą wszystkie negatywne opinie na temat Łodzi. Ale cieszę się ze wszystkiego dobrego, pozytywnego, co ma miejsce w naszym mieście. Radość sprawia mi każda odnowiona kamienica, każda wyremontowana ulica. Boli mnie każda dziura w chodniku, w jezdni.

Czym nasze miasto może się chwalić?
Na pewno unikalną zabudową, ulicą Piotrkowską. Ulica Piotrkowska mogłaby być największym deptakiem w Europie. Jest naprawdę przepiękna! Tylko niestety jest zapomniana przez naszych włodarzy, a wielka szkoda... Wydaje mi się, że wszystko sprowadza się do tego, że brak jest pomysłu na Piotrkowską. Nie pomysłu polegającego na tym, że ma go każda ekipa rządząca i go zmienia. To powinien być zakrojony na szerszą skalę pomysł na Łódź, na Piotrkowską i realizowany bez względu na to, jakie hasła polityczne przyświecają włodarzom miasta. Dopóki nie zrealizuje się takiego dalekosiężnego planu przebudowy, zagospodarowania Łodzi to niestety dalej będzie źle. Bo przyjdzie nowa ekipa rządząca i będzie robiła własne porządki. Na tym Łódź bardzo traci.

Jak dziś patrzy Pani na ulicę Piotrkowską?
Niestety, na razie ta ulica umiera. Niedawno byłam na Piotrkowskiej około godziny 11. W każdej bramie stały grupki osób podejrzanego autoramentu. Przyznam się, że nawet w biały dzień bałam się przespacerować tą ulicą. Poza tym nic tam się nie działo. A pamiętam jeszcze z czasów szkolnych, że wyjście na Piotrkowską było dużym wydarzeniem. No i było bezpiecznie. Teraz Piotrkowska przegrywa z Manufakturą, Tam są ochroniarze, jest bezpiecznie. A szkoda, że tak nie jest na Piotrkowskiej. Jednak nadal bardzo lubię tę ulicę.

Jaka jest Łódź Pani marzeń?
Kolorowa, czysta, z przelotowymi ulicami i dobrym dostępem do autostrad. Mamy je, ale ciężko na nie dojechać, bo brakuje właściwego oznakowania. Wierzę, że te moje marzenia się spełnią.

Rozmawiała Anna Gronczewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki