Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barbara Ptak: Łódź na zawsze powinna szczycić się swoimi filmami

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
O kostiumach do premiery „Nocy w Wenecji” w Teatrze Wielkim w Łodzi, pracy przy wielu filmach i w teatrze oraz legendzie łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych z Barbarą Ptak, kostiumologiem i scenografem teatralnym i filmowym, rozmawia Dariusz Pawłowski.

Do „Nocy w Wenecji” Johanna Straussa (syna), której premiera odbyła się w piątek na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi, przygotowała Pani około setki kostiumów. To ogrom pracy! Czy uprzyjemnieniem dla projektanta jest to, że akcja tej operetki rozgrywa się w Wenecji, podczas karnawału?
Szczerze mówiąc nie ma to dla mnie większego znaczenia, że to karnawał i Wenecja. Do każdej pracy przystępuję z podobnym zapałem i nastawieniem. Oczywiście, przy takiej okazji można zaproponować kostiumy szczególnie efektowne, ale miałam już niejedną możliwość takie projektować. Zrobiłam przecież kostiumy i scenografie do prawie dwustu przedstawień i ponad osiemdziesięciu filmów, w tym czterech nominowanych do Oscara. Trudno mnie więc czymś zaskoczyć.

Charakterystyczne dla Pani prac jest połączenie prawdy historycznej z podkreśleniem charakteru postaci. Co jest decydujące?
To drugie jest zawsze na pierwszym miejscu. Projektuję do postaci, zawsze się jej najpierw dokładnie przyglądam. Andrzej Wajda zawsze podkreślał, że mu nakreśliłam postacie w „Ziemi obiecanej”. No pewnie, że nakreśliłam! Bo inaczej sobie tego nie wyobrażam. Wgłębiam się w literaturę, także tę dotyczącą epoki, w której ma się rozgrywać dany film, ale potem odstawiam to i zapoznaję się z bohaterami, zastanawiam się, jak by się ubierali, zachowywali. W „Ziemi obiecanej” udało się to wyjątkowo silnie i aktorzy także dzięki kostiumom bardzo szybko weszli w swoje role. Zwłaszcza Wojciech Pszoniak cieszył się, że namówiłam go na te wszystkie wstążki i kokardki. Zapewniał, że bardzo mu to pomogło.

Jakie są różnice w przygotowywaniu kostiumu do filmu i dla teatru?
Nie ma porównania. Inaczej się projektuje dla filmu, inaczej dla teatru. W teatrze, szczególnie w operze, aktorzy są co najmniej kilka metrów od pierwszego rzędu widzów. W filmie wszystko ma pan przed oczami - tam guziczek może nagle na ekranie osiągnąć rozmiary talerza. Szczegół w kinie jest niezwykle ważny. Poza tym w teatrze mogę na scenie zobaczyć to, co zrobiłam i gdy coś sknociłam, to jeszcze dokonać jakichś poprawek. W kinie nie ma takich możliwości. I o tych różnicach podczas pracy nie można zapomnieć ani na chwilę. Dlatego ja bardzo dużo czasu poświęcam na projektowanie - ja mam każdy film przed rozpoczęciem zdjęć zaprojektowany od początku do końca. Realizacja jest tylko kolejną fazą, wtedy decydujący głos ma reżyser.

A pracowała Pani z największymi...
To prawda, to moja wielka radość, jestem przeszczęśliwa, że tak mi się udało. Wajda, Kawalerowicz, Antczak i wielu innych okazywali się po prostu wspaniałymi ludźmi. Kiedyś też inaczej się tworzyło, to była naprawdę wspólna praca. Dzięki temu zajęciu miałam piękne życie i piękne spotkania.

