Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiesława Mazurkiewicz-Lutkiewicz: Łódź zawsze kochałam i kocham!

Anna Gronczewska
Wiesława Mazurkiewicz-Lutkiewicz
Wiesława Mazurkiewicz-Lutkiewicz
Z Wiesławą Mazurkiewicz-Lutkiewicz, aktorką, rozmawia Anna Gronczewska.

Odwiedza Pani czasem Łódź?
Oczywiście, choć nie tak często jak bym chciała. W Łodzi mam przecież rodzinę. Co prawda nie żyje już moja siostra, ale mieszkają w moim rodzinnym mieście jej dzieci. No i w Łodzi mam groby. Na Starym Cmentarzu pochowane są moja mama, babcia.

Bardzo zmieniło się Pani rodzinne miasto?
Bardzo! Przecież Piotrkowska zrobiła się piękną ulicą, choć lubiłam ją też taką jaką była przed laty. Mieszkałam na ulicy 1 Maja, blisko Gdańskiej. A na ulicę Gdańską chodziłam do szkoły aktorskiej. Mieściła się tam, jeszcze nie na Targowej. Dzieliła budynek z konserwatorium.

Wrócę do czasów Pani dzieciństwa, które spędziła Pani w Łodzi. Jakie ono było?
To oczywiście było przedwojenne dzieciństwo, bo urodziłam się w 1926 roku. W 1939 roku bardzo przeżywałam oczekiwanie na wyniki egzaminów do gimnazjum. W Łodzi było przecież tylko jedno Państwowe Gimnazjum Żeńskie Sczanieckiej. Były tam tylko dwie pierwsze klasy, a ponad 300 chętnych do nauki. Nie wiedziałam czy tam zdam, a jak zdam to czy mnie przyjmą. No i dostałam się. Niestety przyszła wojna i nie mogłam uczyć się w tej wymarzonej szkole. Dopiero po wojnie mogłam zacząć naukę. I w ciągu pół roku robiliśmy klasę. A sama Łódź była dla mnie pięknym miastem. Chodziłam na łyżwy, na spacery do Parku Poniatowskiego. Tyle, że miasto nie było czyste, choć dozorcy pewnie bardziej niż dziś dbali o porządek. Ale rynsztokami płynęły wszystkie nieczystości... Pamiętam spacery z psem, pięknym dogiem, na Plac Hallera. Nie zapomnę spacerów Piotrkowską. Zwłaszcza, gdy dostałam się do gimnazjum. Choć jeszcze nie zaczęłam w nim nauki, to mogłam nosić tarczę szkoły. Jak byłam z tego dumna! Zaczepiał mnie pewien chłopak i zapytał czy możemy się ze sobą zapoznać. Powiedziałam o tym siostrze. Ona powtórzyła to rodzinie. Potem wszyscy się ze mnie śmiali. Pewnie nie zdawali sobie sprawy ile zrobili mi przykrości.

Wychowywała się Pani w kamienicy przy ulicy 1 Maja?
Nie do końca. Urodziłam się w Łodzi, ale zaraz po urodzeniu wyjechałam na wschód. Wychowywałam się w zasadzie w lesie. Mój tata był sekretarzem Nadleśnictwa Wiśniewo. Gdy miałam 7 lat i zaczęłam chodzić do szkoły, przyjechałam do Łodzi, do dziadków. Ojciec umarł młodo na gruźlicę, miał 37 lat. Wtedy już z mamą mieszkaliśmy u dziadków. Chodziłam do szkoły powszechnej na ulicę Gdańską. Miałam wiele koleżanek Żydówek. Wszystkie straciłam. Do dziś pamiętam ich nazwiska, imiona...

Pewnie w Łodzi narodził się pomysł, by zostać aktorką?
O tak! Już po wojnie, w gimnazjum zorganizowano konkurs recytatorski. Zgłosiłam się. Oceniała mnie jedna z aktorek, której nazwiska już nie pamiętam. Zapytała mnie czy bym chciała zdawać do szkoły aktorskiej. Ja chciałam pójść na Politechnikę Łódzką i studiować chemię. Jednak myśl o tej szkole aktorskiej zaświtała mi w głowie. I zgłosiłam się na egzamin, choć brakowało mi pół roku do matury.

Po szkole aktorskiej została Pani w Łodzi.
Poszłam do Kazimierza Dejmka, do Teatru Nowego. A jeszcze w szkole aktorskiej poznałam męża, Gustawa Lutkiewicza i tak do dziś jesteśmy razem. Mąż nie jest łodzianinem. Przyjechał z Wileńszczyzny. Gustaw studiował najpierw prawo w Toruniu, a potem dostał się do łódzkiej szkoły aktorskiej. Postawiono mu jednak warunek. Miał się pozbyć wileńskiego akcentu. Przez 10 lat graliśmy w łódzkich teatrach. Potem ja wyjechałam do Krakowa, mąż został w Łodzi, a po roku byliśmy w Warszawie.

Nie żal było wyjeżdżać z rodzinnego miasta?
Na pewno, ale człowiek chciał zobaczyć coś więcej. Dostałam też propozycję z dobrą rolą i pensją z Teatru Słowackiego w Krakowie. Ale Łódź zawsze kochałam i kocham. Czuję się łodzianką. Z mężem mieszkaliśmy na rogu ulic Lipowej i 1 Maja, mieliśmy "czwartaczek", czyli maleńkie mieszkanie na czwartym piętrze.

Poznała Pani nową Łódź?
Nie, gdy tu przyjeżdżam to chodzę starymi ścieżkami. Idę 1 Maja, przechodzę koło Teatru Nowego, odwiedzam Marię Białobrzeską. Wiem, że Łódź pięknieje. Tu zawsze mieszkali uczciwi, szlachetni ludzie. Chciałabym, aby wszystkim dobrze się żyło!

Rozmawiała Anna Gronczewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki