Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Był czas, gdy dla trasy W-Z liczył się czas

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda fot. Grzegorz Gałasiński/archiwum
Budowa szybkiego tramwaju na trasie północ-południe nie przyniosła efektów. Tramwaje nie jeżdżą szybciej, jedyną zaletą Łódzkiego Tramwaju Regionalnego była wymiana torów. Dlatego na trasie wschód-zachód chcemy wprowadzić lepsze rozwiązanie".

Tak w maju 2010 r. wiceprezydent Łodzi Dariusz Joński (SLD) uzasadniał wejście miasta w inwestycję pod nazwą przebudowa trasy W-Z. Przesłanie było proste: skoro ładujemy się w projekt wart ponad 350 mln zł, bo wtedy na tyle wyceniano tę inwestycję, to priorytetem musi być nie tylko poprawa infrastruktury i bezpieczeństwa, ale także poprawienie szybkości przemieszczania się na tej trasie tramwajów. Co ciekawe, Jońskiego wtedy krytykowała choćby Inicjatywa Przyjaznego Transportu.

Tunel trasy W-Z w "wersji Jońskiego" znajdował się na wysokości pl. Zwycięstwa, a wlot i wylot tunelu stanowić miał "wykop" lub też "kanał", zaczynający się za ul. Kilińskiego, a kończący się za Wydawniczą. Piotr Szałkowski z IPT w tym samym tekście "Dziennika Łódzkiego" oceniał, że "tunel na wysokości placu Zwycięstwa nic nie zmieni, bo tramwaje i tak jeżdżą tam po wydzielonym torowisku. Wyda się miliony, aby pasażerowie zaoszczędzili kilkadziesiąt sekund".

Cóż... Dziś mamy tak, że projekt przebudowy trasy W-Z po metamorfozach wart jest dwa razy więcej, czyli blisko 700 mln zł, a nie zaoszczędzimy nawet tych kilkudziesięciu sekund, o których mówi ekspert IPT, tylko dokładnie 0,01 minuty, czyli 0,6 sekundy. To oficjalne dane, które Zarząd Dróg i Transportu przekazał do Centrum Unijnych Projektów Transportowych, instytucji oceniającej projekty pod kontem unijnego dofinansowania.

Tak, wiem, że po metamorfozach projekt W-Z nie jest już nastawiony na warunek przyspieszenia linii tramwajowej, bo teraz ma być bezpiecznie, z dostosowaniem dla potrzeb niepełnosprawnych, no i ze skomunikowaniem W-Z z Łódzkim Tramwajem Regionalnym za pomocą Dworca Tramwajowego Centrum, tak, by nie trzeba było biegać 200 metrów na przesiadkę. Tak czy siak trzeba się jednak cieszyć z tych "oszczędności", bo przecież niedawno radni opozycji narzekali, że ta inwestycja nie przyniesie żadnych korzyści czasowych, a teraz jesteśmy mądrzejsi o tę wiedzę, że "zysk" jednak będzie.

Nie mogę się jednak oprzeć skomentowaniu pewnych pęknięć w logice takiej strategii. Bo ile tramwaj w swej istocie rzeczywiście ma dowozić przede wszystkim bezpiecznie, to akurat w kontekście W-Z mówiło się przez ładnych parę lat "szybki tramwaj". Jeśli cała inwestycja ma służyć przede wszystkim komunikacji zbiorowej, bo to dziś główna oś uzasadnienia tej inwestycji, to do zbiorkom trzeba czymś łodzian zachęcić. Czym zatem, jeśli nie konkurencyjną względem choćby samochodów prędkością?

Trzecia rzecz, to fakt, że większa część torowiska W-Z wymieniana była nieco ponad 10 lat temu, a jednak na pewnych odcinkach tej trasy są ograniczenia szybkości dla tramwajów nawet do 10 km na godz. Pytam się zatem, czy to także biorąc pod uwagę te dzisiejsze ograniczenia, po modernizacji na przejeździe przez całą trasę tramwaj zyska te 0,6 sekundy? Po zupełnie nowym torowisku? Z inteligentnym systemem sterowania sygnalizacją? Bo jeśli tak, to w tym całym CUPT musi być dziś niezły rechot po przeczytaniu analiz ZDiT. A w zasadzie "analiz".

Bo ZDiT raczy nas jeszcze masą innych, szalenie optymistycznych informacji. Na przykład takich, jak ta, że w 2016 r. MPK będzie mieć dzięki modernizacji trasy W-Z o ponad 110 tys. pasażerów więcej, przy założeniu, że zysk z biletów wzrośnie o nieco ponad 51 tys. Rzeczywiście to bardzo realne, bo zestawiając ze sobą te dwie liczby, można wyciągnąć wniosek, że za trzy lata każdy z tych nowych pasażerów dostanie roczną migawkę po 2 zł z groszami, albo też będą to sami gapowicze, bo podwyżka, która zapewni te 51 tys. zł obejmie tylko tych pasażerów, którzy "wuzetką" jeździli przed modernizacją.

Długofalowy efekt modernizacji trasy W-Z zakłada m.in. zwiększenie liczby pasażerów o 1,2 mln w 2037 r. W mieście dla którego GUS zakłada prognozę liczby mieszkańców na rok 2035 na poziomie 577 tys. ludzi... W wieku poprodukcyjnym może być aż 180 tys. ludzi, czyli ponad 30 proc. stanu ludności miasta. Wówczas wiek poprodukcyjny, to dla mężczyzny ukończone 67 lat, a dla kobiety 65. Przy założeniu, że wszyscy poprodukcyjni łodzianie przekroczą 70 rok życia i będą aktywnie przemieszczać się po mieście, to MPK rzeczywiście może liczyć na przyrost. Pod warunkiem, że utrzyma obecny przepis, iż za darmo jeżdżą ci, którzy ukończyli 70 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki