Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

10 najlepszych piosenek na sylwestra (WIDEO)

Paweł Franczak
Numery Beach Boys brzmią świetnie nawet po 44 latach od napisania
Numery Beach Boys brzmią świetnie nawet po 44 latach od napisania Materiały prasowe
Są takie piosenki, które położą nawet najlepszą imprezę. Są i takie, które rozruszają nawet największych sztywniaków. Paweł Franczak podpowiada przed sylwestrem, jak wybrać te drugie. A w minionym roku było z czego wybierać.

10.
Rihanna "You Da One". Album: "Talk That Talk"

W porównaniu z poprzednim albumem Rihanny "Loud", "Talk That Talk" z tego roku ma wszystkiego mniej: mniej złośliwie wgryzających się w mózg melodii, mniej sprzedanych egzemplarzy (choć to wciąż imponujące 472 tysiące w samych Stanach Zjednoczonych), mniej potencjalnych hitów. Jest jednak jeden powód, by nabyć płytę przed sylwestrową imprezą: otwierający "You Da One". Jeśli w zeszłym roku nie mogłeś wyrzucić z głowy refrenu "ram pa pa pam" z "Man Down", w tym będziesz śpiewać z Rihanną uroczo zacinającą się samogłoskę "a" w słowie "ti-ii-ii-ii-iime".

9.
Lady Gaga "Born This Way". Album: "Born This Way"

Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy przypadkiem cały ten YouTube nie został skonstruowany tylko i wyłącznie dla Lady Gagi. Słuchanie i tańczenie do "Born This Way" może i sprawia wiele frajdy, ale bez niesamowitego, futurystyczno-mitologicznego teledysku Nicka Knighta towarzyszącego utworowi, tracimy wiele frajdy. Stąd nauka, że na każdą sylwestrową imprezę warto zabierać trzy rzeczy: alka seltzer, buty na zmianę i laptop z dostępem do bezprzewodowego internetu. A wracając do tej frajdy - uprzedzam, że jest mniejsza, gdy przypomnimy sobie podejrzane podobieństwo numeru Gagi do starego hitu "Express Yourself" Madonny. No, chyba że jesteśmy na tyle młodzi, by nie mieć pojęcia, kto to jest ta Madonna.

8.
Peaking Lights "All The Sun That Shines". Album: "936"

Nie wymagam od nikogo, by znał najnowsze muzyczne terminy "dream-dub", czy "dub-pop", którymi opisuje się muzykę amerykańskiego duetu Peaking Nights, tak jak nie mogę oczekiwać, że ktokolwiek zna sam duet. Ich płytę "936" wydała świetna, ale nie potężna wytwórnia Not Not Fun, piosenki z wydawnictwa na pewno nie pojawiły się (i nie pojawią) w radiu Zet czy Esce. Wybór "All That Sun That Shines" na imprezie będzie więc decyzją odważną, może się jednak opłacić. Cały album pełen jest słonecznych, roztańczonych, rozmarzonych numerów, z których "All That Sun…" należy do najbardziej radosnych. Proszę jedynie pamiętać, że większość dubowych nagrań ma solidny, zawiesisty bas. Sugeruję zmniejszenie niskich tonów w odtwarzaczach lub uprzedzenie sąsiadów, że przez następne kilka minut ich żyrandole mogą wibrować w rytm muzyki.

7.
Tom Waits "Bad As Me". Album "Bad As Me"

Znacie tę chwilę, gdzieś po 5-6 godzinach balowania, gdy mimo głośnej muzyki i spożytych napojów wyskokowych nastrój na imprezie "siada", rozmowy są coraz krótsze, niektórzy zaczynają ziewać, inni przebąkiwać, że "późno już, chyba trzeba się zbierać do domu…"? Jeśli tak, mam proste rozwiązanie. Krok pierwszy: prosimy gości, by zostali jeszcze przez dokładnie trzy minuty jedenaście sekund. Krok drugi: robimy miejsce na parkiecie. Krok trzeci: włączamy "Bad As Me". Krok czwarty: dajemy dobry przykład i ruszamy w tany. Krok piąty: kontynuujemy imprezę do białego rana, z rozruszanymi już i podekscytowanymi gośćmi. O kroku szóstym, czyli sprzątaniu po wizycie nie wspomnę, choć i tu Waits może się przydać.

6.
Duck Sauce "Big Bad Wolf"

Żaden porządny sylwester nie obejdzie się bez Duck Sauce i ich zeszłorocznego hitu (uu uu uuu uu uu) "Barbra Streisand!". W tym roku duet Armand van Helden/A-Trak atakuje ponownie i ponownie jest do czego wyć. Utwór "Big Bad Wolf" został opatrzony prawdopodobnie najbardziej sprośnym teledyskiem w historii i najbardziej nośnym refrenem mijającego roku. Tekst jest wyjątkowo łatwy do zapamiętania: składa się z jednej, za to po wilczemu powtarzanej literki "u". Kto wie, czy następnego dnia nie przyda się to jeszcze bardziej, jako akompaniament do cierpień tych, którzy w sylwestra przesadzili z ilością wypitych trunków.

UWAGA! TELEDYSK TYLKO DLA DOROSŁYCH:

5.
Beyonce "Countdown". Album: "4"

Spośród wszystkich gwiazdek i gwiazdeczek popu Beyonce wyróżnia się dwiema rzeczami: olśniewającą urodą i wspaniałym głosem. Jej "Countdown" jest najlepiej zaśpiewanym dyskotekowym przebojem 2011 i z niezwykle pomysłową strukturą. Są tu i nowoczesne wątki hiphopowe, i odrobina r’n’b, i popowe melodie, i kilka mostków, z których najfajniejszy jest ten z tytułowym odliczaniem.

4.
The Field "Is This Power". Album: "Looping State of Mind’’

Przyznam, że nie mam pojęcia, czy "Arpeggiated Love" sprawdza się dobrze na prywatkach. Wiem za to, że dzięki obsesyjnie powtarzanemu motywowi z syntezatora i partii perkusji liczonej "na dwa" jest idealny do uprawiania joggingu i pieszych wycieczek. Słuchając na słuchawkach najnowszego nagrania szwedzkiego dj-a Axela Wilnera sukcesywnie i nieświadomie przyspieszałem tempo marszu. W końcu przestałem zabierać płytę na spacery - kończyłem je zawsze zdziwiony mocno podwyższonym pulsem serca. Co może być niezdrowe przy zwykłej przechadzce, ma szansę być zaletą na parkiecie, prawda?

3.
Wildcookie "Song With No Ending". Album: "Cookie Dough"

Nie pytam dlaczego dj Freddie Cruger i wokalista Anthony Mills, facet o niezwykle plastycznym, wszechstronnym głosie z zaskakująco szeroką skalą, są znani tylko nielicznym. Na to prostej odpowiedzi nie ma. Nie pytam też, jak to możliwe, że otwierający "Song With No Ending" jest najbardziej zaraźliwym numerem 2011 r. mijającego roku. Bo i co mi po tej wiedzy. Wystarczy, że tytuł mówi prawdę: odtwarzanie tej piosenki na jednym razie się nie skończy.

2.
Adele "Rolling In The Deep". Album: "21"

188 164 923. Nie, to nie numer telefonu sławnej angielskiej piosenkarki. To liczba osób, które do 29 grudnia 2011 (stan na godzinę 14.28) obejrzały teledysk do "Rolling..." na YouTube. Ponad 188 milionów ludzi nie może się mylić.

1.
The Beach Boys "Good Vibrations". Album: "The Smile Sessions"

Nie trzeba specjalnej okazji, by słuchać Beach Boysów, ale skoro można połączyć dwie, czyli wydanie ich płyty "Smile" po 44 latach oczekiwania (!!!) i zakończenie roku, nie można sobie tej przyjemności odmówić. Zwłaszcza że każdy kiedyś na pewno plażowy hit już słyszał. Poza tym, jest jeszcze jeden powód, by włączyć piosenkę autorstwa Briana Wilsona akurat tej nocy: w 2012 roku nastąpi najbardziej sensacyjny powrót muzyczny tej dekady. Tak, tak, Beach Boys wracają na scenę i planują wydanie nowego albumu. Może należałoby wznieść za to sylwestrowy toast?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki