- Przez tę sprawę mam nerwicę i depresję. Bardzo to przeżywam i podupadłam na zdrowiu. Dlatego chcę ją szybko skończyć. Sąd zaproponował, abym oddała bankowi 40 tys. zł z depozytu sądowego, a w zamian bank nie będzie się już domagał 128 tys. zł - mówi Urszula Przygodzka.
Oznacza to, że jeśli podczas negocjacji, które zaczną się w środę, bankowcy zgodzą się na takie rozwiązanie, to także pani Urszula nie będzie robić przeszkód w sprawie ugody.
Sprawa z nieszczęsnym kredytem zaczęła się w 1997 roku, gdy łodzianka z mężem wzięła 38 tys. zł kredytu na zakup mieszkania.
- Płaciliśmy miesięczne raty w wysokości około 350 zł. Niepokoiło nas jednak to, że kwota kredytu cały czas rosła - opowiada Urszula Przygodzka. - W 2008 roku rozwiodłam się. Mąż przestał spłacać raty. W tej sytuacji ja też przestałam, gdyż spłata była ponad moje siły. Gdy próby ugody z bankiem zakończyły się fiaskiem, skierowałam sprawę do sądu, domagając się umorzenia spłaty kredytu.
Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego, w którym pani Urszula przegrała.
- Jestem zaskoczona i rozczarowana wyrokiem. Jak mam nie być, skoro wzięłam 38 tys. zł kredytu, spłaciłam ponad 100 tys. zł, a bankowi wciąż mało i mało. To lichwa i rozbój w biały dzień. Nie odpuszczę i złożę apelację - mówiła wtedy kobieta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?