Przygotowywała Pani kostiumy do różnych gatunkowo filmów: od historycznych po współczesne, od batalistycznych po rozgrywające się w kilku pomieszczeniach. Wymagało to wyjątkowej dyscypliny?
Sama nie wiem, jak to zrobiłam. To rzeczywiście były bardzo różne filmy. Musiałam mieć jakąś metodę, bo metoda musi być, trzeba sobie wyrobić jakiś styl. Cieszę się, że mimo tej różnorodności moje filmy mają jakąś wartość. Za szczególny uważam „Noce i dnie”, do którego zrobiłam trzy i pół tysiąca kostiumów, a realizacja trwała trzy lata. A założenia były stricte plastyczne, że film ma wyglądać jak stare pocztówki i obrazy. Istotne były drobiazgi, konsekwentna gama kolorystyczna. To był cały skomplikowany proces. Co ciekawe, uświadamiam sobie, że nigdy nie miałam stałej asystentki, jeśli ktoś był, to na chwilę. Zawsze musiałam sama nosić ten swój bagaż na plecach...

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Czy ma Pani emocjonalny stosunek do swoich kostiumów? Czy trudno się Pani z nimi rozstać?
Pewnie, że mam emocjonalny stosunek do swoich projektów, kiedyś nawet próbowałam policzyć, ile kostiumów zrobiłam, ale się nie doliczyłam! Boli mnie, gdy jakieś kostiumy znikają, niszczeją, nie mogę pogodzić się z takim marnotrawstwem.

Pytam o to, bo po łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych, w której zrobiła Pani wiele filmów, został magazyn z kostiumami, które czekają w ciemności lepszych czasów...
To, że nie ma już Wytwórni, to największy skandal - Łódź to kolebka filmu. Ja bym z radością dusiła osobę odpowiedzialną za decyzję o jej likwidacji. Ja się dziwię, że tu nie ma jakiejś grupy, która by dokonała niemal rewolucji w tej sprawie. To bardzo smutne, co się stało, bo ciągle mogłoby to znakomicie funkcjonować. Miałam okazję buszować w magazynach kostiumów we Francji, a także w czeskim Barrandovie. Oni mają pokazowe magazyny kostiumów, broni, różnych dodatków. Ba, tam można wypożyczać całe kolekcje mebli. I nie leży to wszystko jedno na drugim, jak w kopcu, tylko jest pięknie eksponowane. Doskonale sobie dzisiaj tam radzą, w Pradze powstają produkcje hollywoodzkie. U nas wszystko przepadło.

Nie jest już za późno, żeby odbudować taką potęgę, jaką była łódzka Wytwórnia Filmów Fabularnych?
Sama się zastanawiam, czy nie jest już po sprawie. Dziś takich wielkich filmów nie robimy. Ale może też dlatego, że po zamknięciu Wytwórni wszyscy ci wspaniali fachowcy albo wyjechali, albo poumierali i dziś nie mamy już takich zdolnych ludzi. Za wszystkim stoi jakiś człowiek, a jeśli go nie ma, to właśnie wygląda to tak, jak wygląda. Nie rozumiem jednak, dlaczego pozwolono na to w Łodzi. Bo Łódź powinna na zawsze szczycić się swoją filmową tradycją, tu bowiem pracowali najwięksi. Nie potrafię sobie tego wytłumaczyć.

Najbardziej chyba żal właśnie tej potężnej ekipy rozmaitych fachowców. Dziś uważa się, że człowiek nie jest niezastąpiony.
Widzę, że teraz myśli się tak, że każdy może robić wszystko. Ale ja nie jestem tego zdania. Myślę, że to jest sprawa wybiórcza, są ludzie dedykowani pewnym zawodom, są w tym znakomici i to przestępstwo z nich rezygnować. Gdybym ja miała decydować o zastępowaniu takich ludzi innymi, to bym się dobrze zastanowiła. Ale dziś nie ma osób, które by się troszczyły o naszą kulturę tak głęboko. Wszyscy za to zapłacimy...

Barbara Ptak
Barbara Ptak jest absolwentką Wydziału Grafiki na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych i Wydziału Grafiki Artystycznej na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Zaprojektowała kostiumy i scenografie do około dwustu przedstawień teatralnych i ponad osiemdziesięciu filmów.

Cztery z filmów, przy których pracowała uzyskały nominacje do Oscarów: „Nóż w wodzie”, „Faraon”, „Ziemia obiecana”, „Noce i dnie”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki