Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieluń: pani Bronia jest jak anioł

Daniel Sibiak
"Najważniejsze jest, żeby pomóc rodzinom z dziećmi. Tak, by nikt nie chciał ich odebrać opiekunom."
"Najważniejsze jest, żeby pomóc rodzinom z dziećmi. Tak, by nikt nie chciał ich odebrać opiekunom." Daniel Sibiak
Anioł albo Święty Mikołaj w spódnicy - tak w Wieluniu mówią na 71-letnią wolontariuszkę Bronisławę Kacałę. Nikogo nie zostawi w biedzie. I nie ma znaczenia, czy z darami ma przejść kilka kilometrów w zaspach, czy pojechać pierwszym rannym autobusem do odległej miejscowości. Z niewielkiej emerytury kupuje jedzenie i ubrania dla swoich podopiecznych.

- O szóstej jestem już na nogach. Do ósmej robię obchód po wszystkich marketach. Szukam promocyjnych cen, bo moja renta musi mi wystarczyć na kupno chleba, butów czy choćby rajstop. Tego wszystkiego naprawdę brakuje wielodzietnym rodzinom - wylicza Bronisława Kacała. A dobrze wie, o czym mówi, bo sama wychowała trzynaścioro dzieci i w domu nigdy się nie przelewało.

- Rano opiekowałam się dziećmi, a żeby mieć co włożyć do garnka, wieczorem sprzątałam - wspomina pani Bronisława. - Dorywczo pracowałam też w polu. Dostawałam za to ziemniaki i pieniądze. Dziś jestem wdzięczna Bogu, że udało mi się wychować dzieci. Dziesiątka z nich żyje i opiekują się mną. Dzięki temu ja mogę wydać swoją rentę na potrzeby innych biednych ludzi.

Pani Bronisława została wolontariuszką pięć lat temu, gdy przechodziła na emeryturę. Wcześniej pracowała jako brygadzistka w szkole budowlanej i przez sześć lat jako sprzątaczka w Zespole Szkół Specjalnych.

- To właśnie tu zrodziła się moja miłość do niepełnosprawnych dzieci. Jak tylko mogę, robię im prezenty. Ich uśmiech jest wynagrodzeniem mojej ciężkiej pracy - dodaje wolontariuszka.

Wszędzie dotrze
Bez pomocy pani Bronisławy nie może obejść się 10-osobowa rodzina Jolanty Stasiak z Szynkielowa w pow. wieluńskim. Kilka lat temu jedyny żywiciel osierocił rodzinę. Jakby tragedii było mało, stary dom Stasiaków groził zawaleniem, a pomoc społeczna zagroziła matce, że odbierze jej dzieci. Pani Bronia nie zastanawiała się nawet minuty. Wsiadła w autobus i pojechała zaoferować swą pomoc. Przez kilka miesięcy pokonała setki kilometrów w poszukiwaniu żywności i mebli. Sama dźwigała wypchane ciężkimi pierzynami, poduszkami i ubraniami dla dzieci pakunki. To właśnie pani Bronisława znalazła sponsorów, którzy przekazali rodzinie glazurę ścienną i podłogową, płyty gipsowe, emulsje, siatki pod wylewkę, okna i drzwi, a nawet meble i łóżka. Na czas remontu domu załatwiła im też zastępcze lokum.

- To prawdziwy anioł stróż - mówi Jolanta Stasiak. - Nie spałam po nocach, bo strop groził zawaleniem, a ja nie wiedziałam, co robić. Pani Bronia zareagowała szybciej. Będę jej wdzięczna do końca życia.

Żeby dotrzeć do 10-osobowej rodziny Chałupków z miejscowości Kniatowy, wolontariuszka szła przez wielkie zaspy śniegu dwa kilometry.

- Na szczęście miałam ze sobą wózek, do którego włożyłam chyba z 10 kilogramów darów. Inaczej nie dałabym rady, bo śnieg sięgał mi po kostki. Zasapana i spocona dotarłam wreszcie do domu Chałupków - opowiada. - Choć opadłam z sił, gdy zobaczyłam, z jaką radością dzieciaczki otwierają podarunki z odzieżą, od razu przybyło mi energii, bo wiem, że nie wyrzucą tego w kąt, a ja nie wydałam pieniędzy na marne. Aby przybliżyć tym biednym dzieciom magię świąt, zawiozłam im choinkę i bombki. Cieszyły się ogromnie, a ja razem z nimi. Jeszcze tam wrócę.

Bronisława Kacała nie zostawiła bez pomocy też 10-osobowej rodziny z Wielgiego oraz pana Stanisława z Parcic, którego żona zostawiła z sześciorgiem dzieci.- Pomagam tym wszystkim rodzinom, bo nie chcę, by rozdzielono dzieci i trafiły do domu dziecka - mówi pani Bronisława. - Rodzinnej miłości nic nie zastąpi. Teraz, gdy jestem starsza, to moje dzieci zapraszają mnie na wigilijną wieczerzę. Nie każą mi nawet nic szykować. Wiem, że odwdzięczają mi się za trud, jaki włożyłam w ich wychowanie. Dbają o mnie nie tylko przy okazji świąt. Zapraszają mnie na obiad, płacą za mnie czynsz, a ja mogę poświęcić się mojej pracy społecznej oraz zabawie z wnukami, a mam ich aż 20. Wszystkie kocham tak samo.
Każdego pogodzi
Ale wolontariuszka pomaga nie tylko wielodzietnym rodzinom. Angażuje się też w rozwiązywanie sporów.

- Niedawno pojechałam do Kurowa, oddalonego od Wielunia o siedem kilometrów, bo łobuzeria przez kilkanaście dni obrzucała jajkami autobus - opowiada pani Bronisława. - Policjant powiedział mi - Niech pani tam nie jedzie, bo jak zaczną w panią rzucać jajkami, to uciekając nie wyrobi pani na zakręcie. Powiedziałam, mu tylko "nie bój się" i za parę minut siedziałam w autobusie. Wysiadając, zobaczyłam smyków, którzy mają jajka. Podbiegłam do nich, ale w przeciwieństwie do innych nie krzyczałam. Uświadomiłam chłopakom, że takim zachowaniem robią krzywdę swoim rodzicom. Widać poskutkowało, bo problem został rozwiązany - cieszy się staruszka.

W podwieluńskiej Rudzie pani Bronisława rozwiązała konflikt sąsiedzki. Mieszkańcy wsi skarżyli się na mieszkankę, której psy chodziły po ulicach. Bronisława Kacała kupiła łańcuchy i zawiozła je właścicielce.

- Powiedziałam jej wprost, że jak będzie kłócić się z ludźmi, zawsze będą na nią krzywo patrzeć - opowiada pani Bronisława. - Obiecałam, że jeśli zrobi porządek z psami, zyska przyjaciółkę w mojej osobie i zawsze jej pomogę. Policjanci nie mogli się nadziwić, że tak szybko rozwiązałam ten problem.

Pod wrażeniem są też inni. Dariusz Pietrowski z Centrum Wolontariatu w Warszawie uważa, że wielunianka to wzór do naśladowania.

- Wolontariuszami są głównie ludzie młodzi - uczniowie gimnazjów, liceów i studenci. Dla nas znaczenia nie ma jednak wiek, ale chęć niesienia pomocy. Każdy robi to na swój sposób, ale postawa pani Bronisławy jest wyjątkowo piękna - mówi Dariusz Pietrowski. - To wręcz heroiczna postawa. Już wkrótce może być więcej takich osób, bo powoli odradzają się wolontariusze seniorzy.

Burmistrz Wielunia Janusz Antczak nazywa panią Bronisławę Świętym Mikołajem w spódnicy. - Cały czas nie mogę się nadziwić, że tak drobna, filigranowa kobieta ma w sobie tyle energii, a przede wszystkim chęci niesienia pomocy innym - mówi Antczak.

Pani Bronisława poświęca tyle czasu na pomoc innym, że sama nie ma czasu zadbać o siebie. Od kilku lat prosi władze o mieszkanie socjalne.

- Poprzedni burmistrz nie docenił tego, co robię. Moją sprawą obiecał zająć się nowy burmistrz - mówi ze łzami w oczach Bronisława Kacała. - Mam nadzieję, że pomoże rozwiązać mi problem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki