Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagłębie Lubin - PGE GKS Bełchatów 1:0 [ZDJĘCIA]

Paweł Hochstim
Piotr Krzyżanowski/polskapresse
Zaledwie do dwunastej kolejki musieli czekać na dziesiątą porażkę w tym sezonie piłkarze PGE GKS Bełchatów. A ponieważ na wyjazdach w tym sezonie bełchatowianie przegrywają zawsze, to można powiedzieć, że "tradycji stało się zadość".

A miało być inaczej, bo przecież zespół od trzech dni prowadzi nowy trener Michał Probierz. Wprawdzie lata, gdy nowy trener niemal zawsze wygrywał mecz - zapewne dzięki tzw. doskonałej motywacji - już minęły, ale i tak z debiutem Probierza wiązano wielkie nadzieje.

- Szkoda, że państwo tego nie widzą - powtarzali przez lata radiowi komentatorzy, gdy jeszcze kibice sportu słuchali, a nie oglądali. Po piątkowym meczu można powiedzieć, że to dobrze, że państwo tego nie widzieli. A nie widzieli przez mgłę, która bardzo komplikowała oglądanie spotkania z trybun stadionu w Lubinie i praktycznie uniemożliwiała oglądanie w telewizji. Patrzeć jednak nie było na co, bo mecz przez zdecydowanie większą część był przeraźliwie nudny.

Widać było, że Probierz przede wszystkim chciał, by jego piłkarze nie przegrali, bo gra PGE GKS to była jedna, wielka obrona. Bełchatowianie nawet nie próbowali konstruować akcji ofensywnych, a te nieliczne, które mieli, zawdzięczali wyłącznie okazjom do kontrataku.

W pierwszej połowie nie działo się zupełnie nic. Na początku obie drużyny oddały po jednym strzale - Jiri Bilek z Zagłębia uderzył niecelnie, a Marko Simić z PGE GKS prosto w bramkarza - po czym schowali się w mgle. Zarówno w Lubinie, jak i w Bełchatowie większość piłkarzy ma w kontraktach tzw. wyjściówki, czyli wypłaty za udział w pojedynczych meczach. Wczoraj z połowy wyjściówek chyba zrezygnowali...

Po przerwie było już ciekawiej, ale tylko dzięki determinacji Zagłębia, które za wszelką cenę chciało wygrać i uciec na siedem punktów bełchatowianom. Długo nic im z tego jednak nie wychodziło, bo dobrze bronił Adam Stachowiak, który, zanim trafił do Bełchatowa, był kandydatem do gry w Zagłębiu. Do tego lubinianie nie mieli szczęścia, bo Arkadiusz Woźniak i Bułgar Aleksandyr Tunczew obili poprzeczkę bramki.

PGE GKS stuprocentowej okazji bramkowej nie miał, ale miał dwie nieźle. Obie zepsuł Paweł Buzała, który w drugiej połowie zmienił Simicia. Raz jednak zdecydowanie za wcześnie, a przede wszystkim za lekko uderzył po kontrze, a przy drugiej okazji kopnął bardzo niecelnie. Szkoda, bo wprowadzenie szybkiego Buzały w drugiej połowie mogło dawać nadzieję. Niestety, chyba Simić był groźniejszy.

I gdy wydawało się, że mecz zakończy się szczęśliwym dla bełchatowian bezbramkowym remisem, tzw. pech pokazał, że nie dał wygonić się Probierzowi. W 89. minucie Szymon Pawłowski sprytnie zagrał w pole karne do Łukasza Hanzela, ten bardzo łatwo ograł Macieja Wilusza i z ostrego kąta pokonał Stachowiaka.

Od tego momentu piłkarze grali jeszcze przez pięć minut, ale nic ciekawego - tak jak przez większą część meczu - się nie wydarzyło. Probierz mógł tylko uśmiechnąć się pod nosem, ale nie był to uśmiech radości, a taki spotykany właściwie u wszystkich, którym kierowca autobusu zamknie drzwi przed nosem i odjedzie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki