Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amputacje kończyn. Lekarze ze szpitala MSW zorganizowali akcję "Stop amputacjom"

Joanna Barczykowska
Krzysztof Szymczak
W Polsce co godzinę ktoś traci nogę. Rocznie wykonywanych jest ponad 9 tys. amputacji. W woj. łódzkim ta liczba dochodzi do 800 i nie maleje od kilku lat.

- To zdecydowanie za dużo. Trzeba to zmienić - podkreśla dr Marek Kaszyński, konsultant wojewódzki ds. chirurgii naczyniowej w Łodzi i ordynator oddziału chirurgii naczyniowej w szpitalu MSW.

W sobotę w MSW lekarze operowali kolejnego pacjenta. Musieli amputować mu jedną nogę. Ma 68 lat. Powód amputacji: trwałe niedokrwienie spowodowane zmianami miażdżycowymi, które rozwijały się od kilku lat.

Miażdżyca kończyn dolnych to najczęstsza i najpoważniejsza choroba naczyniowa. To ona nieleczona i późno zdiagnozowana jest przyczyną utraty nóg przez setki mieszkańców woj. łódzkiego. Statystycznie jesteśmy w ogonie Europy. W innych krajach znacznie rzadziej dochodzi do ostateczności...

Według chirurgów naczyniowych z Łodzi, aż 40 proc. amputacji kończyn można by uniknąć. - Przyczyny tego stanu rzeczy są dwie. Po pierwsze, pacjenci często zbyt późno trafiają do lekarzy, kiedy choroba spowodowała u nich już nieodwracalne skutki. Po drugie, na oddziałach chirurgicznych nie zawsze podejmuje się wszelkie dostępne chirurgiczne metody udrażniania tętnic i zbyt pochopnie podejmuje decyzję o amputacji. Na Zachodzie stawia się przede wszystkim na leczenie farmakologiczne, a potem chirurgiczne. W Polsce wszystkie te metody są dostępne, dlatego trzeba z nich korzystać - mówi dr Marek Kaszyński. - Od kilku miesięcy wszczepiamy pacjentom samowchłanialne stenty, co jest nowością. Tego typu zabiegami chirurgicznymi udaje się uratować nogi wielu osobom.

Są jednak tacy, u których amputacja jest konieczna. - Krew oprócz tlenu dostarcza do naszego organizmu składniki pokarmowe. Gdy żyły i tętnice są niedrożne, następuje niedokrwienie kończyny. W przypadku nieodwracalnego niedokrwienia trzeba kończynę amputować, ponieważ inaczej mogłoby dojść do zakażenia organizmu i śmierci pacjenta - tłumaczy Jan Bartosiński, chirurg naczyniowy z MSW.

W sobotę na oddziale chirurgii naczyniowej w szpitalu MSW zorganizowano dzień otwarty. Przebadano ponad 30 pacjentów. Biała sobota miała być odpowiedzią na problem ograniczonej dostępności pacjentów do poradni chirurgii naczyniowej. Na wizytę w poradni w szpitalu MSW czeka się około sześciu miesięcy. W pozostałych łódzkich sześciu poradniach terminy oczekiwania też są kilkumiesięczne. W regionie, poza Łodzią, są tylko cztery poradnie chirurgii naczyniowej.

- Niestety, jak pacjent już do nas trafi, to jest w tragicznym stanie, a można by tego uniknąć, gdyby wiele lat wcześniej zaczął być leczony. Tu musimy uczulać i apelować do lekarzy rodzinnych, by pierwszą diagnostykę i leczenie przeprowadzali w swoich gabinetach. 80 proc. pacjentów z miażdżycą kończyn dolnych można z powodzeniem leczyć farmakologicznie. Tylko 20 proc. wymaga interwencji chirurgicznej - podkreśla dr Kaszyński.

Problemem jest też niska świadomość pacjenta. - Trudno nam się przebić. W Polsce dużo mówi się o zachorowalności na nowotwory i zawały serca. O chorobach naczyniowych mówi się mało, dlatego pacjenci do tej profilaktyki nie przykładają dużej wagi, a powinni - zauważa dr Kaszyński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki