Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wniosek o dymisję wiceprezydenta ratuje mu stołek

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda
Ze składaniem wniosku o odwołanie wiceprezydenta czy innego urzędnika jest jak z aresztowaniem.

Każdy dzień jest na to dobry, ale najlepszy ten w czasie kampanii wyborczej. SLD już odwoływał Jerzego Kropiwnickiego, co de facto wybiło na partyjny szczyt Dariusza Jońskiego, ale było tylko preludium do samorządowej kampanii wyborczej. Umiarkowanie skutecznej, w końcu Joński wszedł tylko do drugiej tury.

Teraz chce odwołania wiceprezydenta Arkadiusza Banaszka. To ten, przez którego łodzianie ciemność widzą. Nadal, bo pilnowanie, kiedy wiceprezydent zapala w Łodzi latarnie, staje się moją pasją. W niedzielę jasność zesłał o 20.03, w poniedziałek o 19.57. Zatem postęp jest, ale - o ironio - w momencie, kiedy Sojusz zechciał na tacy jego głowy. Ale światło lub raczej jego brak to tylko część tych puzzli. Naraził się też wiceprezydent Sojuszowi, strasząc tych łodzian, co czynszu nie płacą, wizją życia w kontenerach, po cichu tnie też kursy floty Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji. A tego prezydent Łodzi Hanna Zdanowska przecież przed wyborami nie obiecywała.

To fakt. Tak jak to - powtórzę raz jeszcze - że zażądać głowy kontrowersyjnego urzędnika najlepiej w trakcie kampanii.

Banaszek, jakie pomysły ma, takie ma. Jeśli są głupie lub niedorzeczne, to kłopot radnych, by wybić mu je z głowy w miarę szybko i bezboleśnie, albo skłonić do tego prezydent Hannę Zdanowską. Ktoś powie, że właśnie to robią, bo konferencję prasową na temat odwołania Banaszka przecież właśnie radni zwołują, jeden z nich - Dariusz Joński - to radny aż sejmiku. Tylko że akurat niemal każdy z tych radnych przypadkowo jest też kandydatem do Sejmu.
I dlatego nie wierzę, że ta chęć skrócenia przez SLD łódzkiej władzy o Banaszka jest także troską o łodzian. To jest czysty populizm. Bo z wnioskiem o odwołanie wiceprezydenta Łodzi jest tak, jak z kolejnymi wnioskami o wotum nieufności wobec ministra Cezarego Grabarczyka. Wszyscy je składają, choć wiedzą, że z sejmowej mównicy tylko sobie pogęgają. Żaden premier nie pozwoli odwołać swego ministra, jeśli tego chce opozycja, choćby ten minister był analfabetą. Tak samo nie pozwoli sobie na to żaden prezydent miasta, a już szczególnie ten, który trzyma większość.

Joński i jego ekipa też wiedzą, że Zdanowska odwoła swego zastępcę tylko wtedy, kiedy ona zechce. Że nie ugnie się, właśnie dlatego, że chce tego SLD. Że jeśli nawet Zdanowskiej przez głowę przemknęła myśl, żeby się zastępcy pozbyć, to ów wniosek SLD właśnie uratował mu stołek.

Ale nie jest winą Sojuszu, że ma radnych populistów. Ich mogę nawet zrozumieć, chcą się przecież skutecznie zareklamować przed wyborami. Nie mogę za to ni w ząb zrozumieć prezydent Hanny Zdanowskiej. Powinna wiedzieć, że w czasie kampanii lepiej się opozycji ze "świetnymi" pomysłami na oszczędności nie podkładać. Chyba, że o nich nie wiedziała, a to jeszcze gorzej. Bo to znak, że wiceprezydent jest poza jej kontrolą.

Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki