Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Casting w Łodzi na wakacyjnych animatorów. Walczyli o pracę w ciepłych krajach

Agnieszka Jasińska
Casting na animatorów odbył się w łódzkim hotelu Holiday Inn. Zgłosiło się na niego 200 osób z całej Polski. Do kolejnego etapu przejdą 42. Zostaną zaproszone na szkolenie do Egiptu. Po powrocie animatorzy będą przydzieleni do pracy w hotelach w różnych częściach świata
Casting na animatorów odbył się w łódzkim hotelu Holiday Inn. Zgłosiło się na niego 200 osób z całej Polski. Do kolejnego etapu przejdą 42. Zostaną zaproszone na szkolenie do Egiptu. Po powrocie animatorzy będą przydzieleni do pracy w hotelach w różnych częściach świata Grzegorz Gałasiński
Przyjechali do Łodzi z całej Polski - z Pomorza, Podlasia, ze Śląska. Poprzebierani za kangury, krokodyle, z pomalowanymi na kolorowo twarzami starali się o pracę w ciepłych krajach. W weekend w Łodzi odbył się casting na wakacyjnych animatorów dla dzieci.

Dla dwustu osób, które stanęły do rywalizacji, jest to praca marzeń. Szczęściarze mogą trafić do hotelu, w którym będzie się opalać Putin albo Madonna. Jednak czy rzeczywiście to najlepsze zajęcie pod słońcem?

Sobota, godz. 10. Na pierwszym piętrze hotelu Holiday Inn w Łodzi jeszcze nigdy nie było tak kolorowo. Do castingu szykuje się pierwsza grupa. Młodzi ludzie w pośpiechu przebierają się na korytarzu. Każdy chce się wyróżnić. Najmłodsi mają po 18 lat, najstarsza osoba - 34. Wysoki brunet podśpiewuje pod nosem piosenkę o zielonej żabce, a ładna blondynka ściąga spodnie i narzuca na siebie zielony płaszcz przeciwdeszczowy w kolorowe grochy i czapkę dinozaura.

Wstają ci, którzy mają na nogach skarpetki

Zadanie jest takie: jedna osoba prezentuje przygotowaną przez siebie piosenkę, taniec lub zabawę. Musi zachęcić grupę do podskoków, wspólnego śpiewania lub rysowania. Nie jest to łatwe, gdyż ludzie w grupie to konkurenci. Potem zmiana. Osoba zabawiająca siada z innymi, a kolejny młody człowiek musi się wykazać.

W grupach jest średnio po dziesięć osób. Wszystkich ocenia sześcioosobowe jury, składające się z przedstawicieli biura podróży. Są wśród nich trenerzy, którzy na co dzień szkolą animatorów. Najważniejsze na castingu to przyciągnąć uwagę, sprawić, by nie było nudno. Jeśli grupa się bawi i śmieje, to dobrze. Jeśli nie, marne szanse na pracę animatora. Zabawa musi też mieć sens. - Dzień dobry - mówi do członków jury niska brunetka z hawajskim wieńcem z kwiatów na szyi. - Hej, hej, jakie dzień dobry? - pyta zdziwione jury. -Tutaj się mówi "cześć", a nie "dzień dobry".

Brunetka uśmiecha się, poprawia, drżącymi rękami podaje CV. Włącza muzykę. Ustawia krzesła w kółku. - Mam na imię Gosia. Zapraszam do zabawy. Niestety, nie ma krzeseł dla wszystkich. Trzeba być szybkim. Ja rzucam hasło i wstają ci, których ono dotyczy. Kto nie zdąży, odpada. A więc... "Wstają ci, którzy mają skarpetki"- krzyczy Gosia i na sali robi się zamieszanie.

Uczestnicy castingu bawią się tak dobrze, że nie słyszą nawet, kiedy jurorzy mówią, że już dość. - Wystarczy. Prosimy następną osobę - kończy zabawę jury.

Jak kangury w rytm afrykańskiej piosenki

Agnieszka Sztejnbis, radomianka, podskakuje jak kangur w rytm afrykańskiej piosenki. Dziewczyna ubrana w kolorowe spodnie alladynki sama przygotowała układ choreograficzny. Grupa całkiem dobrze się bawi. Agnieszce uśmiech ani przez chwilę nie znika z twarzy. - Studiuję stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Łódzkim. Jestem na czwartym roku. Moi znajomi pracują jako animatorzy. Od nich usłyszałam o rekrutacji. Postanowiłam, że spróbuję. Lubię tańczyć, bawić się. Moja mama jest nauczycielką w klasach I - III, więc podejście do dzieci mam w genach - mówi Agnieszka.

Justyna Bajsierowicz przyjechała na casting z Brzegu. Towarzyszyła jej kuzynka. Dziewczyny weszły do sali z pomalowanymi na kolorowo twarzami. Przyciągały uwagę już na korytarzu. - Byłam wychowawcą na obozach i koloniach. Mam doświadczenie z dziećmi. Chciałam teraz spróbować czegoś nowego - mówi Justyna z namalowanym na twarzy słoneczkiem. - Studiuję turystykę i rekreację. Jestem na drugim roku.

Natalia Szczepaniak, kuzynka Justyny, studiuje zarządzanie na Uniwersytecie Wrocławskim. - Uczę też dzieci z podstawówki języka angielskiego. Nadaję się do pracy jako animator, bo lubię maluchy - podkreśla Natalia.

Kuzynki najbardziej chciałyby pracować w Grecji. - Są tam piękne widoki, woda ma niezwykły kolor, są ładne plaże, no i Grecy też są fajni - śmieją się dziewczyny.

Krzysztof Sikorski najchętniej pracowałby w Hiszpanii. Nie chce tylko do Egiptu. - To inny krąg kulturowy. Ja wolę Europę - mówi Krzysztof.

Wolą hotel na Kanarach niż budowlankę

Na castingu zdecydowanie dominowały dziewczyny. - To nieprawda, że to niemęskie zajęcie. Dobrze, że chłopaków jest mniej. Ci, którzy przyszli, mają przez to większe wzięcie - śmieje się Krzysztof z Łodzi.

Przemysław Dobrowolski ze Zgierza studiuje pedagogikę. Jest na trzecim roku.- Nie można być w tym wieku na utrzymaniu rodziców. W wakacje można zatrudnić się w budowlance albo w hotelu na Wyspach Kanaryjskich. Ja wolałbym Kanary - mówi Przemek.

Po animacjach na uczestników castingu czekała rozmowa kwalifikacyjna w języku obcym. Każdy animator musi znać angielski, inne języki są mile widziane. - Nie przeprowadzamy testów - mówi Radomir Świderski, rzecznik łódzkiego biura podróży Rainbow Tours, które zorganizowało casting. -Rozmawiamy po angielsku, sprawdzamy komunikatywność.

Z dwustu osób, które brały udział w castingu na animatora, zostaną wybrane 42. Pojadą na tygodniowe szkolenie do Egiptu. Jednak o opalaniu i odpoczynku mogą w tym czasie zapomnieć. - To ostatnia rzecz, na jaką będą mieć czas - zaznacza Świderski. - Przyszli animatorzy będą w Egipcie brać udział w wykładach i dowiedzą się, czego od nich oczekujemy. Będą zajęcia ruchowo-taneczne i nauka animacji.

Po powrocie z Egiptu animatorzy zostaną przydzieleni do hoteli w różnych częściach świata.- Nie możemy zagwarantować konkretnego kierunku. Staramy się dobierać do siebie zespoły animatorów tak, aby wzajemnie się uzupełniali - mówi Świderski.

Animatorzy i rezydenci jak psychologowie

Animatorzy pracują w ciepłych krajach zwykle od czerwca do połowy września. Towarzyszą rezydentom, którzy pomagają na miejscu turystom.

- Rekrutacja rezydentów odbywa się co roku od stycznia do marca. Trzeba być pełnoletnim, znać przynajmniej jeden język obcy, być dyspozycyjnym i mieć prawo jazdy - mówi Świderski. - Rekrutacja składa się z trzech części. Pierwsza to złożenie CV. Na tej podstawie rekruterzy podejmują decyzję o zaproszeniu do drugiego etapu. Jest nim test wiedzy, m.in. z: geografii, historii i prawa. Trzeci etap to spotkanie z rekruterami , gdzie uczestnicy proszeni są o wykonanie zadań, związanych ze specyfiką zawodu.

Wiele osób twierdzi, że praca animatora czy rezydenta jest pracą marzeń. Jednak nie wygląda to tak kolorowo. - Wszystkich pracowników pytamy w każdym sezonie o ich preferencje, jeśli chodzi o miejsce pracy. Oczywiście staramy się te życzenia uwzględniać w miarę możliwości, ale na ostateczną decyzję wpływ mają przede wszystkim indywidualne predyspozycje czy umiejętności kandydata, w tym znajomość języków obcych, ale również aktualne zapotrzebowanie - mówi Marek Surowiec, destination manager Neckermann Polska, Węgry i Czechy, wcześniej wieloletni rezydent biura podróży Neckermann. - Praca rezydenta i animatora wymaga wyczucia. Trzeba zawsze działać jak psycholog i nawet jeśli pojawią się problemy, nie traktować ich osobiście. Szczególnie osoby z mniejszym doświadczeniem, pracujące pierwszy sezon tak to odbierają. Wraz z doświadczeniem to się zmienia, ale trzeba sporo kultury osobistej i psychologicznego podejścia, by dotrzeć do turysty, bo wiadomo, że ludzie bywają przeróżni. Dlatego też w procesie rekrutacji i podczas szkoleń na rezydenta zwracamy szczególną uwagę na kulturę osobistą oraz odporność na stres kandydata.

Rezydenci i animatorzy są zwykle zakwaterowani w kwaterach pracowniczych na terenie hoteli. Czasami mają zagwarantowane też wyżywienie.

Od trzech do pięciu tysięcy miesięcznie, słońce i widoki gratis

Miesięczne wynagrodzenie wraz z prowizją ze sprzedaży imprez fakultatywnych i w zależności od indywidualnych wyników i stażu pracy rezydentów wynosi od trzech do pięciu tysięcy złotych. Podobne pieniądze zarabiają animatorzy. Słońce i widoki są gratis. A minusy?

- Już w pierwszym tygodniu pobytu w Turcji przekonałam się, że animacje to nie wakacje - opowiada Kamila Dziepak, animatorka Happy Events z Neckermanna. - Animator tak naprawdę żyje swoją pracą, bo na nic innego nie ma czasu. Jeden dzień wolnego w tygodniu służy raczej do odsypiania poprzednich sześciu dób. Mój dzień zaczynał się o godz. 9. Szybki bieg do restauracji po jakąś bułkę, gdzie po drodze witałam gości hotelowych i do dzieła. Opieka i zabawa z dziećmi, a później gry sportowe i nauka tańca z ich rodzicami. Cały ten czas spędzałam na ostrym słońcu. O 12.30 przerwa na obiad i krótką drzemkę.

14.30 - mimo że dwie minuty wcześniej dopiero zwlokłam się z łóżka - muszę wykazywać pełne obroty. Szeroki uśmiech numer 10 i wracamy do obowiązków. Gry, zabawy oraz konkursy dla całych rodzin bądź przygotowywanie dzieci do przedstawienia. Godz. 18.30 -krótkie spotkanie z całą międzynarodową drużyną animatorów, prysznic, kolacja i ciąg dalszy. Czas na minidisco dla dzieci, a potem wieczorny show, wyczekiwany przez wszystkich gości. Jest to kulminacyjny punkt dnia, gdy eksplodujesz resztki swojej energii. O północy każdy animator biegnie do amfiteatru, by posprzątać po przedstawieniu i podsumować dzień wraz z innymi kolegami z pracy. Następnie próba do kolejnego show, który odbędzie się jutro. Nauka choreografii, dopasowanie kostiumów i przygotowanie dekoracji. Zasypiam o trzeciej nad ranem.

Dlaczego w telewizji na Majorce nie ma polskich kanałów? Gdy animatorzy podskakują z dziećmi w rytm wakacyjnych melodii, rezydenci pilnują, by ich rodzice mieli udany urlop.

- Nie jest to wcale łatwe zajęcie. Trzeba na przykład tłumaczyć turystom, dlaczego w telewizji na Majorce nie ma polskich kanałów albo uspokajać ludzi, którzy narzekają, że w hotelu jest za dużo dzieci - opowiada nam rezydent. - Czasami trzeba pojechać z turystami do szpitala. Trzeba interweniować, kiedy zamiast wymarzonego pokoju z widokiem na morze jest pokój z grzybem i popsutym prysznicem. Wbrew pozorom, nie jest to wcale taka idealna praca, jak mogłoby się wydawać.

Dawniej, kiedy turystyka nie była tak powszechna, praca rezydenta była nobilitacją i szansą na podróżowanie. Teraz też perspektywa pracy za granicą ma znaczenie, ale młodzi ludzie podchodzą do tego bardziej zadaniowo. To przede wszystkim sprawdzenie siebie i zdobycie doświadczenia. To też często krok w karierze. - W większości przypadków zgłaszają się do nas kandydaci na rezydentów, którzy marzą o pracy w turystyce - mówi Surowiec. - Zazwyczaj mają już wcześniejsze doświadczenia w animacji, hotelarstwie, jako piloci wycieczek lub w biurze podróży. To nie zmieniło się nawet po transformacji ustrojowo-ekonomicznej w naszym kraju. Wielu po przepracowaniu jednego lub dwóch sezonów na stanowisku rezydenta nie wytrzymuje próby ognia, często ze względów osobistych. Praca rezydenta wiąże się z szeregiem wyrzeczeń, np. z koniecznością ciągłych zmian miejsca zamieszkania lub długotrwałego ograniczenia kontaktów z rodziną lub partnerem. Z drugiej strony, otrzymujemy bardzo wiele zgłoszeń od osób, które już mieszkają za granicą, chcą tam pozostać i poszukują pracy u nas.

Na plaży, gdzie opalał się Putin i Madonna

Surowiec przyznaje, że w pracy rezydenta, zwłaszcza w niektórych miejscach, regularnie odwiedzanych przez prominentów, można spotkać sławne osoby: polityków, sportowców czy celebrytów.

- Z mojego doświadczenia mogę wymienić prezydenta Rosji Władimira Putina czy tenisistę Federera - mówi Surowiec. - W czasie, kiedy pracowałem na Malediwach, na sąsiedniej wyspie w zasięgu wzroku urlop wraz z rodziną spędzała Madonna. Co chwila ciekawscy próbowali podpływać do jej hotelu na łodziach czy kajakach, aż gwiazda zagroziła, że opuści hotel, jeśli obsługa czegoś z tym nie zrobi.

Zdarzają się też niecodzienne sytuacje, dotyczące samych rezydentów. - Zatrudniliśmy dwie węgierskie rezydentki o tym samym imieniu i nazwisku i z tą samą datą urodzenia, niespokrewnione ze sobą w żaden sposób. Rezerwacja dla nich przelotów i hoteli była małym wyzwaniem, bo wszyscy myśleli, że to zdublowane rezerwacje i jedną z nich wykasowywali - wspomina Surowiec.

Biura podróży zazwyczaj nie zatrudniają osób, które są gotowe pracować wyłącznie w jednym miejscu. - Przydział do niektórych, na przykład dalekich i egzotycznych destynacji, traktowany jest jako nagroda za dobre wyniki w pracy - podkreśla Surowiec. - Zazwyczaj też rezydenci sami chcą zmienić kierunek w kolejnym sezonie, ponieważ pracują u nas obieżyświaty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki