Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arka Gdynia - GKS Bełchatów 1:0. Klasowy zespół tak grać nie może

Paweł Hochstim
Cały mecz prowadzimy grę, a przegrywamy. My nie zasłużyliśmy na to, żeby stąd nie wyjeżdżać bez punktu - denerwował się w Gdyni trener PGE GKS Bełchatów Maciej Bartoszek. Jego piłkarze potrafią znacznie więcej od Arki, ale w sobotę nie potrafili tego udowodnić.

Właściwie przez cały mecz bełchatowianie przeważali, ale - co dziwi - zupełnie nie przekładało się to na tworzenie sytuacji bramkowych. Dziesiątki strat przed polem karnym i dośrodkowań w ręce bramkarza przynieść powodzenia drużynie z Bełchatowa nie mogło. Bełchatowianie, którzy jeszcze niedawno myśleli o pozycji wiceli-dera muszą uważać, by nie stoczyć się do grupy ligowych przeciętniaków w środku tabeli. Nie ma wątpliwości, że PGE GKS ma piłkarzy, którzy mogą walczyć o człowe miejsca. Ale muszą być w formie i walczyć.

Już na początku spotkania piłkarze Bartoszka pokazali, że akcje oskrzydlające będą ich wizytówką w tym meczu. Szybkie kilka podań sprawiło, że w pole karne z prawej strony wbiegł Maciej Małkowski i mógł wystawić piłkę kilku swoim kolegom. Wybrał Grzegorza Kuświka, ale podał mu... za plecy.

Gdynianie nie udawali, że chcą prowadzić wyrównaną walkę. Złożona głównie z przeciętnych obcokrajowców drużyna prezentuje już kolejny sezon antyfutbol. Ale słabość polskiej piłki niestety sprawia, że gdynianie utrzymują się w elicie, choć grają brzydko, niewidowiskowo, a umiejętności mają mniej, niż piłkarze niektórych klubów zaplecza ekstraklasy.

Akcje Arki można policzyć na palcach jednej ręki, a właściwie nie były to akcje, a kontrataki.

- To był sposób Arki na nas. Nie powinniśmy na to pozwolić - żałował Bartoszek.Gdyby jego podopieczni zachowywali w ważnych momentach trzeźwość umysłu, to najmłodszy trener w ekstraklasie miałby powody do zadowolenia. W 22 minucie Brazylijczyk Marcus da Silva mógł wypuścić Kuświka sam na sam z bramkarzem, ale zbyt długo zwlekał,. Brak podjęcia odpowiedniej decyzji - to był problem bełchatowian w sobotnie popołudnie.

Arkowcy, jeśli chcieli zdobyć gola, mogli liczyć tylko na błąd bełchatowskiej defensywy albo stały fragment gry. I właśnie w 25 minucie po błędzie defensywy największy pechowiec sobotniego spotkania Denis Glavina mógł zdobyć prowadzenie, ale nie trafił do bramki. A Glavina swojego pecha najbardziej odczuł w 32 minucie, gdy zderzył się z da Silvą i czeka go operacja w szpitalu gdańskiej Akademii Medycznej. Piłkarz ma złamane kości twarzy z przemieszczeniem.

- Ani ja nie widziałem jego, ani on zapewne mnie - mówił po meczu wstrząśnięty Brazylij-czyk z Bełchatowa. - Widziałem, że kontuzja jest bardzo poważna, ale absolutnie nie chciałem zrobić mu krzywdy.

Sędzia Tomasz Musiał, który dobrze prowadził mecz w Gdyni i miał właściwie tylko jedną pomyłkę, nie podyktował po tej sytuacji nawet wolnego. Słusznie uznał, że piłkarze przypadkowo się zderzyli i nie było w tym niczyjej winy.

Chorwat nie widział gola swojej drużyny i dopiero długo po meczu dowiedział się, że Arka pokonała bełchatowian. Pierwsze ostrzeżenie gracze Bartoszka dostali w 39 minucie, ale Mate Lacić wybił piłkę spod nóg Mirko Ivanovskiego za linię końcową. I z tego kornera gdynianie zdobyli gola. Łukasz Sapela przysnął na linii bramkowej, zamiast wyjść i wypiąstkować piłkę. Stojący dwa metry od bramki Iva-novski wbił piłkę do siatki.

- Ostrzegałem zawodników przed meczem, że oprócz walki o zdobycie gola musimy bardzo uważać, by bramki nie stracić, bo będzie trudno odrobić. Niestety, były to słowa prorocze - mówił Bartoszek.

W poczynaniach bełchatowian widać było ambicję i determinację, ale nic z tego nie wynikło. Najbliżej wyrównania gracze PGE GKS byli nie po swoich udanych akcjach, a po przedziwnych zamieszaniach, do jakich dochodziło od czasu do czasu pod bramką Norberta Witkowskiego. Raz jednak piłka po strzale da Silvy przeszła obok bramki, a kilka chwil później zamieszanie na polu karnym gospodarzy fatalnym i niecelnym strzałem zakończył Grzegorz Baran.

Piłkarze GKS nie mieli w sobotni wieczór pomysłu na złamanie defensywy Arki. Próbowali strzałów z dystansu, ale nie umieli trafić w bramkę. Próbowali więc stałych fragmentów gry, ale dośrodkowania były niecelne. A gdy już Dawidowi Nowakowi udało się w 53 minucie dobrze uderzyć głową, to świetnie obronił Witkowski.

Bartoszek kazał piłkarzom już zapomnieć o defensywie i wpuszczał na boisko kolejnych ofensywnych graczy - najpierw Marcina Żewłakowa, a później Kamila Poźniaka i Jeremiaha White'a. Nic to jednak nie dało, a wprowadzeni na plac gracze nie mieli nawet sytuacji do wyrównania.

I tylko raz mocniej zabiły serca bełchatowian, gdy w 81 minucie przed polem karnym sfaulowany został Nowak. Ale akurat w tym momencie sędzia się zagapił. To był ten jego jeden, jedyny błąd...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki