Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienia dawnych mieszkańców Księżego Młyna w Łodzi

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Dawny Księży Młyn pozostał we wspomnieniach. Tak wygląda dziś..
Dawny Księży Młyn pozostał we wspomnieniach. Tak wygląda dziś.. Anna Gronczewska
Księży Młyn, robotnicze osiedle Łodzi, nie wygląda już tak jak choćby kilka lat temu. Wiele domów wyremontowano, zamieszkali w nich nowi lokatorzy. Jak kiedyś mieszkało się na Księżym Młynie?

Zbudował Scheibler

Księży Młyn to jedno z najpiękniejszych miejsc w Łodzi. Czasem odwiedzają je turyści i zachwycają się architekturą, tym że jest tu zielono, a ulice nadal wykładane kocimi łbami. Przewodnicy przypominają im o historii tego osiedla, mówią o jego założycielu Karolu Scheiblerze. To tu rozwijał swoje imperium. Między 1854 a 1854 rokiem stawia swój pierwszy zakład, tzw. centralę. Rok później Scheibler wznosi pałac. Dziś znajduje się w nim Muzeum Kinematografii. Pałac stał kiedyś przy ruchliwej ulicy. By stukot drewnianych kół wozów nie zakłócał spokoju mieszkańców pałacu, to wykładano ją słomą...

W 1870 roku Karol Scheibler wykupił nadpaloną fabrykę nad Jasieniem, czyli wtedy przy ul. św. Emilii, dziś Tymienieckiego. W ciągu trzech lat zbudował w tym miejscu największą fabrykę włókienniczą w Europie. Jej serce znajdowało się w okolicach dzisiejszych ul. Kilińskiego, Tymienieckiego, Milionowej. Koło niej buduje osiedle dla robotników, tzw. Księży Młyn...

Pokój na poddaszu

Pani Janina już nie miesza na Księżym Młynie. Przeprowadziła się niedaleko, na ul. Przędzalnianą.
Tu miała pokój z maleńką kuchnią na poddaszu. Wprowadziła się tam w 1981 roku, do rodziców męża.

- Nie dawali nam remontować tego mieszkania, bo było na poddaszu – opowiada pani Janina. - Ale teść założył ubikację. Łazienki już nie pozwolili.

Cieszy się, że teraz ma wodę, ubikację, łazienkę, dalej jednak pali w piecu. Ale bardzo brakuje jej Księżego Młyna, atmosfery tego osiedla, sąsiadów.

Jestem wdową, to mieszkanie na ul. Przędzalnianej mi wystarczy, ale na stare śmieci przychodzę niemal codziennie – dodaje pani Janina. - Choć tych starych sąsiadek jest coraz mniej…

Autokary jeździły po robotników

Nie raz spotka Irenę. Ona też się już wyprowadziła, trochę dalej bo na ul. Wólczańską, ale czasem odwiedza stare kąty.

Miałam tu mieszkanie, ale w zakładach Obrońców Pokoju, które kiedyś należały do Scheiblera nigdy nie pracowałam. - opowiada łodzianka. - Mimo, że miałam tak blisko. Codziennie za to przyjeżdżały autokary i przywoziły robotników z podłódzkich wsi.

Pani Irena wspomina jak tu żyło się przed laty. Wszyscy byli jak jedna rodzina, chodzili do siebie na imieniny, razem spędzali sylwestra. Wiosną, latem, gdy było trochę wolnego to siadało się na podwórku, ktoś wyciągał harmonię.

- Tam gdzie teraz są te trawniki to były klomby z różami, kwiatami - pani Irena wskazuje na pas zieleni biegnący przez środek ulicy. - W sobotę, albo gdy kto miał czas to sam z siebie szedł i wyrywał chwasty, dbał o kwiaty. Każdemu zależało, by wszystko wokół ładnie wyglądało. Dzieci się wyprowadziły. Wprowadziło się tu wielu nowych lokatorów, a ich mało co obchodzi co dzieje się koło nich. Z tych starych mieszkańców to może zostało z dziesięć procent?

Mieszkali tu od pokoleń

Pani Irena na Księżym Młynie mieszkała ponad pięćdziesiąt lat. Pamięta dobrze swoje mieszkanie. Było na parterze, prowadziły do niego wysokie, drewniane schody.

- Kiedyś dostawaliśmy farbę i sami malowaliśmy ściany, te schody – wspomina pani Irena. - W korytarzu były dwa wejścia. A w każdym drzwi do kolejnych kilku mieszkań.

Ona miała a dwa pokoje z kuchnią bez okna. W sumie ponad czterdzieści metrów kwadratowych. Razem z mężem zrobili łazienkę. Tylko nie dało się przeprowadzić centralnego ogrzewania.

- Ogrzewaliśmy piecykiem gazowym – wyjaśnia pani Irena.

Pani Irena opowiada, że to mieszkanie należało do jej teściów, łodzian od pokoleń. Jeszcze przed wojną pracowali w fabryce Grohmana i Scheiblera. Ale mieszkali wtedy na ul. Przybyszewskiego. Na Księży Młyn przeprowadzili się w czasie wojny.

Mój mąż Zygmunt miał wtedy dwa lat – wyjaśnia pani Irena/.

Kiedy dorósł, też poszedł pracować do fabryki Grohmana i Scheiblera, która wtedy nazywała się już zakładami im. Obrońców Pokoju, a potem „Unionteksem”. Pracował najpierw magazynie, a gdy wybudowano szwalnię został mechanikiem maszyn szwalniczych. Przez ten czas cały czas mieszkał na Księżym Młynie. Tu sprowadziła się jego żona Irena, tu urodził się syn i córka.

- Ja urodziłam się na Widzewie – opowiada pani Irena . - W drewnianym domu, który stał przy ul. Armii Czerwonej 101, dziś to ul. Piłsudskiego. Urodziłam się w 1942 roku, pięć miesięcy po tym mama zachorowała na płuca i umarła. Tata zmarł w 1947 roku. Przed wojna oboje pracowali w Wifamie. Mnie wychowywała ciocia, siostra mamy. Miałam dziewięć lat, gdy z ul. Armii Czerwonej przeprowadziliśmy się na na ul. Mielczarskiego, potem na Bałuty.. Stamtąd przeniosłam się na Księży Młyn.

Pracowała w szwalni w zakładach „Marko” przy ul. Wólczańskiej.

- Szyliśmy kalesony, podkoszulki, większość szła do Rosji – dodaje kobieta

Taniec na podwórku

Pani Irena szybko zaaklimatyzowała się na tym osiedlu. Mówi, że dlatego, bo mieszkali tu mili ludzie, bardzo usłużni, przyjacielscy ludzie.

- Bez obaw mogłam zostawić na podwórku wózek z dzieckiem, byłam pewna, że nic się nie stanie – wspomina. - Sąsiedzi przychodzili do siebie, częstowali obiadami, ciastami. W ciepłe dni, po pracy siadaliśmy przy stoliku na podwórku, na ławkach. Pośmialiśmy się, naopowiadaliśmy. Nie raz nawet się zatańczyło...A 1 Maja to zawsze na nasze podwórka przychodziła orkiestra...

Janina opowiada, że mieszkańcy Księżego Młyna mieli swoje ogródki. Na jej podwórku rosną jeszcze dwie choinki, które z mężem zasadzili pięćdziesiąt lat temu. Przywieźli je z Grotnik, gdzie dzieci z babcią były na letnisku.

- Mąż nie chciał się stąd wyprowadzać, za bardzo był zżyty z tym miejscem – mówi kobieta. - I nie doczekał tej wyprowadzki. Umarł na udar. W tym samym roku, tylko pięć miesięcy wcześniej straciłam syna. Zmarł na zawał, choć miał tylko 49 lat..

Niemal cale swoje życie na Księżym Młynie spędziła też pani Jadwiga. Tu mieszkała jej babcia, potem rodzice. Przypomina, że na Księżym Młynie mieszkań nie dostawali zwykli robotnicy. Ale księgowi, majstrowie. Osiedle było ogrodzone. Pamięta, że jeszcze po wojnie budka, w której urzędował dozorca stała od strony ul. Tymienieckiego. Po godzinie 22.00 na teren Księżego Młyna już nikogo nie wpuszczano.

– Dozorcą był starszy pan – wspomina pani Jadwiga – Ogrzewał tę swoją budkę „kanonką’. Chodziłyśmy do niego z koleżankami. Opowiadał nam o dawnych czasach.

Miasto w mieście

Do dziś na ul. Księży Młyn znajduje się budynek szkoły założonej przez Karola Scheiblera. Mieści się w nim Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 11. Pani Jadwiga mówi, że do tej szkoły chodziła jej mama i ciocia.

Mama skończyłam tu tylko cztery klasy, a jej siostra gimnazjum – dodaje i przyznaje, że kiedyś zupełnie inaczej tu się żyło.
– Latem w niedziele z rodzicami chodziliśmy nad staw przy ul. Przędzalnianej – opowiada pani Jadwiga – Ile ja się w tym stawie pokąpałam!

Słyszała, że przed wojną Księży Młyn, to było miasto w mieście. Były sklepy, tzw. konsumy, gdzie kupowało się towary na bony otrzymane od Scheiblera. Była szkoła, szpitale, a nawet straż ogniowa. Pierwsza fabryczna lecznica powstała na dzisiejszej ul. Milionowej. Dziś mieści się tam szpital im. Karola Jonshera.

Na Księżym Młynie całe swoje życie spędził Krzysztof. Jego rodzice pracowali w zakładach im. Obrońców Pokoju, a na to osiedle sprowadzili się zaraz po wojnie. Mieli pokój z kuchnią, ale byli szczęśliwi.

- Mama najpierw wynajmowała pokój u takiej pani, a gdy ta umarła przejęła po niej mieszkanie – dodaje.

Pan Krzysztof pokazuje rząd komórek. Opowiada, że kiedyś były w nich ubikacje. Kiedy każdy zrobił sobie łazienkę w domu zamieniono je na komórki.

- I była tam pralnia, z wielkim kotłem – wspomina Krzysztof. - Wszyscy lokatorzy domu mogli robić tam pranie. A potem rodzice podgrzewali wodę i my tam kąpaliśmy się w wannach. Tam za płotem był ogródek jordanowski, gdzie dzieci spędzały wiele czasu. Organizowano dla nas różne zabawy.

Pan Krzysztof opowiada, że w czynie społecznym układali chodniki. Przy okazji postanowili sprawdzić jakie fundamenty mają te domy.

- Dokopaliśmy się do dwóch metrów i nie było widać końca – dodaje.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki