Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieluń: Pracownicy spółdzielni inwalidów zostali na lodzie

Zbyszek Rybczyński
Smutny koniec jedynego wieluńskiego zakładu pracy dla osób niepełnosprawnych. Spółdzielnia Inwalidów „Przyszłość” straciła kontrolę nad majątkiem i tonie w długach. Pracownicy nie dostawali wypłat od początku 2015 r. Nowy prezes nie podołał zadaniu. Prokuratura sprawdza, czy zarząd spółdzielni działał na jej szkodę, wnosząc obiekt aportem do podejrzanej spółki z Torunia.

W katastrofalnej sytuacja znalazła się Spółdzielnia Inwalidów „Przyszłość”. Zakład z ponad 50-letnią historią zaprzestał produkcji, zalega pieniądze pracownikom, którzy wylądowali na bruku, oraz innym wierzycielom.

Na domiar złego spółdzielnia straciła kontrolę nad nieruchomością przy ul. Szkolnej, której wartość szacuje się na 2,8 mln zł. Przedsiębiorstwo nie ma zarządu, a rada nadzorcza nie ma wymaganej liczby członków.

Spółdzielnia zatrudniała ponad 70 osób, wielu z niepełnosprawnością. Jest to, a w zasadzie był, jedyny tzw. zakład pracy chronionej w Wieluniu. Nie nastawiał się na wielkie zyski, celem jego działalności było przede wszystkim zapewnienie pracy swoim członkom.

W okazałym gmachu przy ul. Szkolnej produkował przede wszystkim odzież dla personelu medycznego, bieliznę szpitalną i pościelową, ubrania robocze, ale też torby, garsonki. Świadczył ponadto usługi szwalnicze na zamówienie.

Nadziei na reaktywację spółdzielni już nie ma. Jeśli nieruchomość byłaby sprzedana w całości, to pieniędzy wystarczy tylko na spłatę zobowiązań

 

Dziś szwalnia i biura spółdzielni świecą pustkami. Drzwi do wszystkich lokali zostały zaplombowane przez prezesa spółki, która rości sobie prawa do nieruchomości. Otworzył je tylko raz, na polecenie prokuratora, który zarekwirował dokumenty i komputery.

Niektórzy spośród byłych pracowników są w fatalnym położeniu, bo nie mogą nawet otrzymać świadectw pracy ani rozliczyć się z podatku dochodowego za 2015 r. Na placu boju została tylko członkini rady nadzorczej Ewa Sułkowska. Wespół z prawniczką Anną Kędzią próbują wszelkimi sposobami odzyskać nieruchomość przy ul. Szkolnej.

- Teraz najważniejsze jest, żeby wrócić nieruchomość do spółdzielni. Wyłącznie sprzedaż tego budynku pozwoli spłacić pracowników. Inaczej dostaną grosze - podkreśla Anna Kędzia.

Ewa Sułkowska dodaje: - Nadziei na reaktywację spółdzielni już nie ma. Jeśli nieruchomość byłaby sprzedana w całości, to pieniędzy wystarczy tylko na spłatę zobowiązań.

Zaległości wobec pracowników sięgają kwot rzędu 20 tys. zł (wynagrodzenia, udziały w spółdzielni, środki odkładane w kasie zapomogowo-pożyczkowej). Spółdzielcy pracowali bez wynagrodzenia od początku 2015 r.

Prezesem spółdzielni był już wtedy Roman Kucharek z Sieńca, rocznik '82. Zastąpił na tym stanowisku pod koniec 2014 r. byłego wójta Pątnowa Grzegorza Smugowskiego, który został odwołany.

Spytałam go wprost: proszę pana, czy pan jest samobójcą? Odpowiedział, że ma możliwości i wyprowadzi zakład na prostą 

 

Problemy w Spółdzielni Inwalidów “Przyszłość” narastały od kilku lat. Audyt zlecony przez prezesa Romana Kucharka wykazał, że poprzednie zarządy dopuszczały się działań mających cechy „kreatywnej księgowości”. Mimo że spółdzielnia znajdowała się w nieciekawej sytuacji, Roman Kucharek podjął się zadania. Któremu, niestety, nie podołał.

- Na pierwszym spotkaniu, kiedy ten młody człowiek powiedział, że chce być prezesem, spytałam go wprost: proszę pana, czy pan jest samobójcą? Odpowiedział, że ma możliwości i wyprowadzi zakład na prostą - wspomina Ewa Sułkowska, która jako jeden z dwóch członków rady nadzorczej była przeciwko kandydaturze Kucharka. Trzech było za.

Trzeba zaznaczyć, że prezes Kucharek również nie pobierał wynagrodzenia za swoją pracę. Trudno jednak było mu liczyć na wyrozumiałość załogi. Nie dziwi, że niektórzy postanowili walczyć o pieniądze na drodze sądowej.

Rosły też zaległości wobec ZUS i Przedsiębiorstwa Komunalnego. W końcu do spółdzielni zapukał komornik, któremu jednak udało się wyegzekwować tylko niewielkie kwoty, póki jeszcze zakład prowadził jakąś działalność i miał zyski z najmu pomieszczeń innym podmiotom. Złożono też wniosek o upadłość spółdzielni, który jednak potem został wycofany przez nowy zarząd spółdzielni.

Jeszcze latem łudzono się, że spółdzielnię uda się uratować. Podczas walnego zgromadzenia pod koniec lipca podjęto decyzję o sprzedaży części budynku. Chodziło o zbycie lokali dzierżawcom. Wpływy z tego tytułu miały wystarczyć na spłatę długów. Można by było zmniejszyć zatrudnienie i kontynuować działalność gospodarczą na mniejszą skalę.

Jednak uchwały walnego dotyczące sprzedaży lokali nie zostały wykonane. Wkrótce doszło do zmian w kierownictwie spółdzielni. Na początku września rada nadzorcza powołała do zarządu dwóch „spadochroniarzy”, których w Wieluniu nikt nigdy nie widział.

Miał ich rekomendować prezes Kucharek. Jednak już następnego dnia panowie... zostali odwołani. Jak wyjaśnia Ewa Sułkowska, nabrano podejrzeń, iż nie są to ludzie godni zaufania.

Nowi członkowie zarządu zdążyli jednak ustanowić pełnomocnika spółdzielni, dając mu szerokie kompetencje. A on bez zbędnej zwłoki zawarł przed notariuszem umowę z Toruńskim Holdingiem Przemysłowym. Skutkiem tego nieruchomość przy ul. Szkolnej przeszła we władanie spółki z Torunia.

Kilka dni później został podpisany kolejny akt notarialny, którego stronami są Toruński Holding Przemysłowy i spółka Przyszłość SI. To właśnie ta ostatnia jest teraz dysponentem obiektu przy Szkolnej 5.

„Zarząd spółki Przyszłość SI Sp. z o.o. informuje, iż wejście do lokalu przez osoby nieuprawnione będzie skutkowało zgłoszeniem przestępstwa z art. 193 kodeksu karnego” - taki napis widnieje na taśmach, którymi zaklejono drzwi do pomieszczeń spółdzielni.

Jak mówi Ewa Sułkowska, spółdzielcy o przekazaniu nieruchomości dowiedzieli się dopiero miesiąc po fakcie (w momencie, kiedy starostwo powiatowe poinformowało o zmianie właściciela w ewidencji gruntów).

Wtedy też rozpoczęto działania zmierzające do odzyskania obiektu, wystosowano kilkadziesiąt pism do różnych sądów. Roman Kucharek został zwolniony dyscyplinarnie. Wieluuńscy dziennikarze „Dziennika Łódzkiego” chcieli zadać byłemu prezesowi kilka pytań, jednak nie udało się nawiązać z nim kontaktu. 

Postępowanie prokuratorskie dotyczy trzech zagadnień. Chodzi o działanie na szkodę wierzycieli Spółdzielni Inwalidów „Przyszłość”, działanie na szkodę samego zakładu przez członków zarządu poprzez rozporządzanie mieniem oraz naruszanie praw pracowniczych poprzez zaleganie z wypłatami.

- Wstępnie oszacowano wysokość szkody na kwotę ok. 2,8 mln zł. Śledztwo generalnie znajduje się w początkowej fazie - zaznacza Józef Mizerski z Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.

Na razie nikomu nie postawiono zarzutów. Dochodzenie toczy się w sprawie, a nie przeciwko konkretnym osobom.

Spółdzielcy składają zeznania na wieluńskiej komendzie. Początkowo postępowanie prowadziła tutejsza prokuratura, jednak 20 stycznia zostało przejęte przez sieradzką. - Wątek dotyczący naruszania praw pracowniczych został włączony do śledztwa w marcu - zaznacza Józef Mizerski.

Wieluń

Prokuratura sprawdza, czy dysponowanie nieruchomością o wartości prawie 3 mln zł miało znamiona przestępstwa

Fot. Zbyszek Rybczyński

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki