Ba, bywało, że poniosło mnie nawet do innych miejsc i w Łodzi nie byłem. Ale jakoś należę do tych, co do Łodzi wracają. I mija właśnie kolejny rok, kiedy w Łodzi są. Bo należę do tych łodzian, dla których Łódź to ich miasto. Które się kocha i nienawidzi jednocześnie. W nowym roku serdecznie bym sobie życzył łatwiejszej miłości do mojego miasta. Niekoniecznie musi być od razu odwzajemniona, ale niech przynajmniej obiekt uczuć, mimo wszystko, będzie tego uczucia godzien i będzie to uczucie rozpalał. Życzyłbym też sobie, a może bardziej miastu, znacznie mniej ludzi mu nieżyczliwych, czy życzliwych fałszywie. Życzyłbym takich, co to dużo mniej mówią, że chcą dla niego dobrze. I dużo mniej tłumaczą, co byłoby dla niego dobre. Stawiałbym raczej na robienie. Życzyłbym mojemu miastu także tego, żeby było nie tyle rozwarstwione i pełne kontrastów, co wielobarwne. By dobrze się tu czuła zarówno Doda, jak i Montserrat Caballe. Życzyłbym też, aby było mniej skłócone, żeby małe osobiste urazy, interesiki, kompleksiki, emocyjki, ambicyjki itd. itp. nie wpływały na jego kondycję i wizerunek, żeby nie poniewierało się na własne życzenie. Żeby nie bało się ciągle tej Warszawy, bo to Łódź ma być jej problemem, a nie Warszawa naszym. I żeby było znowu odważne. Odwaga bowiem była największą siłą Łodzi z czasów Ziemi Obiecanej. I choć "to se ne vrati", to tylko odwaga może sprawić, że dziś Łódź zacznie realizować marzenia i zmieni się znowu w piękne miasto. A ludzie bez szalonych marzeń, niech sobie jadą. Do Warszawy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?