Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boksowanie się z Bułhakowem: "Mistrz i Małgorzata" w Teatrze Arlekin [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Mariusz Saniternik (w kaftanie), aktor Teatru im. Jaracza, jako Iwan Bezdomny i narrator nadaje przedstawieniu zwartość, spina pracę całej obsady. Dobrze radzi sobie też jako animator marionetki
Mariusz Saniternik (w kaftanie), aktor Teatru im. Jaracza, jako Iwan Bezdomny i narrator nadaje przedstawieniu zwartość, spina pracę całej obsady. Dobrze radzi sobie też jako animator marionetki Krzysztof Szymczak
Pierwsza premiera łódzkiego Teatru Lalek "Arlekin" w wyremontowanej siedzibie adresowana jest do widza dorosłego. Nie bojącego się znużyć.

Reżyserując "Mistrza i Małgorzatę" na jubileusz 66-lecia Teatru "Arlekin", jego dyrektor Waldemar Wolański, posłużył się własną adaptacją powieści Bułhakowa. Tą samą, według której w roku 2008 zrobił spektakl w krakowskim Teatrze "Groteska" (ci sami są też autorzy muzyki i scenografii; także teksty promocyjne, że to adaptacja "bardzo indywidualna"). Postawił na wątek miłosny, argumentując, że losy Piłata i Jeszui wydłużyłyby spektakl.

Argument okazał się nietrafiony, bo w "Arlekinie" i tak w wielu scenach znać dłużyzny, z których największa to wariacja na temat wieczoru czarnej magii urządzonego przez świtę Wolanda. Choć trzeba przyznać, że ze sceniczną iluzją nieźle poradził sobie Marcin Sosiński (grający Korowiowa), to lista zdarzeń i wątłej jakości pomysłów o funkcji "ozdobników" i niekonsekwencji, które w nic się nie rozwijają, jest długa.

Iwan Bezdomny (Mariusz Saniternik) siedzi w tetrowej pielusze, która ma udawać kaftan bezpieczeństwa, aby scenę dalej owinąć się nią jak szalem (taka gra rekwizytem). Jako anioł zwisa sztuka innego materiału (i mówi głosem Franciszka Pieczki). Na balu Woland nie może po prostu napić się z czaszki Berlioza - musi otworzyć zatrzask i zrobić nóżkę z żuchwy (jakie to diabelskie), i zaraz czaszkę odrzucić. Wiele wysiłku aktorzy wkładają w przedstawienie gości balu: wieszają na linkach ich pół-płaskie wizerunki, by po chwili zniknęły one w kominie sceny. A gdzie bal i właściwe mu rytuały?

Słabość spektaklu zasadza się głównie na adaptacji tekstu, która spłaszcza dylematy bohaterów. Rozterki Małgorzaty są jak wzdychania mężatki, która kocha innego, a mówi się o tym w tonie powieści pozytywistycznej, dalekim od zaproponowanej przez Bułhakowa polifonicznej formy, łączącej satyrę m.in. z powieścią kryminalną. Lepiej prezentuje się wątek Mistrza, jego szaleństwa i niemożności osiągnięcia szczęścia na ziemi.

ZOBACZ TEŻ: Teatr Arlekin w Łodzi przygotowuje się do premiery "Mistrza i Małgorzaty" [ZDJĘCIA]

Narratorem akcji jest poeta Bezdomny. Zrozumiałe jest obsadzenie w tej roli Mariusza Saniternika, którego kunszt aktorski nadaje charakteru kolejnym scenom. Bezdomny (i tylko on) niesie właściwą powieści dwoistość - powagę religijnych dywagacji przeplataną komizmem, czarnym humorem. Saniternik ma przede wszystkim spiąć daleką od zespołowej pracę aktorów "Arlekina". Oglądamy świtę demonów, ale każdy aktor gra w oderwaniu od pozostałych, co potęguje statyczność scen. Najlepiej z tego grona wypada Katarzyna Stanisz jako wiedźma Helia (także animatorka postaci Małgorzaty), a Marcin Sosiński dał lalce redaktora gazety najwięcej charakteru (gorszy efekt dała przesadna aktywność w żywym planie). Z animacją marionetek najzgrabniej poradzili sobie Waldemar Presia (jako Azazello) i Saniternik. Patryk Steczek jako Woland jedynie cedzi słowa i demonicznie uśmiecha się spod kaptura.

Wątpliwy zdaje się w ogóle pomysł użycia dużych lalek hybrydowych, podobnych do tych używanych przez brzuchomówców. W detalach i interakcji z nimi imitują one ludzkie życie. Tu szusują po dużej scenie, a za nimi chowają się aktorzy jako słudzy Wolanda. Ma to tworzyć wrażenie, że ciemne moce kierują ludźmi, ale lalka i aktor są z tego samego porządku - wyglądają raczej realistycznie, więc taki dubel traci na znaczeniu. Kierowanie to wypada słabo, bo dzieje się bez interakcji z lalkową postacią - więc jakby demonów nie było. Wadę pomysłu obnaża Woland (Patryk Steczek) nagle wywołując zza lalki jedyną Helię. Ciekawe, że głowy lalek nie są spójne estetycznie - para kochanków wyróżnia się wśród znacznie przerysowanych postaci. Ale nawet pośród lalek hybrydowych z całkiem innej beczki jest lalka konferansjera varietes, Żorża Bengalskiego, ustawiona na stojaku, mająca obnażone uchwyty w łokciach do jednoczesnego animowania jej rąk.

Jeśli w tym "Mistrzu..." szukać znamion teatru dla widzów dorosłych byłyby to: sztuczny biust Helii, rozbieranie "magią" niecałkiem młodych kobiet, kilka nagich lalek, urywanie lalkom głów. Może lepiej nie wiedzieć kim jest odbiorca takich atrakcji i co ogląda w telewizji. A opisana przez Bułhakowa machina totalitarnego państwa, która deprawuje ludzi kultury? Zanik cnót, które ratować musi sam diabeł? Przecież nie zniknęły za sprawą zaklęć.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki