Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witold Skrzydlewski odpowiada Radzie Sportu: Po naukę do Widzewa. Niech decyduje oglądalność

Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera
Na meczach żużlowych Orła Łódź organizowane są prawdziwe widowiska dla kibiców, którzy szczelnie wypełniają trybuny nowoczesnego obiektu przy ul. 6 Sierpnia
Na meczach żużlowych Orła Łódź organizowane są prawdziwe widowiska dla kibiców, którzy szczelnie wypełniają trybuny nowoczesnego obiektu przy ul. 6 Sierpnia Fot. Grzegorz Gałasiński
Na temat podziału dotacji na sport w Łodzi rozmawiamy z głównym sponsorem Klubu Żużlowego Orzeł Łódź Witoldem Skrzydlewskim.

Wiele kontrowersji wywołała propozycja podziału dotacji miejskich na kluby sportowe Łodzi opracowana przez Łódzką Radę Sportu...

Na początku chciałbym podziękować władzom Łodzi, że tak bardzo rozbudowują infrastrukturę sportową. Budują, wydają ciężkie miliony, a później utrzymują te obiekty. Każdy z profesjonalnych klubów, który korzysta z tych obiektów, nie płaci ani złotówki. Wszystkie koszty pokrywa budżet miasta. Jeszcze jedno, miasto nie pobiera od klubów za wynajęcie pomieszczeń na biura stawek rynkowych.

A jakie stawki pobiera?

Śmiesznie małe. Normalnie powinny być wyższe czterokrotnie. My wszyscy o tym zapominamy. Kluby non stop narzekają, że miasto nie daje, itd., itp. Jeszcze jedno, przecież kluby w większości są spółkami i mają swoich właścicieli. Czy to pięknie, żeby do każdej spółki miasto dokładało? Mimo to miasto dokłada. Bo oczekuje od właścicieli klubów, że ich drużyny będą eksportowały emocje.

Sport ma być rozrywką ...

Tak i żeby łodzianie oderwali się od czarnej rzeczywistości i mieli dokąd pójść. Żeby mogli usiąść w komfortowych warunkach na stadionie, gdzie im nie pada deszcz na głowę, mogą zjeść kiełbaskę, mogą iść do porządnej toalety, a nie toi-toi, co jest też ważne.

Wszystko zależy od klubów, jaką stworzą atmosferę?

Dzisiaj wszyscy powinniśmy zapisać się na szkolenie do Widzewa. Bo to jest jedyny klub, ewenement w skali kraju, który potrafi zapełnić trybuny całego obiektu. Trzeba mieć chody, żeby kupić karnet na Widzew. Dzisiaj spotkałem się ze swoimi współpracownikami i zadałem im jedno pytanie: jak taki sam sukces jak Widzew odnosi Krosno, na mecze którego już pan nie kupi karnetu. Był tam żużel na poziomie drugiej ligi. Bo tak naprawdę, my jako szefowie klubów czekamy, że przyjdzie sponsor z walizką pieniędzy. Ale największym sponsorem są kibice.

Wpływy z biletów i karnetów mogą być poważne...

Weźmy dla przykładu, karnet w takim Krośnie kosztuje 325 zł, czy 350 zł. To karnet najtańszy. Jeśli karnety kupi 10 tys. kibiców, do klubu wpływa 3,5 miliona zł. To jest więcej niż trzy czwarte budżetu, bo trzeba liczyć 5 milionów na pierwszą ligę. Takie działanie dla nas szefów łódzkich klubów powinno być wzorem. Może trzeba przebrać się za szpiega i podpatrzeć, jak to robią w Widzewie. Bo wszyscy chcemy tylko pieniądze.

Władze miasta nie są w stanie zwiększyć puli na dotacje dla klubów, ale chciały dokonać zmian w dotychczasowym podziale?

Z tego co mi wiadomo, władze miasta zwróciły się do Łódzkiej Rady Sportu, żeby przedstawiła kryteria, bo wciąż kierowała słowa krytyki pod adresem władz. A Łódzka Rada Sportu poszła po bandzie i podzieliła pieniądze po swojemu. Doszła do wniosku, że czarny sport trzeba zlikwidować. Jedynie Orzeł Łódź przez ostatnie trzy lata dostaje mniejszą dotację.

Jakie jest Pańskie zdanie na temat podziału dotacji ?

Kiedyś dawno temu, kiedy Witold Skrzydlewski był przez kilka kadencji szefem Komisji Sportu w Urzędzie Miasta Łodzi wymyślone zostały te dotacje. Wtedy Komisja Sportu dzieliła te pieniądze, później przeszło to do wydziału sportu i uważam, że to było słuszne. Były takie kryteria: po pierwsze oglądalność, czyli transmisje, frekwencje na stadionie, po drugie - grupa rozgrywkowa, w której dany klub występuje, po trzecie - wartość medialna przedsięwzięcia, czyli jak miasto jest przez klub promowane. Było to słuszne.

A jak jest teraz w Łodzi?

Weźmy dla przykładu rugby, które ma dostać 600 tys. zł, a myślę, że klub rugby nie miał takiego budżetu. Nie odbyła się w Łodzi żadna impreza masowa rugby, czyli powyżej 999 osób. Siatkówka Budowlani ma oglądalność za ostatnie mecze średnio 700 osób. Siatkówka ŁKS ma nieco więcej, powyżej 1000 osób.

No dobrze, a Orzeł Łódź?

Można sprawdzić dokumenty. Orzeł Łódź pod względem oglądalności jest zaraz po Widzewie. Wyprzedzamy nawet drugi łódzki klub piłkarski. No więc, o czym my mówimy. Dlatego uważam, że każdy klub powinien przeprowadzić badania. My zleciliśmy badania poważnej agencji marketingu sportowego Pentagon Research. Wyniki powinny być znane w tym tygodniu.

Uważa Pan, że władze miasta powinny zlecić takie badania i skontrolować w ten sposób wszystkie kluby?

Oczywiście, tak uważam. Wtedy okazałoby się, ile dany klub wnosi w promocję marki Łódź. Skontrolowano by również, aby dotacja nie przekraczała 40-50 procent budżetu klubu. Niech kluby się pochwalą, ile osób zatrudniają poza zawodnikami. Stosujmy czytelne zasady.

Wyczuwa Pan niechęć Łódzkiej Rady Sportu do żużla?

Chyba jest to efekt tego, że Mecz Narodów, który organizowaliśmy, był pod patronatem ministra sportu, kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego. Może dlatego tak źle zostaliśmy potraktowani przez Łódzką Radę Sportu. Jak można czuć niechęć do żużla, skoro obiekt żużlowy jest jednym z najnowocześniejszych w Polsce, a kosztował tylko 43 mln zł. Innym klubom pokrywa się pełną pulę kosztów utrzymania obiektu, nam natomiast jedną trzecią. Orzeł musi przygotować tor, musi mieć sprawną polewaczkę, traktory, równiarkę. Ponadto dostaliśmy obiekt bez jednego mebla. Wszystkie kluby z Łódzkiej Rady Sportu, które miałyby możliwość skorzystania patronatu ministra Piotra Glińskiego, chętnie na to by przystały.

Co zrobić, żeby dotacje dla klubów były wyższe?

Może warto pójść krok dalej. Miasto buduje infrastrukturę, natomiast kluby niech same utrzymują swą zawodową działalność, a miasto niech przeznaczy większą pulę na młodzież.

Może do bardziej wytężonej pracy powinna się wziąć Komisja Sportu?

Radni muszą popracować nad budżetem. Za moich czasów każdy radny dostawał książkę 500 stron z budżetem miasta. Trzeba było usiąść i wyszukać, które środki można gdzieś indziej przesunąć. Z tego zadania na inne i tak dalej. Natomiast pani przewodnicząca, która identyfikowana jest praktycznie z jednym klubem, od razu wprowadziła propozycję Łódzkiej Rady Sportu dotyczącą podziału środków dla klubów pod obrady Rady Miejskiej. Nie miała prawa tego zrobić. Przewodniczący Komisji Sportu musi być bezstronny, musi swoje sympatie odłożyć. Gdy ja byłem przewodniczącym Komisji Sportu, byłem jednocześnie prezesem Widzewa, ale nigdzie nie pokazywałem, że jestem prezesem klubu z al. Piłsudskiego. Obecna pani przewodnicząca zapomniała, co do niej należy. Powinna walczyć o zwiększenie dotacji i większy budżet dla klubów. Proszę, niech pani przewodnicząca pokaże wyborcom, co zrobiła, żeby ten budżet dla klubów był wyższy. Powinna wywalczyć większe środki, przecież jest z opcji, która ma większość i albo będzie umiała dogadać się z koleżankami i kolegami, żeby ją w tym wspomogli, albo nie. Bo z tego, co ona teraz robi, za dwa lata ją rozliczą mieszkańcy tego miasta.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki